Blisko ludzi"Normalnie ferie marzeń po miesiącach lekcji przed komputerem". Rodzice komentują sytuację

"Normalnie ferie marzeń po miesiącach lekcji przed komputerem". Rodzice komentują sytuację

Policja przez megafon kazała dzieciom się rozejść
Policja przez megafon kazała dzieciom się rozejść
Źródło zdjęć: © 123RF
Agnieszka Mazur-Puchała
11.01.2021 15:23, aktualizacja: 03.03.2022 04:54

– Cofnęliśmy się do stanu wojennego, gdzie dzieci zjeżdżające na jabłuszkach stały się przestępcami – mówi w rozmowie z WP Kobieta mama dwójki uczniów. Podczas tegorocznych ferii zimowych bardzo ciężko jest znaleźć taką formę spędzania czasu, która byłaby legalna i nie wiązała się z siedzeniem w domu.

Mamy drugi tydzień ferii zimowych w Polsce. Innych niż zwykle, bo uczniowie z całego kraju odpoczywają od szkoły w tym samym terminie. Do tego mają bardzo zawężone pole możliwości – nie działają hotele i stoki narciarskie, nie ma wyjazdów zorganizowanych. Zamknięte są kina, aquaparki czy bawialnie. Dopiero w pierwszym dniu ferii minister zdrowia Adam Niedzielski poluzował obostrzenia dotyczące wychodzenia z domu. Początkowo rząd zabronił dzieciom do 16 r.ż. przebywania na zewnątrz bez opiekuna przed godziną 16. Obecnie, w drugim tygodniu ferii, dzieci faktycznie mogą wychodzić z domu. Tylko… gdzie?

Policja ściga saneczkarzy

Po tym, jak 28 grudnia zamknięte zostały stoki narciarskie, wielu rodziców wpadło na pomysł, by wykorzystać je jako tory saneczkowe.

– Byłam z dziećmi na stoku z samego rana 28 grudnia – przyznaje w rozmowie z WP Kobieta Sandra, mama siedmio- i dziewięciolatka. – To było jedyne miejsce, gdzie w naszym mieście leżał śnieg. Tak jest do tej pory. Nie tylko ja wpadłam na taki pomysł. Na stoku było sporo osób. Przyszli nawet ludzie z psami, które mogły się radośnie tarzać. To był piękny widok. Wszyscy uśmiechnięci, piski dzieci. Taka normalność – dodaje.

Sandra była z dziećmi na stoku praktycznie non-stop. To stało się elementem codziennej rutyny w czasie ferii.

- Wstawaliśmy, jedliśmy śniadanie, potem dzieciaki zakładały kombinezony i pędziliśmy na stok – opowiada Sandra. Rutyna została zaburzona w weekend, kiedy na stoku pojawiła się policja. Tak było między innymi w Kielcach, na Kaszubach oraz w niewielkiej miejscowości pod Krakowem.

– W pewnej chwili na stoku pojawiła się policja i przez megafony zaczęła nawoływać do tego, żebyśmy sobie poszli – relacjonuje Sandra. – To był szok. Nikomu nie przeszkadzało to przez tyle dni. Nikt nie miał poczucia, że robimy coś złego. A tu nagle cofnęliśmy się do stanu wojennego, gdzie dzieci zjeżdżające na jabłuszkach stały się przestępcami – komentuje wzburzona.

W Kielcach policję wezwał właściciel zamkniętego stoku, który nie życzył sobie saneczkarzy. Na Kaszubach funkcjonariusze sami postanowili zrobić porządek z dziećmi i ich rodzicami, zgłaszając nawet sprawę do sanepidu.

Reakcja służb w kontekście małych dzieci bawiących się na stoku przybrała nie najlepszą formę. – Policja powinna kojarzyć się dzieciom z bezpieczeństwem – mówi w rozmowie z WP Kobieta Alicja Moderau, psycholog. – Policjant to ktoś, do kogo mogą się zwrócić, gdy się zgubią lub gdy ktoś robi im krzywdę. Niestety, w Polsce pokutuje obraz policjanta zagrażającego, a nie przyjaznego. Sytuacja ze stoku raczej umacnia ten negatywny stereotyp. Zwłaszcza że to coś na pograniczu absurdu, w którym niewinna zabawa na śniegu traktowana jest jak wykroczenie czy przestępstwo…

Nie oznacza to jednak, że policja w ogóle nie powinna reagować.

