Gdy żarty to forma agresji. "Przy znajomych mówi na mnie Donut"
Żartowanie z kogoś może być formą agresji. Na dodatek bardzo zawoalowaną, bo trudną do wykrycia. Osoba, która pada ofiarą żartownisia, często nazywana jest przewrażliwioną lub taką, która zbyt poważnie tratuje siebie. – Żartowanie z kogoś może być sposobem na podniesienie własnej wartości w oczach swoich i innych – twierdzi psycholożka Joanna Popławska.
28.09.2022 | aktual.: 28.09.2022 16:32
Często mówi się, że najważniejsze w życiu jest poczucie humoru, ponieważ to właśnie ono pozwala zachować dystans wobec wielu spraw. Jednak badania przeprowadzone przez niemieckich naukowców pokazują, że w niektórych sytuacjach społecznych humor to nic innego jak akt agresji. Chodzi przede wszystkim o relacje, w których żartujący stoi wyżej w hierarchii lub chce taką wyższość zaznaczyć. Ich zdaniem rolą humoru nie jest wówczas rozśmieszanie innych, ale uświadamianie im, kto rządzi. A to oznacza, że w rzeczywistości żartowanie bywa metodą wzmacniania swojej pozycji społecznej. Według badaczki Helgi Kotthoff z Uniwersytetu Pedagogicznego we Fryburgu, demonstrowanie poczucia humoru oznacza wtedy przejmowanie kontroli nad sytuacją przez osoby znajdujące się wyżej w hierarchii.
– Komedia i satyra opierają się na agresywności, a nie byciu miłym. Z tym wiąże się fakt, że aż do lat 60. uważano, że kobietom nie wypada żartować. Ale nawet teraz kobiety wolą opowiadać dowcipy na własny koszt, a mężczyźni wolą opowiadać dowcipy kosztem innych – czytamy we fragmencie pracy Kotthoff cytowanej przez "The Telegraph". Zdaniem Kotthoff, kobiety często używają humoru, aby nawiązać więzi społeczne z innymi, podczas gdy mężczyźni używają humoru, aby dać upust frustracji. Jednak obie płcie wykorzystują go do kontrolowania innych.
Jak podkreśla Joanna Popławska, żartowanie z siebie nawzajem, zwłaszcza gdy ma miejsce w związku, zazwyczaj jest dowodem na to, że para się lubi, ma do siebie dystans. - Jeśli jednak żarty zamiast śmieszyć sprawiają przykrość, to warto im się przyjrzeć. Nie tylko w relacjach bliskich osób, ale też znajomych czy kolegów z pracy - dodaje ekspertka.
Podcinanie strun głosowych
- Byliśmy u przyjaciół na kolacji – opowiada Magda, 30-letnia pomoc dentystyczna. – Kilkanaście osób, pyszne jedzonko, wino. Jedna z koleżanek pani domu, Elwira, przyszła na spotkanie z nowym partnerem, bajecznie bogatym i przystojnym Włochem. Wszyscy byli w niego wpatrzeni, z pewnością grał rolę gwiazdy wieczoru. Mój Wojtek, który nie zna zupełnie angielskiego (włoskiego też nie), po wypiciu kilku dużych kieliszków wina przestał się wstydzić i nie tylko próbował dość nieudolnie porozumieć się z Massimo, ale również flirtować z jego dziewczyną. Wielokrotnie i bardzo wylewnie chwalił jej urodę, wdzięk i niski, seksowny głos. Oczywiście robił to wszystko, nie zważając, że siedzę obok.
Magda nie ukrywa, że to, co powiedział w pewnej chwili jej partner, zamurowało ją. – Nagle odezwał się do mnie poważnym tonem zerkając jednocześnie na Elwirę: "Musisz sobie podciąć struny głosowe". Zapytałam, zdumiona, dlaczego… Odpowiedział: "Bo chcę, żebyś miała taki piękny, seksowny głos jak Elwira". A następnie wybuchnął śmiechem.
Gdy następnego dnia powiedziałam mu, że zachował się w stosunku do mnie fatalnie, zaczął ironizować, że jestem świętą krową, która nie zna się na żartach. Jednak ten żart nie rozbawił ani mnie, ani tej Elwiry. Był prostacki i wprawił nas obie w zakłopotanie. To był kolejny raz, gdy Wojtek się wobec mnie tak zachował. Buduje swoją pozycję towarzyską, włażąc innym w tyłek. Ale żeby efekt byt wyraźniejszy, deprecjonuje mnie publicznie, naśmiewa się z moich słabości, wytyka niedoskonałości. Obiecuje poprawę, ale za każdym razem jest to samo.
Zdaniem psycholożki Joanny Popławskiej, żartowanie może być formą biernej agresji, która jest trudna do zdefiniowania. – Często osoba, która pada ofiarą tej formy przemocy, jest zdezorientowana, zwłaszcza, gdy inni się śmieją. Bo przecież śmiech kojarzy nam się z pozytywnymi emocjami, a nie agresją – mówi psycholożka. – Zazwyczaj post factum okazuje się, że osoba, która była przedmiotem żartu, wcale nie czuła się dobrze, a wręcz przeciwnie: było jej przykro, czuła się zażenowana, ośmieszona. To późne uświadomienie sobie, że żart wcale nie był śmieszny, uniemożliwia postawienie granicy, zaprotestowanie przeciwko takiej formie przemocy w momencie, gdy do niej dochodzi.
