Jest ochroniarzem w galerii. "13‑14-latkowie mają ze sobą noże"
Media zalały doniesienia o młodocianych agresorach zastraszających klientów Galerii Posnania. Pracownicy ochrony potwierdzają, że do podobnych incydentów dochodzi w całej Polsce. - Musimy interweniować przy grupie 30 małolatów terroryzujących ludzi - mówi Maciej, ochroniarz z kilkunastoletnim stażem.
07.02.2024 | aktual.: 07.02.2024 10:41
- W galerii, w której pracuję, administracja musiała wymienić część kanap. Były tak pocięte nożami, że prawie nic z nich nie zostało - relacjonuje nieco kpiąco Ryszard (imiona bohaterów zmienione, do wiadomości redakcji), który ochrania jedno z centrów handlowych w woj. łódzkim. Tak że Posnania to jeszcze nic - rzuca. Dłużej rozmawiać nie chce - stwierdza, że ten przykład mówi wszystko.
Tomasz jest kwalifikowanym pracownikiem ochrony. Pracuje w grupie interwencyjnej w dużej galerii handlowej w Małopolsce. - Zatrudniono nas, ponieważ tutaj dzieją się takie same rzeczy jak w Posnanii - stwierdza w rozmowie z Wirtualną Polską.
Jest wyposażony w środki przymusu bezpośredniego - pałkę teleskopową, ręczny miotacz gazu i kajdanki, ale uważa, że te narzędzia są nadal niewystarczające wobec zadań, z jakimi musi się mierzyć. - Powinniśmy mieć przy sobie także paralizatory elektryczne - ocenia. I dodaje: - Pomogłaby też na pewno większa obsada.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Moda na zabawę w gangstera
Na czym polega praca Tomasza? - Musimy interweniować przy grupie 30, czasem 40 małolatów terroryzujących ludzi, najczęściej w strefie gastronomicznej. 13-14-latkowie mają ze sobą noże, pałki teleskopowe, kastety. Niejednokrotnie zabierałem im je, żeby nie zrobili nikomu krzywdy. Miałem takie sytuacje, że jeden z nich startował na mnie z nożem czy z kastetem, także z gazem - opisuje.
Gdy pytam o ewentualne wsparcie, odpowiada, że na szybki przyjazd policji z reguły nie ma co liczyć. - Zazwyczaj to 3-4 godziny czekania. Mój rekord wynosi 6 godzin.
Jak mówi, w tych grupach alkohol spożywany jest notorycznie, zażywane są też narkotyki, najczęściej mefedron. Młodzi bywają agresywni wobec ludzi. - Klienci nie mają gdzie zjeść, bo dzieciaki zajmują kanapy w strefie gastronomicznej, rozsiadają się z e-papierosami. Nawet jeżeli są wolne miejsca, inni boją się siadać obok, podchodzą i proszą, żebyśmy coś z tym zrobili - opowiada.
Dwa lata temu, kiedy zaczął pracę w tej konkretnej galerii, bójki były na porządku dziennym. - Biegaliśmy z interwencji na interwencję. Byli tacy, którzy nie potrafili zrozumieć, że galeria to nie jest prywatny plac zabaw dla tzw. drillowców (fanów agresywnej i mrocznej odmiany trapu, którzy są zafascynowani światem gangsterskim - przyp. red.). Częstym zjawiskiem było to, że policja takiego delikwenta zabierała, a następnego dnia wracał i robił to samo. Bójki wciąż się zdarzają, ale udało nam się częściowo wyeliminować problem - opowiada.
Modę na zabawę w gangstera zauważa u nastolatków od około dwóch lat. - Uważają się za wielkie "gangi". "Nasze" dzieciaki są zajarane aferą z Posnanii. Mówią, że "ci w Poznaniu są sławni", "mówi się o nich". Obawiałem się, że zwiększą skalę swoich incydentów, żeby było o nich głośno, ale póki co tak się nie stało, bo - co tu dużo mówić - nas się trochę boją, wiedzą, że nie będziemy z daleka grozić palcem, ale wchodzimy na ostro - podkreśla.
Przyczyn zjawiska szuka m.in. w muzyce. - Dzieciaki wcale nie ukrywają, że inspiruje ich nowy hip-hop, pseudo-rap na autotunie. Chcą żyć tak, jak w teledyskach, myślą, że prawdziwe życie może tak wyglądać, stąd ta inspiracja "gangsterką", kupowanie podróbek markowych ciuchów, nakładanie kominiarek - zauważa.
Maciej pracuje w ochronie kilkanaście lat, obecnie jako pracownik kwalifikowany. Ochraniał dyskoteki, imprezy masowe, sklepy, dworce, galerie i inne obiekty. - Jest coraz gorzej - stwierdza w rozmowie z Wirtualną Polską. I precyzuje:
- Młodzież naogląda się za dużo filmów gangsterskich czy nagra w GTA i próbują robić z siebie kozaków. Na porządku dziennym są pokazówki: kto jest większy, kto silniejszy, kto ma większe możliwości. Nawet jeżeli są to młodzieniaszki, ale ich jest 15, a nas dwóch, nie jesteśmy w stanie mieć w polu widzenia wszystkich. Nie mówiąc o sytuacji, kiedy jeden z nich wyciągnie nóż, a przecież i tak się zdarza. Zarzuty za pobicie dostają też dzieciaki z tzw. porządnych rodzin - rodzicom goniącym za pieniędzmi brakuje czasu, wychowuje ich ulica i takie są skutki. W sklepach zdarzają się też zorganizowane grupy złodziei, których częścią są osoby bardzo młode. Działają z rodzicami, babciami - taki biznes rodzinny - mówi.