– Oczywiście, standardy bezpieczeństwa w wymagającym czasie pandemii powinny być zachowane, jednak przy dbałości o emocje i zdrowie psychiczne dzieci – podkreśla Moderau. – To wyjątkowa, anormalna sytuacja i najmłodsi mają prawo czuć się zagubieni. Wymagają wsparcia, wytłumaczenia im, skąd się biorą i czym dyktowane są zakazy i nakazy związane z pandemią – dodaje.

Alicja Moderau zwraca jeszcze uwagę na coś innego. – Warto w czasie takich rozmów z dziećmi pozwolić im na samodzielne wyciąganie wniosków – mówi psycholog. – Także takich, które kwestionują zakazy i nakazy. Warto uczyć dzieci myślenia krytycznego, jednocześnie pokazując problem szerzej, z różnych perspektyw.

"Gdzie te dzieci mają iść?"

Anna Zawadzka przyznaje, że podczas tegorocznych ferii główną rozrywką jej syna jest oglądanie bajek. – Na półkolonie ciężko się dostać – komentuje w rozmowie z WP Kobieta. – Dzwoniłam chyba wszędzie w moim mieście i nigdzie nie było już miejsc. Nie wiem, z jakim wyprzedzeniem powinnam była rezerwować, ale na pewno zrobiłam to za późno. Dlatego siedzimy w domu.

Anna jest samodzielną mamą, ma 8-letniego syna. Jej rodzice mieszkają w innym mieście, więc nie ma możliwości, by dzieckiem zajmowali się dziadkowie.

– Pracuję zdalnie, więc przez kilka godzin w ciągu dnia syn po prostu ogląda bajki – przyznaje. – Potem gramy w planszówki, czasem pieczemy razem ciasteczka albo idziemy na krótki spacer. I tyle. Bo ile można w zimie chodzić bez celu po mieście? Może inni rodzice są bardziej kreatywni, ale ja nie mam pomysłu na to, co mielibyśmy robić. Fajnie, że rząd zniósł zakaz wychodzenia z domu, tylko właściwie co z tego? Gdzie te dzieci mają iść? – pyta.

Anna zwraca uwagę, że obostrzenia w okresie ferii sprawiają, że ten czas niewiele różni się od roku szkolnego. – Dzieci mają wolne od szkoły online i komputerów – mówi. – I zakaz robienia czegokolwiek. Normalnie ferie marzeń po miesiącach lekcji przed komputerem. Bardzo sobie odpoczną od technologii, prawda? – dodaje ironicznie.

Półkolonie to obecnie najbardziej "uprzywilejowana" forma wypoczynku w czasie ferii zimowych. Dzieci przebywają w grupach rówieśniczych do 12 osób, mogą uprawiać sport, brać udział w zajęciach plastycznych. W niektórych grupach wychodzi się też normalnie na spacery, dzieci rzucają się śnieżkami. Takich zgromadzeń policja nie rozgania.

– W moim mieście nie ma stoków, nie ma też śniegu, więc nie byliśmy na sankach – przyznaje Anna. – Ale kiedy słucham o policji wrzeszczącej na dzieci przez megafony, to gotuje się we mnie krew. Ludzie, przecież to nie jest jakieś przestępstwo! W jaki sposób maluchy zjeżdżające na jabłuszkach są większym zagrożeniem niż grupa dzieci chodzących normalnie do przedszkola? Albo uczniowie biorący udział w półkoloniach? – pyta.

Rodzice, podobnie jak dzieci, źle znoszą pandemiczne ferie zimowe.

– Ten czas jest trudny również dla rodzica – przyznaje Alicja Moderau. – Frustracja rodzi się w obliczu zmęczenia, długotrwałego przebywania w zamknięciu i licznych obostrzeń. Zadbajmy o siebie i swoje emocje, bo wtedy będziemy mogli zapewnić ten spokój dzieciom. Szukajmy wentyli bezpieczeństwa. Niech to będzie coś, co możemy robić razem, a co będzie przyjemnością dla wszystkich – radzi.

Jeśli chodzi o legalne formy spędzania czasu poza domem, to w te ferie uczniom pozostaje spacerowanie po parku czy lesie, ruch na świeżym powietrzu (hulajnoga, rolki czy rower, jeśli pogoda na to pozwala), ewentualnie place zabaw (ale też nie wszystkie, bo niektóre pozostają zamknięte).

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1283)
Zobacz także