Ewa Skrzypczak: Toksyk nie lubi długo udawać
- Miałam pacjentkę, która potwierdzenia, czy rzeczywiście może rozwieść się z uzależnionym toksykiem, szukała u księdza. Dopiero kiedy znalazła takiego, który dał jej zielone światło, podjęła decyzję - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Ewa Skrzypczak - psycholożka, profilaktyk i terapeuta uzależnień, certyfikowany coach, terapeuta par, autorka książki "Dlaczego on mi to robi".
22.09.2023 06:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Katarzyna Pawlicka, Wirtualna Polska: Pytanie "dlaczego on mi to robi?" stało się tytułem pani książki - kompendium wiedzy o toksycznych relacjach. Dla mnie w trakcie lektury ważniejsze stało się natomiast inne: dlaczego my to sobie robimy? Dlaczego - jak jedna z bohaterek - Natalia - która wiedziała, że jest tą drugą, a nawet trzecią, była w stałym kontakcie z żoną swojego kochanka-toksyka - nadal tkwimy w unieszczęśliwiających związkach?
Ewa Skrzypczak: Mechanizmy są przeróżne, więc wskazane jest indywidualne podejście. Najczęściej powodem są tkwiące w nas przekonania czy schematy z dzieciństwa. Jednym z nich jest chęć udowodnienia sobie, że zmienię partnera. Albo będę starał/a się ze wszystkich sił pokazać, że na niego zasługuję, a on/a wtedy znów będzie taki jak dawniej. Bo toksyk, co bardzo istotne, na początku relacji gra, prezentuje się z jak najlepszej strony.
Powodem może być też skrzywiony obraz bycia w relacji, a przez to chęć trwania w niebezpiecznych i niezdrowych związkach. Pojawiają się także stwierdzenia: "przecież życie to nie bajka, wszyscy mamy jakieś problemy, chcąc być w związku, muszę godzić się na kompromisy". Rzecz w tym, że w przypadku związku toksycznego nie ma mowy o kompromisach - tylko jedna strona stawia wymagania.
Związek z toksykiem wyniszcza - często także fizycznie.
Kiedy żyjemy w permanentnym stresie, niepewności i niewiedzy, a taki jest związek z toksykiem, mamy podwyższony kortyzol. Wówczas nasz organizm wysyła sygnały ostrzegawcze. Najczęściej pojawiają się problemy z zasypianiem, koncentracją. Często ofiary toksyków są na lekach uspokajających, leczą się na depresję. W moim przypadku były to zaburzenia odżywiania - żyłam w stresie, więc nie jadłam i chudłam. Znam kobietę, która nie zmieniając swoich nawyków żywieniowych, tyła. O dziwo, po wyjściu z toksycznej relacji i przepracowaniu jej, szybko wróciła do swojej normalnej sylwetki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Można tkwić w związku z toksykiem w ogóle o tym nie wiedząc?
Oczywiście! Bardzo często pojawiają się u mnie osoby, które niemalże od progu pytają: kto w tej relacji jest nienormalny i toksyczny - ja czy partner? A może po prostu do siebie nie pasujemy? Potrzebują wyjaśnienia, co jest normą, a co dysfunkcją. Czasem żyją w związkach, w których dochodzi także do przemocy fizycznej. Gdy mówię im o tym wprost, otwierają szeroko oczy i stwierdzają: nie patrzyłam/em na to w ten sposób, myślałam/em, że uderzył/a, bo go sprowokowałam/em.
Zwodnicze bywają początki związku z toksykiem, które potrafią uśpić czujność na lata. "Czułam się jak w komedii romantycznej" - mówi jedna z pani bohaterek.
Tym bardziej że toksyczny partner celowo przypomina nam te chwile w kryzysowych czy konfliktowych sytuacjach, albo kiedy dostrzega, że ofiara zaczyna zauważać, jak krzywdzący i niszczący jest dla niej ten związek i chce się z niego wycofać.
Trzeba przede wszystkim zwrócić uwagę na tempo rozwoju relacji. Nie mówię, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, ale warto mieć świadomość, że toksyk nie lubi długo udawać, szybko chce rozkochać w sobie ofiarę. Chce mieć też poczucie, że ofiara jest całkowicie w jego władaniu i np. błyskawicznie proponuje wspólne zamieszkanie, bo wtedy łatwiej mu ją kontrolować. Albo szybko pojawia się pomysł kupna wspólnego domu na kredyt. Lub dziecko, które uruchamia tak pożądane przez toksyka myślenie "bez niego na pewno sobie nie poradzę".
