Kasia Sokołowska: Zastanawiam się, co będzie jutro. Nie chcę się zatrzymywać
Kasia Sokołowska jest związana z modą od 25 lat, ale do mediów trafiła dopiero po 40. Dziś nie tylko reżyseruje pokazy mody, ale również bierze udział w sesjach zdjęciowych, projektuje i współpracuje z markami jako dyrektor artystyczny. - Zaczęłam realizować się w innych dziedzinach, ale nadal wokół tego samego tematu. Mam teraz dużo więcej przestrzeni na tworzenie wyłącznie mojej historii i wykorzystuję do tego różne płaszczyzny - mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Katarzyna Pawlicka, WP Kobieta: W jednym z wywiadów powiedziała pani: "Dopiero po czterdziestce zaczęłam pracować wizerunkiem. Nie dlatego, że jestem nieziemsko piękna, ale dlatego, że czegoś w życiu dokonałam". Bardzo mnie to stwierdzenie zaskoczyło i zaintrygowało.
Kasia Sokołowska: Wcześniej miałam oczywiście świadomość własnego wyglądu i siły wizerunku jako takiego. Zdawałam sobie sprawę, jaką ma moc. Natomiast pracowałam na backstage’u i wygląd nie był przedmiotem moich zawodowych rozważań, poświęcałam mu tylko tyle uwagi, ile uważałam za stosowne. Zawsze byłam bardzo określona w swoim stylu, ale wynikało to z tego, kim jestem, czym się zajmuję i jakie mam potrzeby. Natomiast rzeczywiście dopiero po 40. trafiłam do mediów, za tym poszły m.in. kontrakty reklamowe i mój wizerunek stał się "tematem" (śmiech). Przy czym od początku trzymałam się tego, że dalej muszę pozostawać sobą, a nie kreować nowy byt.
Na szczęście żyjemy w czasach, w których to, co modne i piękne nie należy się wyłącznie młodym. Wręcz przeciwnie – sformułowania "ikona stylu" używa się coraz częściej w kontekście kobiet dojrzałych.
Jestem związana z modą od 25 lat i z wielkim zaciekawieniem obserwuję te zmiany. Faktycznie świat zaczął sięgać bardziej po osobowości, a nie wyłącznie piękne, młode twarze i ciała. Myślę, że duży wpływ na tę tendencję miała dewaluacja tzw. naturalnego piękna. Normą stała się ingerencja w ciało, a media społecznościowe potrafiły skutecznie wytworzyć iluzję perfekcyjnego wyglądu, w większości nie mającego nic wspólnego z rzeczywistością.
Zamiast piękna poszukujemy zatem coraz częściej prawdy: np. w ścieżce zawodowej czy życiowej lub osobowości. Odbiorcom łatwiej identyfikować się z osobami, które czegoś doświadczyły, już coś osiągnęły. Dlatego nie powinno dziwić, że marki pielęgnują ten nurt, sięgają po ludzi mających do zaoferowania coś więcej niż idealne ciało i atrakcyjną twarz.
A pani co oprócz doświadczenia zyskuje z wiekiem?
Mam taką refleksję, że im dalej w las, tym mamy większą świadomość, że wciąż mało wiemy. Zawsze byłam bardzo aktywna i dorosła w działaniach. Gdy miałam 20 lat, wydawało mi się, że zjadłam wszystkie rozumy. Dekadę później myślałam sobie: "teraz już trochę wiem o życiu". Natomiast po czterdziestce towarzyszy mi przekonanie, że tak naprawdę nie wiem nic. Myślę, że to kwestia niekoniecznie wieku, ale życiowych doświadczeń i rosnącej świadomości.
Dojrzałość daje na pewno więcej luzu, lepszą znajomość siebie i umiejętność eliminacji pewnych rzeczy bez bólu. Kocham moją pracę, ale kiedyś byłam na nią dużo bardziej zachłanna. Pojawił się jednak moment, w którym musiałam powiedzieć "stop". Sukces sprawił, że projektów było po prostu za dużo. By utrzymać jakość, na której zawsze zależy mi najbardziej, musiałam dokonać selekcji. Dlatego dla mnie krokiem milowym w dojrzałość jest zdanie sobie sprawy, że nie można zrobić wszystkiego. A czy wiem więcej o pewnych sprawach? Czasem wiem, a czasem nie wiem (śmiech). Jestem cały czas ciekawa, co będzie dalej. Zastanawiam się, co będzie jutro. Nie chcę się zatrzymywać.
To widać w pani działaniach. Określenie "dyrektor i reżyser pokazów mody" przestało być wystarczająco pojemne.
Uwielbiam pracę przy pokazach mody. Wymaga ona wielozadaniowości. Z jednej strony potrzebna jest wrażliwość estetyczna i umiejętność współpracy z twórcą kolekcji, z drugiej w grę wchodzi także mocny aspekt zarządzania (także ludźmi) i walki z budżetem oraz ograniczeniami czasowymi. Przez 25 lat pracuję w trybie nieustannej premiery: na dużych emocjach, pod wpływem stresu, z pełnym przekonaniem, że biorę odpowiedzialność za wiele czynników. Natomiast gdy tworzę pokaz, staję się częścią opowieści konkretnych projektantów. Zawsze podkreślam, że pełnię funkcję usługową, pomagam kreować czyjąś bajkę. Natomiast teraz mam dużo więcej przestrzeni na tworzenie wyłącznie mojej historii i wykorzystuję do tego różne płaszczyzny. Stety lub niestety jestem pracoholiczką (śmiech).
Przez to, że z taką pasją opowiada pani o życiu zawodowym, dla wielu osób dużym zaskoczeniem były słowa pani partnera, który zdradził, że bardzo ważna jest dla pani rodzina: relacje z rodzicami, rodzeństwem.
Lubimy szufladkować ludzi. Skoro jestem bardzo aktywna zawodowo, publiczność od razu wycina z obrazka tę drugą sferę życia. Niektórzy prywatność akcentują bardziej niż ja, poświęcają jej wiele miejsca w przestrzeni publicznej. Nie chce oceniać, która postawa jest lepsza. Każdy indywidualnie podejmuje decyzję, jak chce się komunikować. Dla mnie, jak dla każdego człowieka, istotna jest harmonia. Jestem niezwykle towarzyską i rodzinną osobą. Bardzo celebruję i pielęgnuję te relacje, więc mój partner po prostu powiedział prawdę (śmiech).
Współpracując z markami wciela się pani nie tylko w rolę dyrektora artystycznego, ale także modelki. Czasem również projektantki.
Zaczęłam realizować się w innych dziedzinach, ale nadal wokół tego samego tematu. Pojawiły się media, w których czuję się znakomicie, pewnie też dlatego, że występuję jako ekspert, mówię o rzeczach, na których się znam, mogę odczarować mity na temat branży mody. Nie urywam, że mam też misję pedagogiczną: lubię pracować z młodymi ludźmi, kocham ich energię, z której także czerpię, dzięki której się rozwijam. Dzięki pracy w mediach stałam się bardziej otwarta.
Do tego dochodzą różne projekty art directorskie. Pracuję np. z Galerią Mokotów, gdzie faktycznie na bardzo komercyjnej platformie galerii handlowej udało się stworzyć rzeczy niezwykłe, np. wystawy fotografii czy obiektów artystycznych. Jestem także dyrektorem artystycznym w nowo powstających projektach hotelowych, co też mnie szalenie kręci – zarządzam zespołami projektantów, jestem bliżej designu niż mody i muszę zmierzyć się z poważną skalą. Wreszcie, stworzyłam własną markę obuwniczą, dzięki czemu w konsekwencji współpracuję z marką Kazar nad własnymi kolekcjami. Dużą satysfakcję przynosi mi to, że rynek pokochał nasze rzeczy, które znikają w ekspresowym tempie.
Kolekcje dla Kazara, które sygnuje pani swoim nazwiskiem, wyróżnia mądre, wyważone podejście do mody – mają być piękne, ale też uniwersalne, łatwo je zestawiać, mogą służyć przez lata. Zawsze myślała pani o modzie w taki sposób?
Przemieszczam się między klasyką a trendami, do których mam swobodne podejście – uważam, że są po to, żeby nas inspirować, niekoniecznie musimy w każdym sezonie wymieniać garderobę. Uważam, że jakość w połączeniu z indywidualnym stylem są najważniejsze. Gdy myślę o produktach dla Kazara, myślę także o sobie: testuję je, noszę, wybieram kolory, które mnie pociągają, a jednocześnie są doskonałą bazą do różnych szaleństw. Mam też oczywiście na uwadze klienta: kobietę, która będzie te rzeczy nosić. Dlatego bardzo ważna jest wygoda oraz pewna uniwersalność: od razu myślę o konkretnych okazjach. Uważam, że piękne buty zestawione z naprawdę minimalistycznym strojem: dobrej jakości golfem, klasycznym trenczem, robią całą sylwetkę. Akcesoria mają ogromną moc, a moja recepta na dobry wygląd jest prosta: lepiej mniej, ale dobrze i jakościowo.
Okazuje się, że wówczas nawet niewielka zmiana może zrobić ogromne wrażenie. Nawiązuję do fryzury, którą zaprezentowała pani podczas finału tegorocznej edycji "Top Model".
Dzisiejszy świat kocha szufladki i podsumowania: jeśli ktoś ma krótkie włosy, oczekujemy, że będzie miał takie zawsze, jeśli ktoś uprawia tzw. szanowany zawód, dziwimy się, gdy zacznie działać w nieco innej bajce. Jak będziemy tak wszystko analizować i krytykować, świat stanie się uboższy. Artyści już zaczynają kalkulować, zastanawiać się, czy mogą pójść o krok dalej. Dlatego pielęgnuję w sobie spontaniczność i potrzebę, żeby nie zawsze być bardzo na serio. Wizerunek finałowy nie był mocno przemyślany, wystudiowany. Postanowiłam zrobić sobie nim przyjemność i nie spodziewałam się, że wywoła tak gigantyczną reakcję – w końcu to tylko włosy, a nie Nagroda Nobla (śmiech). Tymczasem dostałam tysiące wspaniałych komentarzy. Brakuje mi na co dzień takiego luzu i tolerancji. Wszystko analizujemy, często krytykujemy… to się staje nieznośne. Dajmy troszkę swobody sobie i innym – być może wówczas z naszych małych, pięknych światów uda się złożyć duży, piękny świat.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.