Jadą na "ciche wakacje". Urlop może się skończyć nawet dyscyplinarką
Zofii zdarza się pracować spoza domu. Wówczas zabiera służbowego laptopa i jedzie na częściowe wakacje, choć nadal wykonuje obowiązki zawodowe. - Jeżeli, hipotetycznie, doszłoby do kontroli pracodawcy, taki wyjazd może być podstawą do dyscyplinarnego zwolnienia - zauważa prawniczka Anna Lewandowska.
27.06.2024 | aktual.: 28.06.2024 08:24
"Quiet vacationing", czyli tzw. ciche wakacje, to termin, który po raz pierwszy został użyty w Stanach Zjednoczonych. Odnosi się do sytuacji, w której pracownicy np. korporacji wyjeżdżają na wakacje, nie informując o tym swoich przełożonych, i wykonując swoje obowiązki zawodowe w trakcie wyjazdu.
W maju 2024 roku zostały opublikowane badania The Harris Poll Thought Leadership Practice dotyczące kultury pracy w Stanach Zjednoczonych. Aż 78 proc. ankietowanych przyznało, że nie wykorzystuje w pełni płatnego urlopu, na jaki zezwala pracodawca. Presja "bycia dostępnym" oraz duże obciążenie pracą stanowią poważne bariery przy proszeniu o dni wolne, a także utrudniają pełen relaks i wyłączenie głowy już podczas wakacji.
W USA dochodzi do tego, że 28 proc. badanych pracowników wyjeżdża na wczasy bez informowania o tym przełożonego. Najczęściej na "ciche wakacje" decydują się millenialsi (37 proc.). Okazuje się, że praktyka "urlopu bez urlopu" jest też stosowana przez Polaków.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Przymykałam na takie praktyki oko"
Katarzyna* od lat jest na menedżerskim stanowisku. Kiedy wybuchła pandemia COVID-19, cały jej zespół pracował zdalnie. Obecnie, choć preferowany jest model hybrydowy, menedżerka nie widzi problemu w tym, aby ktoś wykonywał swoje obowiązki z domu, o ile się z nich wywiązuje. Na pytanie o to, czy wie, czym są "ciche wakacje", kiwa twierdząco głową.
- Miałam takich pracowników. Jak dowozili wszystko w terminie, przymykałam na takie praktyki oko. Co więcej, w tamtym czasie przez trzy lata z rzędu miałam najlepsze wyniki operacyjne oraz najmniejszą rotację w zespole - wspomina 32-latka.
Rozmówczyni Wirtualnej Polski podkreśla, że jeżeli tylko zdarzały się sytuacje, gdy ktoś nie wywiązywał się ze swoich obowiązków, brała taką osobę na poważną rozmowę, aby przypomnieć, że "ciche wakacje" nie mogą mieć miejsca w sytuacji, gdy ktoś nie nadąża z wykonywaniem przydzielonych zadań.
Podobne zdanie ma Agata, która zatrudnia kilka osób, choć nie w pełnym wymiarze godzin. Sama pracuje na dwa etaty, stacjonarnie. Wspomina jednak czas pandemii, kiedy wykonywała obowiązki z domu i ma świadomość, ile taki model ułatwia.
- Jeśli robota jest zrobiona, to serio ktoś myśli, że ma podstawy do ukrywania przed szefem, że robił ją na plaży? Mnie, jako szefa, średnio takie szczegóły obchodzą - przyznaje.
Aktualnie Agata współpracuje zdalnie z jedną osobą, która odpowiada m.in. za grafiki, montaż filmów oraz pomoc w prowadzeniu mediów społecznościowych. - Nawet do głowy by mi nie przyszło zapytać, gdzie jest, kiedy wykonuje swoje obowiązki - mówi.
"Kursor chodził, a ja odpoczywałam na balkonie"
Zofia* pracowała z domu jeszcze przed pandemią. Jej zawód nie wymaga stałej obecności w biurze i, jak mówi, większość pracowników korzysta z przywileju pracy zdalnej. Do czasu, kiedy nie było większej kontroli nad tym, z jakiego miejsca wykonuje się obowiązki, zdarzało się jej wyjeżdżać z laptopem np. na Sycylię.
