Zamiast hotelu wybrała kwaterę. Zatkało ją, gdy zobaczyła warunki
Iza wynajęła mieszkanie nad morzem, które musiała sama posprzątać. Anita trafiła natomiast na "nawiedzoną" właścicielkę domku, która nie pozwoliła jej niczego dotykać. - Talerze, widelce i garnki miały być przez nią liczone po wyjeździe każdego najemcy - opowiada nasza rozmówczyni.
24.06.2024 | aktual.: 24.06.2024 08:35
Aż 30 proc. turystów wybiera noclegi w apartamentach i prywatne kwatery - takie dane przekazuje Wirtualnej Polsce Karol Wiak z serwisu Nocowanie.pl. Jak wyjawia, mieszkania i domy wystawiane do najmu są najczęściej wybieranymi opcjami przez użytkowników. Nieco mniejszym zainteresowaniem cieszą się pensjonaty, na które decyduje się 21 proc. z nich. 10 proc. stawia natomiast na hotele, które w porównaniu do wyżej wymienionych, są droższe.
Oczekiwania vs. rzeczywistość
Choć prywatne kwatery są chętnie wybierane przez turystów, nie oznacza to, że nie mają oni z nimi (lub z ich właścicielami) żadnych problemów. Jak mówi Karol Wiak, te związane z najmem i wynajmem nie zdarzają się aż tak często. Nie można jednak powiedzieć, że są całkowicie wyeliminowane.
- Najczęściej dotyczą nieporozumień związanych z oczekiwaniami obu stron. Turysta może mieć np. inne wyobrażenie o standardzie kwatery niż właściciel. W takich przypadkach kluczowa jest dobra komunikacja i jasne ustalenie warunków wynajmu z wyprzedzeniem - tłumaczy Karol Wiak.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wspomniane przez niego "inne wyobrażenie" było przyczyną nieudanych wakacji Izy, która w zeszłym roku wynajęła razem z mężem i dziećmi małe mieszkanie nad polskim morzem. Aby zaoszczędzić, postawili na kwaterę na obrzeżach miasta, do którego się udali. Nie stanowiło to dla nich jednak większego problemu. Tym okazał się być standard kwatery, która według Izy była "obskurna i brudna".
- Na zdjęciach wyglądała zupełnie inaczej. Mała, ale schludna i czysta. Wydawała się być wystarczająca dla nas, bo nie mieliśmy w planach spędzać w niej dużo czasu. Nie po to się jedzie nad morze, żeby siedzieć w mieszkaniu - mówi Iza.
Do dziś pamięta moment, w którym weszła do mieszkania.
- Przed blokiem czekała na nas właścicielka. Już patrząc na nią, czułam, że coś będzie nie tak. Kobieta była starsza i nie pachniała za ładnie. Poszliśmy za nią do mieszkania. Otworzyła drzwi, a mnie zamurowało. Tam było po prostu brudno - opowiada Iza.
- Spojrzałam na nią i zapytałam, czy mieszkanie było sprzątane. Upierała się, że tak. Mój mąż się wściekł i powiedział, że nie zapłacimy za to, bo to nie jest taki standard, jaki miał być. Tym bardziej, że byliśmy z dwójką dzieci. Ja próbowałam jakoś rozwiązać sytuację, bo wiedziałam, że nie znajdziemy teraz nic innego. Wszystko było zajęte albo drogie - dodaje.
"Kupiłam chemię i szorowałam"
Iza twierdzi, że była w sytuacji bez wyjścia. Jej mąż zaczął kłócić się z właścicielką mieszkania, na co patrzyły ich dzieci. Jedno z nich zaczęło płakać i mówić, że pewnie przez to wrócą do domu i nie spędzą wakacji nad morzem. Drugie było obrażone.
- Miałam wrażenie, że zwariuję. Pierwszy raz byłam w takiej sytuacji. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby mój mąż był tak zły. Z jego ust padały wszystkie "brzydkie" słowa, o jakich można tylko pomyśleć - ujawnia w rozmowie z Wirtualną Polską.
Ostatecznie sama dogadała się z właścicielką kwatery.
- Ustaliłyśmy, że zapłacimy za pobyt połowę ceny, bo mieszkanie jest brudne. Na początku nie chciała się zgodzić, ale widziała chyba, że nie ustąpimy. Skończyło się to tak, że poszliśmy z mężem i dzieciakami do sklepu. Kupiłam chemię, wróciłam do mieszkania pierwsza i szorowałam wszystko po kolei. Kuchnię, łazienkę. Dopóki nie posprzątałam, z niczego nie korzystaliśmy - podsumowuje Iza.
