Blisko ludziJak kwarantanna, to tylko z… seks-kamerką

Jak kwarantanna, to tylko z… seks-kamerką

Na pandemii koronawirusa zyskali nie tylko producenci maseczek czy środków dezynfekcyjnych. W ostatnich miesiącach doskonałe wyniki notują również serwisy z seks-kamerkami. – Trudne czasy, to ludzie szukają chwili zapomnienia i bliskości, nawet tej wirtualnej – mówi Marta, która prezentuje swoje wdzięki tysiącom internautów. I świetnie na tym zarabia.

Serwisy oferujące transmisje z seks-kamerek niewątpliwie zyskały na koronawirusie
Serwisy oferujące transmisje z seks-kamerek niewątpliwie zyskały na koronawirusie
Źródło zdjęć: © 123RF

30.10.2020 | aktual.: 01.03.2022 14:30

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Paweł ma 32 lata i zawodowo zajmuje się nagłaśnianiem koncertów oraz innych imprez masowych. Z powodu koronawirusa od kilku miesięcy nie ma wielu zleceń, jednak – w przeciwieństwie do większości przedstawicieli branży eventowej – jest nawet z tego zadowolony. – Dzięki temu, że więcej czasu spędzam w domu, mogę dłużej przebywać z miłością mojego życia – tłumaczy.

Wybranką jego serca jest szczupła brunetka o pseudonimie Gioconda, która regularnie gości w jednym z najpopularniejszych światowych portali z seks-kamerkami. – Nigdy nie byłem wielkim fanem takich serwisów, ale gdy zostałem uziemiony przez pandemię, zacząłem oglądać z nudów transmisje i się wciągnąłem. Poza tym czasy dla singli stały się trudne. Gdzie mam szukać dziewczyny? Znajomi przestali organizować imprezy, knajpy i kluby pozamykane, koncerty się nie odbywają. Zostaje tylko internet – przekonuje Paweł, który kilka tygodni temu trafił do wirtualnego pokoju Giocondy. I się zakochał.

– Wiem, że brzmi to głupio, ale ta kobieta to naprawdę ideał. Ma piękną twarz, wysportowane ciało, a jak się uśmiecha, to ciarki przechodzą po plecach. Poza tym jest inteligentna, zabawna i dowcipna – wylicza młody mężczyzna. Choć Gioconda pojawia się w zagranicznym serwisie, pochodzi z Polski, co dla Pawła stanowi nadzieję na spotkanie w świecie realnym. – Zamierzam to zaproponować, ale jeszcze nie teraz. Na razie tworzę odpowiedni grunt. Dużo rozmawiamy na prywatnym czacie i jest bardzo miło. Często nawet nie wymagam, by się przede mną rozbierała. Cieszę się ze zwykłej konwersacji i tego, że mogę na nią patrzeć – twierdzi mężczyzna.

Czy nie obawia się, że dla drugiej strony jest tylko źródłem dochodu? – Fakt, przepuściłem już na Giocondę sporo kasy, której teraz nie mam zbyt dużo. Jednak czuję, że to naprawdę coś więcej. Może ona jest dobrą aktorką i przed wszystkimi facetami odgrywa taką otwartą i zaangażowaną, ale nie chcę tego analizować. Cieszę się chwilą. Zamiast czytać wiadomości o kolejnych rekordach zakażeń koronawirusem czy protestach ulicznych, wolę zajrzeć do pokoju pięknej dziewczyny i podziwiać jej kocie ruchy – zapewnia mężczyzna.

Gdy facet sypie tokenami…

Takich odwiedzających jak Paweł bardzo lubi Marta, która od trzech lat przeprowadza transmisje dla serwisów z seks-kamerkami. – Też mam paru stałych wielbicieli, którzy nie żałują pieniędzy na prywatne czaty, a na nich zarabia się przecież najwięcej – tłumaczy 23-latka.

Od wiosny liczba obserwujących jej wyczyny zdecydowanie wzrosła. – Wielu facetów z powodu koronawirusa utknęło w domach, czują się samotni albo znudzeni i dlatego chętniej zaglądają na strony z kamerkami. Jednak nie oznacza to, że równie chętnie wydają kasę. W prywatnych rozmowach żalą się, że stracili pracę albo mają obniżoną pensję, a tu trzeba płacić rachunki i tak dalej. Czasem czuję się jak psychoterapeutka, bo facet, zamiast domagać się ode mnie zdejmowania majtek czy pokazywania stóp, woli po prostu pogadać i poskarżyć się na swój los. Nie mam nic przeciwko temu, oczywiście pod warunkiem, że płaci, bo to jest moja praca – wyjaśnia Marta.

