Nagana za kichnięcie, WF na deszczu. Co się dzieje w szkołach?
- Moja córka wylądowała na dywaniku u dyrektora za jedzenie bułki bez maski – mówi jedna z mam w rozmowie z WP Kobieta. – Innej uczennicy nauczyciel kazał z kolei zrobić 50 pompek, bo nie miała maseczki na twarzy. To już jest tresura i absurd.
13.10.2020 14:21
Jak podają liczby, w Polsce codziennie lawinowo przybywa osób, u których stwierdzono COVID-19. Cały kraj podzielony jest na żółte i czerwone strefy, co idzie w parze z różnego rodzaju obostrzeniami. Jeśli chodzi o szkoły, wytyczne nie są aż tak restrykcyjne. Dzieci muszą nosić maseczki w częściach wspólnych (np. w szatniach), obowiązuje dezynfekcja rąk, zaleca się częste wietrzenie pomieszczeń. A jednak, co szkoła, to inne zasady. I to takie, które rodziców doprowadzają do szału.
Wietrzenie przez cały dzień. Dzieci "potrzebują powietrza"
Syn Agaty chodzi do drugiej klasy szkoły podstawowej. Jego wychowawczyni jest tuż przed emeryturą i wprowadza zdecydowanie większy rygor sanitarny, niż wymaga tego od niej dyrektor.
- Dzieci nie mają przerw, mają zakaz przynoszenia jakichkolwiek przedmiotów z domu, ciągle muszą dezynfekować ręce – mówi Agata w rozmowie z WP Kobieta. – Kiedy ktoś kichnie, pani podobno mówi, że ma nie chodzić do szkoły i nie zarażać innych. Ale to jeszcze nic. Wczoraj okazało się, że od początku roku sale są cały czas wietrzone.
Do tej pory dzieci o tym nie mówiły, bo temperatura na zewnątrz była wyższa.
- Wczoraj syn wrócił do domu mówiąc, że cały przemarzł w klasie. Zaczęłam dopytywać i okazało się, że pani w ogóle nie zamyka okien w sali. Podobno kilka dziewczynek zgłaszało, że jest im zimno, ale nie przyniosło to żadnego skutku. Nauczycielka stwierdziła, że "potrzebują powietrza".
Agata rozmawiała na ten temat z innymi mamami i słowa syna się potwierdziły. Dzieci skarżyły się rodzicom na chłód w sali.
- Nie dość, że te dzieci naprawdę zmarzły, to jeszcze mamy efekt w postaci przeziębień – dodaje wzburzona Agata. – Mój syn wstał z katarem i kaszlem. I już wiem, że do końca tygodnia nie pojawi się w szkole, bo go tam po prostu nie wpuszczą. To samo z trójką innych dzieci z jego klasy. Tak się nałapali tego powietrza, że teraz muszą siedzieć w domu. To się w głowie nie mieści!
Wietrzenie sal faktycznie jest zalecaną procedurą, jednak nie w czasie lekcji, a podczas przerw. Wtedy, kiedy dzieci znajdują się na korytarzu.
"30 osób we własnych smrodach"
W szkole, do której chodzi syn Anny Krysiak też nie dzieje się dobrze. Uczniowie mają W-F na zewnątrz, niezależnie od pogody. Biegają w deszczu, do tego muszą to robić w maseczkach. Pół klasy jest już przeziębiona. A druga połowa nie może wychodzić z sali na przerwy.
- Mój syn przerwę ma, ale w klasie – mówi w rozmowie z WP Kobieta. - 30 osób we własnych "smrodach" przez osiem godzin. Jedzą, piją i, za przeproszeniem, uwalniają gazy w tym samym pomieszczeniu. I dlaczego? Ano podobno po to, żeby uczniowie innych klas nie mieli ze sobą styczności. A przynajmniej tak to tłumaczą.
Do tego dochodzi jeszcze kwestia maseczek, które w szkole, do której chodzi syn Anny są teraz obowiązkowe także na lekcjach.
- Na początku roku obowiązywały tylko w częściach wspólnych, więc machnęłam na to ręką – przyznaje. – Ale na noszenie ich przez cały czas, przez osiem godzin, po prostu się nie zgadzam. Napisałam do dyrekcji – o tym, że jest astmatykiem, ale też o i o tym, co uważam na temat noszenia maseczek. O tym, że one i tak nie chronią. I że nie ma stanu wyjątkowego, ustawy, podstawy prawnej. Przeszło, nikt nie zwraca mu uwagi. Chyba nie chcą się ze mną szarpać.
Anna ma swoje przemyślenia na temat tego, co robią nauczyciele.
- Mam czasem wrażenie, że te biegi na WF-ie w deszczu, wierzenie klas przy 5 stopniach, kiedy dzieci są w samych bluzach i stawianie ocen na potęgę ma konkretny cel. Jak dzieci się przeziębią, to nie będzie ich w szkole. Poza tym myślę, że oni już dobrze wiedzą, że szkoły będą znów zamknięte i zdalne.
Kichasz? Dostaniesz naganę
Jeśli wydaje wam się, że osiągnęliśmy już kres jeśli chodzi o to, co dzieje się obecnie w niektórych polskich szkołach, to niestety – jesteście w błędzie. Okazuje się bowiem, że wśród zakazów może się znaleźć również ten dotyczący… kichania.