Donat zamiast Danuty
42-letnia Danka pracuje jako szkolna pedagożka. Jest mamą trójki dzieci, od lat walczy z nadwagą. – Wiem, że powinnam schudnąć. Dla zdrowia, nie urody – przekonuje. – Niestety po trzecim dziecku bardzo przytyłam. I mimo że to było już kilka lat temu, trudno mi ciągle zgubić ten nadmiar. Po drodze miałam epizod depresyjny, co spowodowało, że przytyłam jeszcze bardziej. Za to mój mąż, który miał poważną nadwagę, odkąd go znam, ostatnio wziął się za siebie zapewne z powodu kryzysu wieku średniego i schudł. Nie tylko przeszedł na dietę, ale też włączył w to bieganie, treningi na siłowni, ostatnio sporty walki. Codziennie wychodzi z domu, bo ma jakieś zajęcia sportowe. W efekcie sama mam więcej obowiązków na głowie, bo on teraz "inwestuje w siebie".
Danuta mówi, że może to wszystko by przeżyła, gdyby nie publiczne żartowanie z niej i jej tuszy. - Przy znajomych mówi na mnie "Donut", specjalnie przekręcając moje imię – opowiada ze smutkiem w głosie. - Ostatnio opowiadał, że nie boimy się zimy, bo w razie czego do naszego pieca olejowego wrzucimy smalec wytopiony z Danki. Albo że jak będzie zimno, to obłożymy dom moimi ciuchami, które są wielkości spadochronów. Mają stanowić dodatkową izolację termiczną. Gdy w ostatni weekend kolejny raz ze mnie żartował, popłakałam się. Koleżanki powiedziały mu, że zachowuje się skandalicznie. Jednak on tego nie przyjmuje. Uważa, że przesadzam. I że gdyby te żarty rzeczywiście mi przeszkadzały, to bym schudła.
- Śmianie się z cudzej fizjonomii jest wyjątkowo okrutną formą przemocy, zwłaszcza, jeśli dopuszcza się tego bliska osoba – uważa Popławska. – Poza tym o żartach możemy mówić tylko wtedy, gdy wszyscy słuchający są rozbawieni. Jeśli historia czy dowcip uraża choć jedną osobę, nie jest żartem, a właśnie formą agresji. Tego typu zachowania trzeba piętnować. Dobrze, by osoba, która jest przedmiotem żartu, miała wsparcie od innych, by nie została sama w konfrontacji z agresorem.
Terenowa debilka
33-letnia Marta skończyła dwa fakultety: bibliotekoznawstwo i historię sztuki. Zna biegle trzy języki, właśnie dostała się na studia doktoranckie, jest współautorką kilku artykułów naukowych. – To jednak nic nie znaczy w związku z tym, że nie mam orientacji w terenie czy że nie umiem pływać – kobieta mówi ze smutkiem w głosie. – Dla mojego męża, który sam skończył zaledwie technikum, ale za to ma świetnie prosperujący warsztat samochodowy, moje wykształcenie naprawdę nie znaczy nic. Dla niego w życiu liczą się obrotność czy umiejętność zarabiania pieniędzy. Daniel nie ceni moich kompetencji i nieustannie ze mnie żartuje: przy moich i swoich rodzicach, przy dzieciach, znajomych.
Jak podkreśla Marta, mąż potrafi jej dowalić także przy osobach zupełnie obcych. - Ostatnio w sklepie sportowym, gdy przymierzałam buty do wody, powiedział przy sprzedawczyni do naszej 5-letniej córki: "Przynieś mamie kapok, bo jak wejdzie na głębokość pół metra, to będziemy z wakacji wieźć trupa". I ryknął śmiechem – opowiada Marta.
- Innym razem przy znajomych, gdy rozmawialiśmy o zbieraniu grzybów, mówił o mnie tak, jak by mnie tam nie było. Perorował: "Nie znam drugiej takiej lebiegi i dupy wołowej jak Marta. Obróci się dwa razy wokół własnej osi i nie wie, skąd przyszła. Jest kompletną debilką w terenie…" I znowu śmiech. Umniejsza wszystkiemu, co robię, a gdy mu zwracam uwagę, zaczyna krzyczeć, żebym sobie może wyjęła kij z d…, bo jestem straszną sztywniarą. Gdy mu mówię, że jest mi przykro, że się ze mnie naśmiewa, to radzi mi pójść nauczyć się pływać. A ja umiem pływać, tylko nie lubię tego robić na głębokiej wodzie.
Jak podkreśla Joanna Popławska, osoby, wobec których stosuje się agresywne żarty, często są postrzegane jako te, które nie mają poczucia humoru, zbyt poważnie siebie traktują, nie znają się na żartach. – To pułapka, która umożliwia stosownie przemocy w białych rękawiczkach – mówi psycholożka. Jak jej zdaniem najlepiej zareagować w takiej sytuacji? Jasno i stanowczo powiedzieć: "Te żarty mnie ranią, proszę, żebyś ich nie mówił". Albo: "Mnie to nie śmieszy, tylko sprawia mi przykrość. Nie żartuj tak ze mnie".
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!