Wyszły za "tirowców". Tak wygląda teraz ich życie

- Pamiętam, jak kiedyś się mocno pokłóciliśmy i pojechał w trasę. Miał wtedy w drodze powrotnej bardzo poważny wypadek. Obiecałam sobie, że co by się nie działo, jak będzie wyjeżdżał, musi być zgoda - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Małgorzata Kwiecień, która od 20 lat jest w związku z kierowcą ciężarówki.

Związki z kierowcami tirów nie należą do najłatwiejszych - zdjęcie ilustracyjne
Związki z kierowcami tirów nie należą do najłatwiejszych - zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Getty Images

01.09.2024 | aktual.: 01.09.2024 10:22

Kiedy oni jeżdżą w długie trasy, nie wracając do domów przez wiele dni, one zajmują się domem i dziećmi. Życie w związku na odległość nie jest łatwe. Żony "tirowców" tygodniami pozostają same, często martwiąc się przy tym o swoich partnerów.

"Nauczyłam się z tym żyć"

Małgorzata Kwiecień, która od 20 lat jest żoną zawodowego kierowcy pojazdów ciężarowych, nie traktuje już tej sytuacji jako wyzwania. Pamięta jednak, jak przeżywała pierwsze wyjazdy męża w długie, bo nawet czterotygodniowe, zagraniczne trasy.

- Nauczyłam się z tym żyć. Najgorzej było świeżo po ślubie, kiedy przyszła na świat nasza pierwsza córka. Mąż rozpoczął pracę jako kierowca międzynarodowy. Było bardzo ciężko, wieczny strach o niego, utrudniony kontakt telefoniczny - to jeszcze nie była era tanich połączeń - wspomina kobieta.

Dodaje, że mimo wsparcia bliskich, jako świeżo upieczonej mamie, trudno jej było poradzić sobie z taką rozłąką.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Wiadomo, że to też wpływało na nasze relacje, brak porozumienia, kłótnie. Pamiętam, jak kiedyś się mocno pokłóciliśmy i pojechał w trasę. Miał wtedy w drodze powrotnej bardzo poważny wypadek. Obiecałam sobie, że co by się nie działo, jak będzie wyjeżdżał, musi być zgoda - podkreśla.

Kolejne schody zaczęły się w momencie, gdy Małgorzata zaszła w drugą ciążę. Mężczyzna niestety nie zdążył dojechać na poród. Częsta nieobecność ojca przy dwojgu małych dzieciach nie należały do najłatwiejszych doświadczeń.

- Z każdymi trudnościami musiałam dawać sobie radę sama. Być matką i ojcem. Największy ból dla mnie był, kiedy mąż wyjeżdżał w trasę i widziałam rozpacz dzieci. Nie chciały, żeby wyjeżdżał. Starsza córka sypiała z jego zdjęciem, a młodsza, jak była trochę większa, to ze wszystkim czekała na tatę, bo tata naprawi - dodaje Małgorzata Kwiecień.

Wspomina, że po przeprowadzce do domu jednorodzinnego podczas nieobecności męża spadało na nią wiele zadań. Żonglowanie pracą, opieką nad dziećmi i czuwaniem nad remontem wymagało licznych kombinacji.

- Trzeba było też być złotą rączką. Nieraz na kamerce mąż przeprowadzał instruktaż, jak mam daną rzecz naprawić. Problematyczne było też wychowywanie dzieci. Ja tworzyłam zakazy, nakazy, a tata przyjeżdżał i na wszystko dzieciom pozwalał, bo był gościem w domu. Do tej pory dziewczyny dzwonią do niego, gdy ja się na coś nie zgadzam - wyznaje.

Mimo dużych kryzysów małżeństwo przetrwało. Jednak nie bez znaczenia był fakt, że mąż Małgorzaty w pewnym momencie zmienił pracodawcę.

- Wypracowaliśmy pewne rzeczy. Mąż teraz częściej jest w domu, stara się odciążać mnie jak najwięcej. Największym wyzwaniem jest dążenie to tego, żeby w związku było porozumienie i wsparcie - podsumowuje kobieta.

"Ludzie myślą, że zarabia krocie"

Mąż Mileny pracuje w Niemczech w systemie dwa na jeden. Dwa tygodnie jeździ tirem, a następnie ma wolny tydzień, kiedy wraca do domu. Razem wychowują pięcioro dzieci. 

- Zjeżdża również w każdy weekend, aby spędzić z nami czas, mimo że, odliczając drogę, nie jest w tym domu zbyt długo. Ma dzienne zmiany po ok. 8 godzin. Po pracy spędzamy czas wspólnie, na kamerce - tłumaczy.

Jak dodaje, wokół zawodowych kierowców krąży wiele mitów, co nie oznacza, że pewnie pewien procent pracowników rzeczywiście prowadzi podwójne życie. Mało się jednak mówi o parach, które dzielnie próbują funkcjonować w takim trybie.

- Najtrudniej jest, gdy zachorują dzieci. Niestety, kierowca zawodowy nie jest w stanie rzucić wszystkiego i wrócić do domu, czy ot tak wziąć opiekę - wyjaśnia.

Milena przyznaje, że wielokrotnie słyszała, jakie to ma szczęście, bo jej mąż zarabia duże pieniądze.

- Ludzie, słysząc, że mąż pracuje za granicą i mamy pięcioro dzieci, obliczają, ile milionów mamy na koncie. Tylko większość z nich nie zna realiów takiej pracy. Nasze stosunki są bardzo dobre, lecz nawet nasz wolny czas jest poświęcony pracy. Gdy mąż zjeżdża, to trzeba przygotować go na kolejny wyjazd, czyli pranie, zakupy, przygotowanie jedzenia - wymienia.

Jak na całą sytuację reagują dzieci? Rozmówczyni Wirtualnej Polski opowiada, że gdy dzieci wstają rano i widzą tatę, ona może zacząć "urlop".

- Jak synek był mały, to po powrocie męża nie chciał do niego nawet podejść, traktował go jak obcą osobę. Ale na szczęście wszystko wróciło do normy. Codziennie widzimy się na kamerce. Myślę też, że jak dzieci nieco podrosną, będzie łatwiej - dodaje.

"Gadanie o pannach to są historie z mchu i paproci"

Adrianna Perłakowska zawód kierowcy samochodu ciężarowego zna z dwóch stron. "Tirowcem" jest jej partner, a także… ona sama. Przyznaje, że osoby postronne mogą mieć czasem dziwne wyobrażenia na temat tej pracy, a także życia z osobą, która podjęła tę ścieżkę kariery.

- Jeśli mowa o wyzwaniach, to najtrudniejsza do zniesienia jest tęsknota za bliskimi, a na to lekarstwa nie ma. Mimo że jeżdżę w systemie dwa tygodnie w domu, dwa tygodnie w trasie, to czuję, że czas i tak gdzieś ucieka - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską.

Kiedy pytam o to, jak wygląda utrzymywanie relacji, w której obydwie osoby spędzają dużo czasu poza domem, odpowiada wprost.

- Na pewno odległość jest największą trudnością. Moim zdaniem taki związek nigdy nie jest łatwy. Natomiast spotkania są wtedy bardzo mocno wyczekane i intensywne. Mamy oboje z tyłu głowy to, że za jakiś czas uda nam się zmienić tę sytuację i będziemy spędzać ze sobą więcej czasu - wyjaśnia Ada.

Przywołuję wówczas powiedzenie o marynarzach, którzy "w każdym porcie mają pannę". Niekiedy o podobnych miłosnych podbojach mówi się właśnie w kontekście "tirowców".

- Takie gadanie o portach i pannach to są historie z mchu i paproci. Dla bezpieczeństwa mamy udostępnione dla siebie cały czas lokalizacje i informujemy siebie, co robimy danego dnia, gdzie jedziemy, także wbrew pozorom w takim wypadku ciężko byłoby ukryć te wszystkie dziewczyny w portach - dodaje, śmiejąc się.

Podkreśla też, że oczywiście w każdej plotce jest ziarno prawdy. Przyznaje, że życie pisze różne scenariusze, natomiast do każdego tematu trzeba podchodzić na chłodno.

- Ludzie jeżdżą różni i różne mają motywacje. Jedni z pasji, drudzy dla pieniędzy, inni szukają przygód, a kolejni chcą zarobić, a się nie narobić - kwituje.

"Można być szczęśliwym w takim związku"

Honorata Sola od 5,5 roku jest w związku z mężczyzną, który zawodowo jeździ samochodami dostawczymi za granicą. Od półtora roku jest też szczęśliwą narzeczoną, a wraz z przyszłym mężem oczekują przyjścia na świat pierwszego dziecka. Honorata lubi rozmawiać o tym, jak wygląda związek na odległość i pokazywać niedowiarkom, że taka relacja może być przyszłościowa. Nie ukrywa jednak, że miała pewne obawy, czy uczucie, które ją połączyło z obecnym narzeczonym, przetrwa. Najgorsze były początki.

- Każdy jego wyjazd był okupiony łzami ze smutku, że czas spotkania dobiegł końca. Mniej więcej przez dwa lata takie wyjazdy były emocjonalnie wymagające dla nas. Dziś jest łatwiej, ponieważ nauczyłam się tak żyć. Nie mówię, że nie jest mi smutno, jak wyjeżdża, bo łezka się w oku zawsze zakręci, ale wiem, że dla niego też nie jest to łatwe. Choć lubi swoją pracę, to odjeżdżając, zerka w okno spojrzeć, czy macham - tłumaczy.

Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
związkikierowca ciężarówkikobiety
Komentarze (107)