Duże ryzyko, małe pieniądze
Dlatego jest zdania, że w galeriach wielkogabarytowych powinien - podobnie jak na imprezach masowych - obowiązywać ustawowy przelicznik "pracownik na określoną liczbę metrów kwadratowych". - Przydaliby się też nieumundurowani pracownicy ochrony, którzy obserwowaliby obiekt dyskretnie i zwracali uwagę na ryzykowne sytuacje - podpowiada.
A tych nie brakuje. - Zdarza się, że jest to praca pod bardzo dużym napięciem - na dyskotece miałem do czynienia z nożownikiem, zgonami. Z nożownikiem spotkałem się też w galerii, w której pracowałem. Wzywałem służby do pożaru. Ryzykujemy życiem i zdrowiem, a z reguły zarabiamy minimalną krajową. W konsekwencji większość dorabia poza etatem, np. na imprezach masowych, co skutkuje przemęczeniem - zauważa Maciej.
Pytany, co mogłoby poprawić sytuację pracowników ochrony i bezpieczeństwo ludzi, wskazuje na zapewnienie przez pracodawcę ćwiczeń z samoobrony lub chociaż karnetów na siłownię. - W godzinach pracy powinna być uwzględniona praca z instruktorem, by doskonalić technikę i zachować pamięć mięśniową w momentach kryzysu - tłumaczy.
Bartosz był szefem ochrony w kilku warszawskich galeriach. - Jeśli chodzi o młodzież, koledzy spotykali tzw. galerianki, np. w Złotych Tarasach. Duże grupy agresywnych nastolatków to nowe zjawisko, ja się z nim jeszcze nie spotkałem, ale po tym, jak wydarzenia z Posnanii zostały nagłośnione, w firmie odbyły się rozmowy z pracownikami dotyczące procedur, które należy w takich sytuacjach wdrażać - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską.
W pracy do czynienia miał za to m.in. z podglądaczem, ale do takich jednostkowych przypadków podchodzi z dużym spokojem. - Ludzie są różni - kwituje. Zdecydowanie częściej zdarza mu się interweniować przy kradzieżach. Wspomina o zorganizowanych grupach złodziei jeżdżących po całej Polsce. - Mamy oczywiście ich rysopisy, współpracujemy z policją - wyjaśnia.
I zauważa, że kradzieży, także tych internetowych - za pośrednictwem fałszywych sms-ów i z wykorzystanie blika, przybywa w galeriach z roku na rok. - Myślę, że to kwestia migracji i trudnych czasów. Część zrobiła sobie z kradzieży styl życia, żeby nie robić nic. Wpływ na pewno ma także wzrost progu kwotowego między wykroczeniem a przestępstwem. Ludzie coraz bardziej sobie pozwalają i kradną z kalkulatorem - np. za 799 złotych. Wtedy grozi im jedynie mandat, natomiast gdy przekroczą 800 zł, z galerii wychodzą w kajdankach - stwierdza i dodaje:
- Dość częste są też kradzieże samochodowe, przy czym część to tzw. ustawki w celu wyłudzenia ubezpieczenia - dostajemy zgłoszenie, że samochód został skradziony, a po analizie nagrań z monitoringu okazuje się, że właściciel przekazał komuś kluczyki.
Klienci skarżą się z kolei na osoby zbierające przed galerią pieniądze - także te robiące to pod szyldem różnych organizacji.
Wyprzedzić sprawcę
- Monitorowanie całego obiektu, wyczuwanie intencji wchodzących, szczególnie dużych grup, powodują, że pewne sytuacje możemy tłumić w zarodku i udaje się to skutecznie robić. Prewencja dużo przynosi - w tym także stanowcza rozmowa. Podobnie jak szkolenia dla pracowników - mówi menadżer ochrony Grzegorz Głogowski z Seris Konsalnet.
I dodaje: - Podstawą jest odpowiednia liczba wyszkolonych pracowników ochrony, dobry system kamer, dzięki któremu możemy zaobserwować ruchy podejrzanych osób czy grup, ich mimikę, np. rozszerzone źrenice, które sugerują, że osoba jest pod wpływem środków odurzających czy alkoholu.
Zwraca także uwagę na gromadzenie się młodzieży w nietypowych miejscach, jak np. parkingi, toalety, toalety dla matek z dziećmi, rozglądanie się w celu wypatrzenia kamer. - Bardzo ważna jest także lokalizacja galerii - więcej takich zdarzeń będzie w tych umiejscowionych w centrach miast, blisko dużych skupisk ludzkich, szkół itp. Szczególnie w okresie ferii i wakacji - wtedy musimy być jeszcze bardziej czujni - ocenia.
Jako najczęstsze incydenty Głogowski wymienia odurzanie się narkotykami w toaletach galerii i nadużywanie alkoholu na terenie obiektu. - Młodzież przychodzi też narozrabiać: komuś ubliżyć, coś ukraść. Dobre rezultaty przynosi jednak szybkość reakcji. Gdy czują, że są obserwowani, a np. próba zrobienia graffiti zostaje błyskawicznie przerwana, zazwyczaj odpuszczają. Ważna jest współpraca ze służbami mundurowymi: lokalnym dzielnicowym, najbliższą komendą policji, żeby nie ograniczać się wyłącznie do wypraszania z obiektu - dodaje.
Ważne także, by wiedzieć, jak zachować się w sytuacji zagrożenia. Policja przypomina, że najważniejszą zasadą jest ocena sytuacji przez pryzmat własnych możliwości.
Katarzyna Pawlicka, dziennikarka Wirtualnej Polski