"Nawiedzona Włoszka"
Z historii opowiadanej przez Anitę można wywnioskować, że problemy z właścicielami kwater mają miejsce nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach. Kiedy rok temu wyjechała razem z partnerem na urlop do Włoch, nie spodziewała się, że trafi na "nawiedzoną Włoszkę".
- Wyczekany urlop, domek w Toskanii. Myślałam, że to będą nasze najlepsze wakacje w życiu. Kiedy dotarliśmy na miejsce, przywitała nas właścicielka, Chiara. Rodowita Włoszka. Od razu zauważyłam, że jest trochę zdystansowana i pedantyczna. Po kilku minutach mój mąż dostał od niej pierwszą uwagę, że nie zdjął butów przed wejściem. Od tego się zaczęło - opowiada Anita.
Włoszka przeszła następnie do zasad, jakie obowiązują w kwaterze.
- Oprócz wspomnianych butów, nie mogliśmy dotykać obrazów, wazonów i wszystkich rzeczy związanych ze "sztuką", które były w domku, żeby ich nie zniszczyć. Z kuchni mogliśmy korzystać, ale mieliśmy uważać, żeby niczego nie stłuc. Talerze, widelce i garnki miały być przez nią liczone po wyjeździe każdego najemcy. Klimatyzator miał być używany tylko w ciągu dnia. W nocy mieliśmy go wyłączać, by nie zużywać za dużo prądu - wspomina.
Zarówno ona, jak i jej partner, bali się przez to czegokolwiek dotknąć.
- W ciągu naszego pobytu, który trwał 10 dni, Włoszka sprawdzała nas z cztery lub pięć razy. Daleko nie miała, bo mieszkała obok, z mężem. Kontrolowała, czy wszystko jest okej, czy stoi na swoim miejscu. Oczywiście pod przykrywką troski - dodaje.
Tak, jak przewidywali, właścicielka przed ich wyjazdem także wszystko sprawdziła.
- Widziałam, jak liczyła talerze i widelce. Sprawdzała też śmietnik - czy przypadkiem nie ma w nim niczego stłuczonego. Inaczej musielibyśmy za to zapłacić - oznajmia Anita.
"Turyści są nieprzewidywalni"
Sytuacje związane z nietypowymi zachowaniami właścicieli prywatnych kwater mają drugą stron medalu. Monika, która jest właścicielką mieszkania w Zakopanem, mówi, że "turyści są nieprzewidywalni".
- Ludzie wpadają na najróżniejsze pomysły. Nie zdarza mi się to na szczęście często, ale były sytuacje, kiedy coś znikało. I nie mówię tu np. o papierze toaletowym, bo to, że jest zabierany przez najmujących do domu, stało się już standardem. Chodzi mi tu bardziej o rzeczy, takie jak sztućce, talerzyki deserowe czy poszewki na poduszki - ujawnia.
Na początku starała się to wyjaśniać bezpośrednio z osobami, które najmowały mieszkanie. Żadna z nich nie przyznawała się jednak do tego, że coś ze sobą zabrała.
- Kilka takich sytuacji nauczyło mnie, żeby, po pierwsze, wpisać do regulaminu pobytu, że osoba najmująca nie może nic zabrać z mieszkania, a po drugie - sprawdzać wszystkich jeszcze przed ich wyjazdem. Kiedyś tego nie robiłam i między pobytami musiałam dokupować na szybko różne rzeczy, bo nagle "zniknęły" - dodaje.
Jako właścicielka kwatery na najem doskonale rozumie więc wszystkich innych wynajmujących, którzy wprowadzają u siebie różne zasady oraz regulaminy.
- Jeżeli gdzieś wyjeżdżam i jest napisane, że właściciele sprawdzają mieszkanie przed opuszczeniem miejsca, to jest to okej. Po tym, co sama przeszłam, uważam, że mają do tego prawo - podkreśla Monika.
Jak uniknąć problemów i nieporozumień?
Zdaniem Karola Wiaka z serwisu Nocowanie.pl, turyści chętniej decydują się na najem prywatnych kwater ze względu na ich unikalność, większą prywatność oraz bardziej atrakcyjne ceny w porównaniu do hoteli.
- Takie kwatery oferują bardziej domową atmosferę i możliwość lepszego poznania lokalnej kultury, co jest dodatkowym atutem dla wielu podróżnych - tłumaczy Wiak.
Jak jego zdaniem możemy uniknąć problemów związanych z pobytem?
- Dzięki platformom, takim jak np. Nocowanie.pl, możliwe jest skuteczniejsze zarządzanie takimi sytuacjami. Platformy oferują systemy ocen i opinii, które pomagają turystom w podejmowaniu świadomych decyzji. Są też zespoły wsparcia gotowe do pomocy w przypadku jakichkolwiek problemów, co znacznie zwiększa bezpieczeństwo oraz komfort obu stron - podsumowuje w rozmowie z Wirtualną Polską.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.