Toksyków przyciągają osoby o określonych cechach? Określonym podejściu do życia?
Każdy z nas może trafić na toksyka. Ważniejsza jest kwestia długości trwania w tym związku i stopnia zaangażowania. Osoby, które pozostają w takich relacjach, cechuje na pewno duża wrażliwość, wielka empatia i chęć pomagania innym. Często pochodzą z trudniejszych domów, niekoniecznie przemocowych, ale takich, w których nie otrzymywały wystarczająco dużo ciepła i miłości. Bardziej dbają o potrzeby innych aniżeli swoje i tłumaczą sobie, że przecież partner jest taki biedny, miał trudne dzieciństwo, był poszkodowany, więc teraz pokażę mu, że miłość istnieje i jednocześnie sam/a sobie to udowodnię. Na pewno warto zrobić wgląd w siebie i zadać sobie pytanie, dlaczego akurat ja akceptuję zachowania, które już na wstępie powinnam odrzucić.
Po lekturze książki wiem, że sygnałów ostrzegawczych jest cała masa, ale czy mogłaby pani wskazać te najważniejsze, takie, których absolutnie nie powinnyśmy ignorować.
To oczywiście również kwestia indywidualna, ale bardzo alarmujący jest na pewno element izolowania: chęć, aby ofiara była cały czas ze mną lub w domu, nigdzie nie wychodziła i z nikim nie rozmawiała. Taka strategia służy pozbawieniu grupy wsparcia, pokazaniu, że wyłącznie ja jestem osobą, która chce z nią przebywać i z nią wytrzymuje, że po wyjściu z relacji nic jej nie czeka, a co za tym idzie, kontrola jest dużo łatwiejsza.
Wczoraj rozmawiałam z kobietą, która oddaje całą pensję swojemu partnerowi, bo od wielu lat słyszy, że on lepiej zorganizuje budżet domowy. Uwierzyła w to i tym samym została całkowicie pozbawiona środków i odcięta od jakiegokolwiek zaplecza finansowego na wypadek, gdyby chciała wyjść z tej relacji. Żyje w przekonaniu, że bez niego absolutnie nie poradzi sobie finansowo.
Pokazywanie wyższości to również coś, na co powinniśmy zwrócić uwagę. W zdrowym związku są dwie równe osoby, które łączy wzajemny szacunek i zaufanie. W toksycznym jedna ma przewagę. "Słuchaj mnie, bo jestem mądrzejszy/a, beze mnie sobie nie poradzisz, jesteś beznadziejny/a, może popełniłem błąd, ale wina leży po twojej stronie" - to powszechne w takich relacjach sformułowania. Gdy są łączone z manipulacją, ofiara zaczyna myśleć, że to faktycznie z nią jest coś nie tak. Na przykład, nawet gdy partner codziennie pije, nie widzi problemu, bo on przekonuje, że tego problemu nie ma.
Toksyk nie musi być osobą uzależnioną, ale bardzo często nią jest. Poruszyła mnie historia Gabrieli, która przez lata mieszkała z mężem uzależnionym od alkoholu i masturbacji. To drugie uzależnienie ukrywał tak długo, jak tylko mógł, "bazę" zrobił sobie w swoim miejscu pracy, trzymał tam zabawki erotyczne...
Takich relacji jest nadal mnóstwo. Pokolenie naszych rodziców tkwiło w związkach, w których pierwsze skrzypce grało uzależnienie w przekonaniu, że nie mają innego wyjścia. Niejednokrotnie nawet młode kobiety opowiadają mi, że gdy dorastały na wsi, normą było pół litra na stole do kolacji.
Wszystko zależy od tego, dlaczego uważamy, że musimy pozostać w relacji z uzależnionym/ą. Często pojawia się przekonanie, że robimy to dla dobra dzieci. Miałam też pacjentkę, która potwierdzenia, czy rzeczywiście może rozwieść się z uzależnionym toksykiem, szukała u księdza. Dopiero kiedy znalazła takiego, który dał jej zielone światło, podjęła decyzję.
Pani Gabriela miała dwójkę synów, ale mimo że świetnie radziła sobie sama - na męża nie mogła liczyć od lat - cały czas nie była gotowa na zmianę. Zaprzeczała swojej intuicji, łudziła się, że coś się zmieni. Wiele kobiet chce usilnie ratować uzależnionego, wiedzą, że są przecież lekarze, terapeuci, specjalistyczne ośrodki, ale jego nałóg biorą wyłącznie na swoje barki. Żyją w nieustannym napięciu, przekonaniu, że nie mogą go zostawić, bo przecież jest chory. Kiedy jest już bardzo źle i np. uzależniony pod wpływem alkoholu powoduje wypadek, budzi się w nich nadzieja, że to na pewno ten czas, kiedy się ocknie.
W książce opisywałam historię pani Kasi, która doczekała momentu, w którym mąż poszedł na terapię. Jednak gdy z niej wrócił, jej nadopiekuńczość - dotąd niezbędna - zaczęła mu przeszkadzać. Postanowił odejść, a ona gotowa była mu dać alkohol, żeby tylko wrócił i by znów mogła się nim opiekować. Ten przykład pokazuje siłę uzależnienia - nie tylko od alkoholu, ale przede wszystkim od toksycznej relacji.
Toksyk jest mistrzem manipulacji, jedną z najgroźniejszych jej form wydał mi się gaslighting - osoba słysząc z ust ukochanego, że to ona ma problem psychiczny, jest niezrównoważona, źle interpretuje to, co się dzieje, w końcu zaczyna w to wierzyć.
Ofiary gaslightingu nie wiedzą, co jest prawdą, a co nie. Partner/ka konsekwentnie wmawia im, że czarne jest białe. Wewnętrznie czują, że coś jest nie tak, ale jednocześnie słuchają głosu toksyka, który przecież niejednokrotnie potwierdził, że ma rację. Nawet na terapii zdarzają się sytuacje, że po pierwszym spotkaniu, kiedy terapeuta nie wie jeszcze, z kim ma do czynienia, taka para wychodzi z gabinetu, a toksyk mówi: "widzisz, jednak ja mam rację, z tobą jest coś nie tak, bo terapeuta powiedział, że chyba jesteś zbyt łagodna".
Spodziewam się, że jedno z najczęstszych pytań, jakie pani słyszy, brzmi: czy toksyk może się zmienić?
Nie odpowiadam nigdy definitywnie, że nie. Toksyk może się zmienić, tylko musi zrozumieć, że swoim zachowaniem powoduje cierpienie bądź uzyskuje korzyść kosztem niszczenia drugiej osoby i chcieć to zmienić. Niestety, toksycy najczęściej nie widzą, że ich postępowanie jest szkodliwe. Nawet jeśli partner czy partnerka przytacza racjonalne argumenty, podaje przykłady, odcinają się, nie szukają winy w sobie. Rzadko zgłaszają się po pomoc.
Od czego w takim razie zacząć własną zmianę? Drogę do uwolnienia się od toksycznej relacji i budowanie siebie w taki sposób, by przestać w ogóle w takie związki wchodzić?
Zanim zaczniemy nad sobą pracować, trzeba się przygotować, że wyjście z toksycznej relacji nie jest łatwe. Toksyczna osoba nie chce się pozbywać swojej ofiary, będzie więc robiła wszystko, żeby ją odzyskać, włącznie z możliwymi groźbami czy szantażem emocjonalnym.
Jeśli natomiast znieczulimy się na te wszystkie sytuacje na tyle, że uda nam się definitywnie zakończyć relację, sugeruję, żebyśmy dłuższy czas spędzili sami/e, nie wchodząc od razu w kolejny związek, bo to bardzo nietrwały plaster. Warto się zresetować, zastanowić, jakie wnioski możemy z tego doświadczenia wyciągnąć, zrobić wgląd we własne emocje i zachowania, zadać sobie pytanie: dlaczego tyle trwałem/am w tej relacji. Gdzie leży tego przyczyna? Fajnie, jak ktoś pójdzie do terapeuty i przepracuje to z nim, ale jest tyle wartościowej literatury i ogólnodostępnych treści, że można śmiało zacząć od ich przyswojenia.
Rozmawiała Katarzyna Pawlicka, dziennikarka Wirtualnej Polski