- Kiedy temperatura w Polsce spadała, wyjeżdżałam tam, gdzie jeszcze było ciepło. Nikt nie wiedział, że nie ma mnie w domu. Wykonywałam swoje obowiązki. Czasem, kiedy zdarzało mi się wyrobić z czymś dużo wcześniej, kursor chodził, a ja odpoczywałam na balkonie, wygrzewając się w słońcu. Jak miałam calla, siadałam na tle białej ściany i nie było jak się zorientować, że to nie jest moje mieszkanie - dodaje.
O zaletach takiego trybu pracy może powiedzieć wiele. Przyznaje, że lepiej się wysypiała, odczuwała niższy poziom stresu. Była sumienna i zorganizowana, więc nie czuła obowiązku poinformowania przełożonego, że nie znajduje się w Polsce.
- Zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma taką możliwość, dlatego korzystam, póki mogę. Spotkania "na żywo" w biurze mamy kilka razy w roku. Szczerze nie wyobrażam sobie nie móc pracować zdalnie. Gdybym szukała pracy w tym momencie, na pewno bym sprawdzała, czy firma nie ma nic przeciwko takiemu modelowi - kwituje.
Masz umowę o pracę? "Ciche wakacje" to ryzyko
Katarzyna Iwińska, socjolożka z Collegium Civitas, podkreśla, że w sytuacji, gdy decydujemy się na "ciche wakacje", wiele zależy od branży, charakteru pracy, a także obowiązujących nas zapisów w naszych umowach. Nie każdy prawnie może sobie pozwolić na wyjazd ze służbowym laptopem.
- Dla przykładu wielu informatyków pracuje na umowach B2B, ale jednocześnie mają zastrzeżenia w dokumentach, że muszą być dostępni w danych godzinach. Tak naprawdę nie muszą deklarować, z jakiego miejsca wykonują pracę. Co innego, gdy się pracuje w instytucji publicznej. Trzeba też brać pod uwagę kwestię ubezpieczenia - wylicza ekspertka.
Czy pracownik, który nie zgłasza formalnie urlopu, a wyjeżdża, może ponieść pewne konsekwencje? Jak zauważa w rozmowie z Wirtualną Polską prawniczka Anna Lewandowska, w przypadku osób zatrudnionych na umowę o pracę skutki "cichych wakacji" mogą być poważne.
Sam kodeks pracy mówi bowiem o tym, że pracownik to osoba, która wykonuje swoje obowiązki w danym czasie i miejscu wyznaczonym przez pracodawcę.
- Jeżeli ktoś jest zatrudniony na umowę o pracę i w przypadku gdy wewnętrzne regulacje dotyczące pracy zdalnej przyjęte u pracodawcy nie zezwalają na wykonywanie jej poza granicami kraju, a zatrudniona osoba bez wiedzy przełożonego gdzieś się przemieszcza i nie jest to forma urlopu, to, można powiedzieć, naciąga przepisy i jest to pewna forma ich złamania. Jeżeli, hipotetycznie, doszłoby do kontroli pracodawcy, taki wyjazd może być podstawą do dyscyplinarnego zwolnienia. Dodatkowo proszę pamiętać, że długotrwałe wykonywanie pracy zza granicy może skutkować konsekwencjami w zakresie podatku i składek na ubezpieczenia społeczne - wyjaśnia prawniczka.
Specjalistka zwraca też uwagę na niebezpieczeństwo, jakie niesie ze sobą zabranie ze sobą na niezgłoszony urlop firmowego komputera. W wielu miejscach pracy istnieją bowiem wewnętrzne regulacje mówiące o tym, że taka sytuacja jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa informacji.
- Jeżeli ktoś by zgubił czy zostawił takiego laptopa, to musiałby to zgłosić u pracodawcy. I wówczas przecież wyjdzie, że nie zaginął w domu, tylko np. na Zanzibarze - dodaje Anna Lewandowska.
*Imiona zmienione na prośbę bohaterek
Rozmawiała Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl