Krystyna Mazurówna: "Wolność jest największą wartością"
"Dla mnie zawsze najważniejszy był intelekt, a nie np. to, jak zbudowana jest klatka piersiowa faceta, ile ma wzrostu, czy jaki ma kolor włosów" - mówi Krystyna Mazurówna. W rozmowie z WP Kobieta 85-letnia tancerka zdradza, co zmieniłaby w Polsce i jaką jest babcią.
Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski: Mężczyźni za panią szaleli. A czy pani była szaleńczo zakochana?
Krystyna Mazurówna, tancerka, choreografka, pisarka, felietonistka: Oczywiście! Szalałam z miłości i uważam, że tylko wtedy miłość ma rację bytu. Musi być uczucie, a nie - patrzenie na to, czy partner ma gruby portfel czy pozycję. Na szczęście nigdy nie myślałam w ten sposób. Czasem przez miłość robiłam jednak głupstwa, np. poleciałam do Londynu specjalnie po to, żeby zobaczyć ukochanego, który był tam jedynie przelotem na dwie godziny. Lubię żyć i czuć intensywnie.
Czy Pani gust do mężczyzn zmieniał się na przestrzeni lat?
Dla mnie zawsze najważniejszy był intelekt, a nie np. to, jak zbudowana jest klatka piersiowa faceta, ile on ma wzrostu, czy jaki ma kolor włosów. To nie ma żadnego znaczenia. Ważne, co jest w środku.
Do tej pory wiązała się pani głównie z osobami ze środowiska artystycznego.
W dużej mierze przez to, że właśnie w takim środowisku się obracałam. Poza tym artyści mają swój urok, są twórczy...
Złośliwi mówią, że na bakier u nich z lojalnością.
Ja byłam wściekle wierna. Ostatniemu mężowi - francuskiemu - aż przez 13 lat, czyli przez cały okres naszego małżeństwa. Nigdy nie pomyślałam o żadnej zdradzie. W ogóle nie rozumiem, dlaczego ludzie zdradzają. Jeżeli zaczęłabym darzyć uczuciem innego mężczyznę, byłabym wobec wszystkich szczera. Patrząc na mój życiorys, można mieć wrażenie, że często wchodziłam w relacje, ale wbrew pozorom moje życie uczuciowe nie było aż tak bogate. Mam już 85 lat, a miałam w sumie czerech stałych partnerów, więc średnio wypada jeden na 20 lat (śmiech).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W jednym z wywiadów przyznała pani, że ostatni mąż - Jean Pierre Bluteau - otrzymał mieszkanie na otarcie łez. Czy dalej tam mieszka, czy może coś się zmieniło?
Nic się nie zmieniło i nie zmieni. Choć dostał też ode mnie dom na wsi i dwa samochody, wcale nie narzekam. Muszę przyznać, że po naszym rozstaniu to on w dużej mierze zajmował się dziećmi. Sprawdzał się w tej roli lepiej niż ja. Mnie lepiej wychodziło zarabianie pieniędzy i załatwianie formalności. Podział obowiązków był więc jasny, choć trochę nietradycyjny.
Z roku na rok przybywa rozwodów. Badania pokazują, że w Polsce samotne życie wiedzie około 8 mln dorosłych obywateli. Czy to niepokojące dane?
A kto powiedział, że najlepiej żyje się w dwójkę? Czasem życie w pojedynkę jest dużo przyjemniejsze. Są też pary, które są ze sobą, ale mieszkają osobno i widują się np. w kawiarniach, jeżdżą razem na wycieczki... Nie jest powiedziane, że mieszkanie razem jest kluczem do szczęśliwego związku. Czasem jest wręcz odwrotnie. Niektórzy z kolei śpią w osobnych łóżkach. Myślę, że nie ma idealnej recepty na udany związek. Dla jednych ważna jest fizyczna, codzienna bliskość, bycie niemalże nierozłącznymi, a inni potrzebują więcej przestrzeni.
Jak wygląda teraz życie Krystyny Mazurówny?
We Francji spełniam się przede wszystkim jako babcia, mam piątkę wnuków, którym poświęcam bardzo dużo czasu i energii. W Polsce za to wciąż jestem uznawana za autorytet w każdej sprawie (choć nie wiem, czy słusznie), mam też różne propozycje zawodowe: jeżdżę na festiwale, jestem modelką w pokazach mody, prowadzę przeróżne zjazdy i kongresy.
W końcu jest pani nie tylko wybitną tancerką i choreografką, ale również prekursorką zmian społecznych i obyczajowych.
Nie wiem, dlaczego tak jest, ale Polska ciągle jest z tyłu i nie może dogonić ani obyczajowo, ani mentalnie krajów zachodnich, zwłaszcza w kwestiach światopoglądowych. Oczywiście zauważam zmiany, ale odbywają się one zdecydowanie zbyt wolno. Wciąż nie mamy związków partnerskich, pary homoseksualne nie mogą legalnie wziąć ślubu ani wychowywać dzieci, nie ma też dostępu do eutanazji.
Jest pani za dopuszczeniem eutanazji?
Tak, ponieważ jest to sprawa związana z naszą wolnością i wyborem. Gdybym była bardzo stara (bo wciąż jestem 85-letnią, młodą kobietą) i cierpiała z powodu nieuleczalnej choroby, to chciałabym mieć prawo, by "wcisnąć guzik" i odejść w spokoju. Jestem pewna, że do tego dojdziemy, ale trzeba trochę poczekać. Wolność to najważniejsza wartość.
To chyba motto, które przyświeca pani od dziecka. Mama była chemiczką, ojciec matematykiem, a Krystyna Mazurówna została tancerką.