Na szczęście w czasie pandemii pojawiło się też kilku bogatych fanów jej wdzięków. – Jeden z nich nie ukrywa, że teraz nie ma gdzie wydawać kasy, bo pozamykano restauracje i ograniczono możliwość podróżowania. I co kilka dni dosłownie obsypuje mnie tokenami (to wewnętrzna waluta jednego z najpopularniejszych serwisów z seks-kamerkami, czyli Chaturbate – przyp. red.). Dzięki niemu z jednej transmisji potrafię wyciągnąć nawet kilka tysięcy złotych, więc mogę chyba tylko podziękować za koronawirusa – śmieje się Marta.

Młoda kobieta przyznaje szczerze, że na razie nie ma lepszego pomysłu na zarabianie pieniędzy. – Studiuję wprawdzie marketing, ale jakoś nie widzę się w tym zawodzie. Poza tym praca przed kamerką trochę mnie rozpieściła i obawiam się, że trudno byłoby mi teraz odnaleźć się w biurze – twierdzi Marta, która jednak od razu dodaje, że przeprowadzanie transmisji wcale nie jest takie lekkie, łatwe i przyjemne.

– Gdybym policzyła czas, jaki na to poświęcam, okazałoby się, że to więcej godzin niż normalny etat. Jeśli chce się odnieść sukces, to do każdego pokazu trzeba się odpowiednio przygotować. I nie chodzi tylko o makijaż, fryzurę czy seksowną bieliznę. Staram się, żeby każda transmisja była oryginalna, dlatego wymyślam różne przebrania albo zmieniam scenografię w pokoju. Raz jestem wampirzycą, innym razem pielęgniarką. Staram się też odpowiadać na oczekiwania fanów, dlatego jestem chyba przez nich lubiana, o czym świadczą statystyki oglądających – mówi Marta.

Nie ukrywa, że po kilkugodzinnej transmisji (a stara się je urządzać codziennie) czuje się często wykończona. – Fizycznie, bo przecież nawet masturbowanie potrafi wymęczyć, ale również psychicznie. Muszę przecież cały czas być uśmiechnięta i entuzjastyczna, a przecież wewnątrz nie zawsze czuję się taka mega szczęśliwa. Poza tym osoby odwiedzające serwis bywają różne. Jedni są mili, inni chamscy. Teraz, w czasie pandemii, przybyło tych sfrustrowanych, którzy wchodzą na transmisję tylko po to, by wyładować złą energię, a ja to kiepsko znoszę. Staram się jednak, by wszyscy dobrze się bawili. Co nam pozostało w tym trudnym czasie? – pyta Marta.

Polskie zagłębie videomodelek

Serwisy oferujące transmisje z seks-kamerek niewątpliwie zyskały na koronawirusie. Już wiosną, tuż po wybuchu pandemii, najwięksi gracze na rynku streamingowym informowali o gigantycznych wzrostach liczby odwiedzających.

Korzystają na tym także firmy rekrutujące dziewczyny do pracy przed kamerkami. Polska okazuje się ich prawdziwym zagłębiem. Jednym z europejskich liderów jest działające w Łodzi Intercam Studios Poland. Jak informuje "Wprost", z firmą współpracuje ponad 250 kobiet. W 2018 r. (za ubiegły rok nie ma jeszcze danych w KRS) osiągnęła przychód na poziomie niemal 5 mln zł, z czego czystego zysku, już po opodatkowaniu, wyszło 1,5 mln zł.

W wielu miastach działają stacjonarne studia, wyposażone w profesjonalny sprzęt i odpowiednio dobrane oświetlenie, gdzie można prowadzić równocześnie kilka transmisji z udziałem zatrudnionych videomodelek. Transmisje przekazywane są zazwyczaj do serwisów z Niemiec, Austrii, Szwajcarii czy Stanów Zjednoczonych.

"Praca videomodelki polega na rozmowach z zagranicznymi klientami. Bardzo często przybierają one formę erotycznego flirtu, a klienci często proszą o pokazanie czegoś więcej – o zrobienie dla nich seksownego, uwodzicielskiego show. Dlatego praca w naszym studiu to oferta dla dziewczyn i kobiet, dla których nagość nie jest barierą" – czytamy na stronie Intercam.

Chętnych ponoć nie brakuje…

Komentarze (382)