- Mój syn chodzi do piątej klasy – relacjonuje w rozmowie z WP Kobieta Krysia Bąk. - Poszedł do szkoły zdrowy bez kataru. Ale na jednej z lekcji po prostu zaczął kichać. Nauczycielka zaczęła się na niego wydzierać, że nie można mu kichać, ma sobie maskę założyć i zaraz da mu naganę... Później wychowawczyni dzwoniła do mnie, że mam odebrać dziecko, bo ma katar. Od dziś już siedzi w domu, żeby się do niego nikt nie doczepił.
Co jeszcze? Nakaz ciągłej dezynfekcji, który skutkuje u dzieci podrażnieniami skóry i reakcjami alergicznymi. W szkole, do której chodzi syn Beaty, uczniowie regularnie muszą przecierać krzesła i ławki chusteczkami do dezynfekcji. No i pęd z materiałem, bo "nie ma czasu" – to zjawisko potwierdza obecnie większość rodziców. W szkole, do której chodzą dzieci Kingi, nakaz chodzenia w maseczce wymknął się spod kontroli.
- Moja córka wylądowała na dywaniku u dyrektora za jedzenie bułki bez maski – mówi wzburzona w rozmowie z WP Kobieta. – Innej uczennicy nauczyciel kazał z kolei zrobić 50 pompek, bo nie miała maseczki na twarzy. To już jest tresura i absurd.
"Jakby się wszystkie matki zebrały…"
W szkole, do której chodzą dzieci Mileny póki co jest względnie normalnie.
- Dzieci uczą się w jednej klasie – mówi w rozmowie z WP Kobieta. - To nauczyciele się zmieniają. Do tego na lekcji nie obowiązują maseczki. Gdybym tylko dowiedziała się o czymś nierozsądnym, to bym interweniowała! Tu chodzi o dobro wszystkich dzieci… Gdyby wszystkie matki się zebrały i poszły z tym do dyrekcji, to by wygrały.
Milena ma już w tym temacie doświadczenie, dlatego chętnie doradza innym rodzicom.
- Ja przez dwa lata walczyłam ze szkołą i wygrałam – mówi. - Kiedy dyrekcja zawiodła, poszłam wyżej, czyli do wójta. Przyjął mnie z otwartymi ramionami, wysłuchał i poparł. Zrobił porządek w szkole i teraz jak mnie widzą, to wiedzą, że nikt mi nie podskoczy, a o prześladowaniu dziecka nie ma mowy! Czasy się zmieniły. Mamy dostęp nawet do tego, aby uczestniczyć w lekcji. Najważniejsze to słuchać swojego dziecka i interweniować, kiedy dzieje się coś złego. Tak jak z tym wietrzeniem. Można dać dziecku termometr, niech zmierzy temperaturę i zrobi zdjęcie. Temperatura w klasie nie może nić niższa niż 20 stopni. Zdjęcie to dowód, z którym można iść do dyrekcji. – dodaje Milena.
Szkoły to tylko 2 proc. wszystkich zakażeń
Czy szkoły to faktycznie aż tak niebezpieczne miejsca? Czy zachowania nauczycieli są w pełni uzasadnione? O ocenę realnej skali problemu poprosiliśmy Ministerstwo Edukacji Narodowej.
- Zgodnie z informacjami uzyskanymi od kuratorów oświaty na podstawie danych od dyrektorów, w poniedziałek, 12 października br. w trybie stacjonarnym pracowało ponad 47 tys. przedszkoli, szkół i placówek oświatowych, co oznacza prawie 100 procent placówek pracujących w tradycyjny sposób (97,76 proc.) - czytamy w odpowiedzi rzecznika prasowego MEN dla WP Kobieta. - 1,70 proc. placówek pracuje w trybie mieszanym. Zdalne nauczanie obowiązuje obecnie tylko w 0,54 proc. placówek oświatowych. Jak wynika z danych GIS, szkoły nie są głównym źródłem zakażenia, stanowią jedynie 2 proc. zakażeń.
Wytyczne MEN - jakie zasady faktycznie obowiązują?
Ministerstwo Edukacji Narodowej, Ministerstwo Zdrowia oraz Główny Inspektorat Sanitarny opracowały szczegółowe wytyczne dotyczące funkcjonowania szkół. Wynika z nich, między innymi, że:
- Należy wietrzyć sale co najmniej raz na godzinę, w czasie przerwy, a w razie potrzeby także w czasie zajęć.
- Nauczyciel organizuje przerwy dla swojej grupy, w interwałach adekwatnych do potrzeb, jednak nie rzadziej niż po 45 min. Grupa spędza przerwy pod nadzorem nauczyciela.
- Zaleca się korzystanie przez uczniów z boiska szkolnego oraz pobytu na świeżym powietrzu na terenie szkoły, przy zachowaniu zmianowości grup i dystansu pomiędzy nimi.
- Należy zapewnić taką organizację pracy i koordynację, która utrudni stykanie się ze sobą poszczególnych grup uczniów (np. różne godziny przyjmowania grup do placówki, różne godziny przerw lub zajęć na boisku).
W wytycznych brak jest podpunktów dotyczących karania za katar (uczeń ma po prostu przychodzić do szkoły zdrowy. Jeśli jest chory, powinien zostać skierowany do domu). Nie ma też nakazu noszenia maseczek na lekcjach. Znamienne jest również to, że uczniowie mają prawo do przerw co 45 minut. Aby zmniejszyć ryzyko, należy tak ustawić grafik poszczególnych klas, by nie spotykały się ze sobą na korytarzach w trakcie przerw. Samo wychodzenie z sali w tym czasie nie jest zakazane.