Przy wyborze studiów, zawodu, mężczyzny czy kraju, w którym mieszkamy, zawsze powinniśmy podążać za tym, co podpowiada nam serce. Czasem warto zamknąć oczy i pomyśleć sobie: czy ja naprawdę tego chcę? Trzeba słuchać siebie, zamiast myśleć, co wypada, co należy, co robi sąsiadka czy co ksiądz by powiedział.
Na szczęście moi rodzice byli na tyle inteligentni, że wspierali mnie w moich wyborach. Choć na początku nie byli przekonani co do szkoły baletowej, ostatecznie pozwolili mi iść wybraną przeze mnie ścieżką. Od dziecka - zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym - słucham swojego wewnętrznego głosu i wybieram to, co daje mi radość.
Niektórzy mówią, że życie zaczyna się po 40-tce, inni - że po 50-tce, a jak wygląda życie po 80-tce? Co jest najpiękniejsze, a co trudne?
Najtrudniejsze są ograniczenia związane z naszym ciałem. Nie mogę już chodzić na dalekie piesze wycieczki. Poza tym wiele się jednak nie zmienia. Najważniejsze jest to, co czujemy i przeżywamy, a mnie nigdy nie brakowało wyobraźni i odwagi, by spełniać swoje marzenia. Poza tym przychodzą nowe role i wyzwania. Ja na przykład jestem dumną babcią.
To niezwykle ważna rola. Jednak w przeświadczeniu niektórych, babcie z automatu stają się aseksualne. Jak reagują pani dzieci, gdy oznajmia pani, że np. wybiera się na randkę?
Należy pamiętać, że miłość przychodzi niespodziewanie i może pojawić się w każdym wieku. Trzeba być jednak na nią otwartym. Nie zastanawiać się, czy partner zobaczy nasze zmarszczki lub inne niedoskonałości.
Ja obecnie z nikim się nie spotykam, ale moje dzieci zawsze bardzo mnie w tym wspierały. Czasem wręcz umawiają mnie na randki, bo chcą, abym nie była sama. Zdarza się, że przedstawiają mi jakiegoś starszego, interesującego pana, np. kompozytora lub naukowca. Im jest to na rękę, gdy z kimś się umawiam, bo wtedy nie zamęczam ich telefonami (śmiech).
A pani ingeruje w życiu uczuciowe dzieci, daje rady?
Ufam im i wierzę, że ich wybory są słuszne, choć czasem nie wszystkie są dla mnie zrozumiałe. Mam trójkę dzieci, ale żadne z nich nie jest w formalnie zarejestrowanym związku. Mój syn mieszka od 25 lat z tancerką. Kiedyś nawet spytałam się, czy nie chce tego związku zalegalizować prawnie, wziąć ślub albo podpisać związek partnerski, na co on stwierdził: Mamo, to są poważne decyzje, my żyjemy ze sobą dopiero 25 lat, musimy się jeszcze poznać. To jednak ich decyzje, najważniejsze, że są razem szczęśliwi i dobrze się dogadują.
Jaką babcią jest Krystyna Mazurówna?
Najlepiej spytać wnuków. Ja powiedziałabym o sobie, że jestem bardzo dobrą babcią, ale na pewno oryginalną. Pewnego razu mój 15-letni wnuk zapytał, czy może przyprowadzić do mnie kolegów. Stwierdził, że oni nie mają takiej babci i mu zazdroszczą.
To ogromny komplement! Niełatwo zasłużyć sobie na uznanie nastolatka.
Bardzo się z tego cieszę. Choć jestem nietypową babcią, najwyraźniej moim wnukom się to podoba. Widuje ich niemal codziennie. W przerwie na obiad, zamiast do stołówki szkolnej, biegną do mnie. Nie dlatego, że dobrze gotuję, bo wcale tego nie robię (sami zamawiają sobie jedzenie na wynos), ale po prostu chcą ze mną spędzić czas.
Rozpieszcza pani wnuki?
Zależy, jak rozumiemy to słowo. Na pewno obrzucam je prezentami. Ostatnio na urodziny wręczyłam jednemu z nich profesjonalny aparat fotograficzny, bo jego pasją stało się robienie zdjęć, a na 18. urodziny obiecałam mu dwutygodniową wycieczkę do Nowej Zelandii.
Myślę, że teraz każdy, kto to przeczyta, chciałby być pani wnukiem.
Piątka w zupełności mi już wystarczy (śmiech). Najmłodsza wnuczka ma 6 lat, a najstarszy - 16. Mała wdała się we mnie. Przebiera się w przeróżne sukienki i stroi przed lustrem. Ostatnio przyszła z dwiema różnymi skarpetkami: jedną zieloną, a drugą czerwoną. Gdy zwróciłam jej na to uwagę, powiedziała: "Babciu! Jestem kreatywna!".
Też chce zostać tancerką?
Jeszcze nie wiadomo. Trzeba zostawić dzieciom wybór. Pokazać różne ścieżki, ale do niczego nie zmuszać ani nie nakłaniać.
A w jakim języku rozmawia pani z wnukami? Mówią po polsku?
Tylko 11-latek, który jakbym był mały, bardzo często ze mną zostawał. Przez kilka godzin dziennie mówiliśmy tylko po polsku. Teraz mówi już w pięciu językach: po hiszpańsku, włosku, angielsku, ukraińsku i francusku.
Czego można pani życzyć? Mogłoby się wydawać, że ma pani już wszystko, co potrzebne do szczęścia.
Ja nie chcę "mieć". Posiadanie nie daje mi frajdy. Chcę być, istnieć, intensywnie przeżywać rzeczywistość. Lubię głębokie doznania, niezależnie czy kogoś poznaję, czy idę na spektakl do teatru. Tych mam na szczęście pod dostatkiem.
Rozmawiała Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski