"Kiedy zamknę oczy, widzę jego zsiniałe usta". Beata znalazła męża samobójcę
Beata znalazła zwłoki męża. Narzeczony Kamili przedawkował leki. Obie zgadzają się w jednym. Twarzy martwego ukochanego nie zapomną do końca życia.
29.03.2019 | aktual.: 29.03.2019 15:02
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Czułam, że coś jest nie tak"
Beata rozmawiając z nami nie kryje łez. – Nigdy nie zapomnę jego sinej twarzy. To był najgorszy moment mojego życia. Chcę o tym opowiedzieć, żeby uświadomić inne kobiety, jak łatwo jest przeoczyć, że nasz mąż lub partner stoi na krawędzi swojego życia – mówi kobieta.
Pięć lat temu 37-letnia Beata z okolic Łodzi była szczęśliwą mężatką. Mieli z mężem własny dom jednorodzinny, duży ogród i psa. Nie byli jeszcze rodzicami, choć marzyli o dzieciach. W jednej chwili wszystko runęło.
- To był piątkowy wieczór. Wróciłam później z pracy, bo musiałam dokończyć ważny projekt. Byłam zmęczona i chciałam tylko zjeść kolację, przytulić się do męża i iść spać – zaczyna swoją opowieść Beata.
Kiedy dotarła do domu, nigdzie nie mogła znaleźć swojego partnera. – Czułam, że coś jest nie tak. Od dawna powinien być w domu. Zaczęłam do niego dzwonić, ale jego telefon nie odpowiadał. Powoli wpadałam w panikę – wspomina kobieta.
"Kiedy zamknę oczy, widzę jego sine usta"
Po dwóch godzinach oczekiwania Beata postanowiła poszukać męża w okolicy. Uznała, że mógł pójść na spacer do pobliskiego lasu. Na jego skraju stała stara, opuszczona stodoła, w której czasami bawiły się dzieciaki z okolicy. To właśnie tam 37-latka znalazła męża.
- Nawet nie wiem, jak to opisać. Weszłam za budynek, żeby dotrzeć na leśną ścieżkę. Zobaczyłam jakieś ubrania wiszące na gałęzi starej jabłoni, która tam rosła. Podeszłam bliżej i dopiero wtedy zauważyłam, że to nie są ubrania – mówi łamiącym się głosem Beata.
Na gałęzi drzewa wisiał jej mąż, który popełnił samobójstwo. – Kiedy zamknę oczy, wciąż widzę jego wytrzeszczone, przerażone oczy i zsiniałe usta. Ten widok będzie mnie prześladował już do końca – opowiada nam kobieta.
Beata nie zauważyła, że jej mąż od kilku miesięcy zmagał się z depresją. – Był bardziej milczący i taki jakby zmęczony, ale myślałam, że to przez pracę. Kiedy pytałam go, czy wszystko jest w porządku, zawsze mówił, że tak, tylko nie może się wyspać i jest przepracowany. Jaka ja byłam głupia, że nie drążyłam tego tematu – mówi.
Mąż naszej bohaterki zostawił dla żony list, w którym wyjaśnił, że nie potrafi dłużej żyć z ciężarem swojej depresji. Napisał, że nie chce być ciężarem dla swojej rodziny i chce uwolnić się od bolesnych myśli. – Kiedy czytałam ten list, pękło mi serce – mówi Beata.
Jak w Matriksie
Co czuła, gdy znalazła męża powieszonego na gałęzi? – To było jak sen. Mój mózg zablokował informację, że on nie żyje. Czułam się jak w jakimś pierd….ym Matriksie. To nie mogła być prawda – wspomina 37-latka.
Rozpacz pojawiła się dopiero następnego dnia, kiedy otępienie zaczęło ustępować, a do Beaty dotarła myśl, że jej mąż naprawdę odebrał sobie życie. – Wyłam całymi dniami. Nienawidziłam siebie. Czułam się winna, wierzyłam, że gdybym wróciła z pracy na czas, udałoby mi się go uratować. Jak mogłam być tak samolubna, żeby nie zauważyć, że najbliższa mi osoba chce się zabić? – mówi.
Dopiero sesje terapeutyczne i pomoc specjalisty pomogły Beacie pogodzić się ze stratą i uporać z poczuciem winy. – Mój psycholog powiedział, że kiedy mój mąż podjął decyzję, że chce odebrać sobie życie, nie byłam w stanie go od tego odwieść. Zrobiłby to prędzej czy później – tłumaczy kobieta.
Bez odwrotu
Jej słowa potwierdza psychoterapeuta, dr Dariusz Trotko. – Samobójca, który podjął już ostateczną decyzję, nie zmieni jej tylko dlatego, że ktoś z bliskich powie mu, żeby tego nie robił. On już pogodził się ze swoim losem – tłumaczy specjalista.
- Wiele osób, które znalazły bliską sobie osobę, która popełniła samobójstwo, obwinia się, że nie zauważyli symptomów załamania nerwowego i nie zareagowali odpowiednio wcześniej. To błędne myślenie. Niestety bardzo często osoby zmagające się z depresją i myślami samobójczymi nie dają żadnych zewnętrznych sygnałów, że coś jest nie tak. Tworzą fasadę zadowolenia i radości, którą maskują swoje samopoczucie – mówi dr Trotko.
Ekspert mówi również, jak trudnym do udźwignięcia brzemieniem jest znalezienie swojego martwego małżonka. – Śmierć partnera życiowego to najbardziej stresogenna sytuacja, na jaką jesteśmy narażeni. A kiedy do tego dojdzie szok i trauma spowodowana znalezieniem samobójcy, bardzo trudno jest odzyskać psychiczną równowagę. Takie obrazy zostają z nami na zawsze. Nie jesteśmy w stanie zapomnieć widoku martwego współmałżonka lub jakiejkolwiek bliskiej osoby – wyjaśnia psychoterapeuta.
- Skoro tak traumatyczne jest nawet znalezienie obcej osoby, która popełniła samobójstwo, to aż trudno zrozumieć, co przeżywają osoby, które odnalazły martwego partnera – dodaje dr Trotko.
Był spokojny i radosny
W podobnej sytuacji była 29-letnia Kamila, która znalazła swojego narzeczonego po tym, jak przedawkował leki antydepresyjne. – Od kilku lat leczył depresję. Robił postępy na terapii i czułam, że jest na dobrej drodze. Był spokojny i radosny. Teraz wiem, że to dlatego, że podjął już decyzję o samobójstwie i wiedział, że kres jego cierpienia jest niedaleko – opowiada nam przedszkolanka z Warszawy.
- Tego dnia wróciłam do domu po spotkaniu z przyjaciółkami, na które mój narzeczony bardzo ochoczo mnie wypychał. Mówił, że potrzebuję czasu dla siebie, że muszę odpocząć i się zabawić. Wtedy nie wydawało mi się to podejrzane. Dziś rozumiem, że chciał się mnie pozbyć z mieszkania – wspomina Kamila.
Po powrocie do domu kobieta zauważyła, że jej narzeczony śpi na kanapie w salonie. – Podeszłam do niego, żeby przykryć go kocem i dać mu buziaka na dobranoc. Kiedy zobaczyłam jego twarz, zaczęłam krzyczeć. Miał szeroko otwarte oczy i sine wargi, z których sączyła się spieniona ślina. To, co działo się później, pamiętam jak przez mgłę – mówi nam 29-latka.
- Karetka, orzeczenie zgonu, telefon do jego rodziny, płacz jego matki i przeraźliwe zimno, które zalało mi wnętrzności. Czułam się trochę jakby ktoś wziął wszystkie moje narządy w garść i mocno ścisnął. Nie myślałam, nie spałam, nie jadłam. Żyłam w czarnej pustce – opowiada Kamila.
"Gdyby nie najbliżsi, poszłabym tą samą drogą"
Kobiecie pomogli rodzice i rodzina jej narzeczonego. Wspierali ją i tłumaczyli, że nie mogła nic zrobić, żeby uratować mężczyznę. – Czułam ogrom zrozumienia i miłości w tym trudnym czasie. Gdyby nie najbliżsi, poszłabym tą samą drogą, co mój narzeczony. Po pogrzebie moja mama zapisała mnie na terapię. Dzięki temu udało mi się pogodzić ze stratą ukochanego. I chociaż dzisiaj już wiem, że nie mogłam go uratować, to tęsknię za nim każdego dnia i zarzucam sobie, że mogłam coś dostrzec, zareagować – tłumaczy kobieta.
Kamila ma dla naszych czytelników krótką wiadomość. – Jeśli czujecie, że coś w waszych najbliższych się zmieniło, nie bójcie się pytać ich o to, co czują. Nawet jeśli to zmiana na lepsze. Czasami przeoczamy drobne sygnały, które mogą zmienić wszystko. Bądźcie dla swoich partnerów. Rozmawiajcie - mówi.
Jeśli chcesz porozmawiać z psychologiem lub szukasz pomocy dla kogoś bliskiego, zadzwoń pod bezpłatny numer 800 70 2222 całodobowego Centrum Wsparcia dla osób w kryzysie. Możesz też napisać maila lub skorzystać z czatu, a listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz TUTAJ.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz też: Depresja maskowana – jak się objawia?