"Kryzys psychiczny jest demokratyczny. Może dotknąć każdego z nas"
– Osoby z doświadczeniem kryzysu psychicznego często się boją, że jeśli o tym powiedzą, stracą pracę, znajomych, zostaną wykluczone. I niestety nierzadko tak się dzieje – mówi Agnieszka Jucewicz, autorka książki "Czasem czuję mocniej. Rozmowy o wychodzeniu z kryzysu psychicznego".
15.12.2022 | aktual.: 15.12.2022 19:56
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ewa Podsiadły-Natorska: Kryzysy psychiczne to wciąż w naszym społeczeństwie tabu?
Agnieszka Jucewicz: Zależy, co rozumiemy przez słowo "tabu". Z jednej strony, o niektórych kryzysach psychicznych – takich jak np. depresja – rozmawiamy już otwarcie od jakiegoś czasu. Z drugiej, jeśli chodzi o inne kryzysy często wciąż poruszamy się w obrębie stereotypów. Najbardziej stygmatyzowana jest chyba nadal schizofrenia. Gdy zajrzymy do badań EZOP II (kompleksowe badanie stanu zdrowia psychicznego i jego uwarunkowań) przeprowadzonych na dużej grupie Polaków, możemy się z nich dowiedzieć, jakie są postawy wobec osób z doświadczeniem kryzysu psychicznego. Czy chcielibyśmy na przykład, żeby osoba, która chorowała psychicznie i ma za sobą pobyt w szpitalu była naszym lekarzem, lekarką, nauczycielem albo nauczycielką naszych dzieci, współpracowniczką, współpracownikiem…
Nie chcemy.
Przytłaczająca większość, ponad 80 proc., sobie tego nie wyobraża. Ponad połowa nie chciałaby mieć nawet takiego sąsiada. Jednak takie osoby nas leczą, uczą nasze dzieci, są naszymi sąsiadami. Tyle że wiele z nas nie zdaje sobie z tego sprawy, ponieważ osoby z takim doświadczeniem często to ukrywają. I nie ma się czemu dziwić. Uczestniczyłam niedawno w szkoleniu organizowanym przez twórców kampanii "Zobacz człowieka", która ma na celu walkę ze stygmatyzacją kryzysów psychicznych. Brał w niej udział mężczyzna, który od 25 lat żyje z diagnozą schizofrenii. Pracuje, angażuje się społecznie, ma za sobą długie związki. Ale w pracy nigdy nie ujawnił swojej diagnozy – właśnie z obawy przed stygmatyzacją, a co za tym idzie – przed dyskryminacją. Osoby z doświadczeniem kryzysu psychicznego często się boją, że jeśli o tym powiedzą, stracą pracę, znajomych, zostaną wykluczone. I niestety, nierzadko tak się dzieje.
To pokazuje ogrom naszej niewiedzy!
Właśnie między innymi po to powstała ta książka. Do rozmowy zaprosiłam 11 osób; dwunasta to lekarz psychiatra dr Tomasz Szafrański. Moi rozmówcy mówią o swoich indywidualnych doświadczeniach, ale myślę, że wiele osób odnajdzie w ich opowieściach siebie, swoich bliskich, przyjaciół, znajomych z pracy. Zmagają się z różnymi kryzysami, m.in. z depresją, schizofrenią, zaburzeniem afektywnym dwubiegunowym, zaburzeniem obsesyjno-kompulsyjnym, zespołem stresu pourazowego, anoreksją czy uzależnieniem.
Chciałam oddać im głos, żeby swoimi słowami opowiedzieli, jak przebiegał ich kryzys psychiczny, jakie czynniki mogły się na niego złożyć, ale też – jak wyglądała ich droga wyjścia z tego kryzysu. Bo z wielu kryzysów, przy odpowiednim wsparciu bliskich, środowiska, specjalistów da się wyjść. Choć czasem trwa to długo i wymaga ogromnego wysiłku. Ale na pewno nie jest tak, że diagnoza dyskwalifikuje człowieka i jego życie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jakie było kryterium doboru bohaterów? Chciała pani pokazać, że kryzys psychiczny może mieć różne oblicze?
Przede wszystkim, że kryzys psychiczny jest czymś demokratycznym. Może dotknąć każdego z nas, na każdym etapie życia. Po drugie, że kryzysy są różne. Są tzw. kryzysy rozwojowe, które dotykają na przykład młodych ludzi, którzy wchodzą w dorosłe życie. Są kryzysy, przez które jesteśmy w stanie przejść przy wsparciu bliskich i niekoniecznie potrzebujemy pomocy specjalisty. I wreszcie są kryzysy, które nazywamy zaburzeniami lub chorobami – i one wymagają już specjalistycznej interwencji. Z takimi kryzysami zmagają się moi rozmówcy. Każdy i każda z nich podjęli się leczenia.
Kryzys psychiczny, nawet leczony, może wrócić?
Może. Niektóre kryzysy trwają kilka miesięcy, czasem lat, ale w końcu objawy się wyciszają. Ale w niektórych wracają. Tak bywa choćby w przypadku schizofrenii, dlatego tak ważne jest, żeby znaleźć się pod opieką zaufanych specjalistów. I żeby zdrowiejąc, nauczyć się, jak najlepiej żyć z tym rozpoznaniem, nauczyć się również dbać o siebie.
Co łączy ludzi, z którymi pani rozmawiała? Na co zwróciła pani uwagę?
Moi rozmówcy mają wgląd w swoje kryzysy, co nie jest wcale oczywiste. Bo zdarza się, że doświadczamy kryzysu psychicznego, ale nie wiemy, co się z nami dzieje – wydaje nam się na przykład, że to ciało choruje, bo dostrzegamy głównie objawy fizyczne, tymczasowe to choruje psychika. Poza tym moim rozmówcy zdecydowali się sięgnąć po pomoc. Podjęli leczenie i mają zbudowaną sieć pomocy; to może być lekarz – psychiatra, psychoterapeuta, sieć wsparcia. Łączy ich też niezwykła wola życia i chęć zdrowienia. Wiele z nich, dzięki swoim trudnym doświadczeniom, zaangażowało się w pomoc innym.
W jaki sposób?
Oliwia Ziębińska, która zmagała się z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków, została psychoterapeutką. Malika Tomkiel, która opowiada o swojej walce z anoreksją, napisała książkę o zaburzeniach odżywiania "Biel kości" i uczy jogi. Dawid Polak, biotechnolog, który cierpi na zaburzenia lękowe, prowadzi konto na Instagramie poświęcone głównie nauce, ale porusza w nim też tematy związane ze zdrowiem psychicznym. Małgorzata Serafin, dziennikarka, która żyje z diagnozą depresji, prowadzi bardzo popularny program o zdrowiu psychicznym pt. "Farbowanie życia". Marek Plawgo, były sportowiec, który zmagał się z depresją, został twarzą kampanii "Twarze depresji. Nie oceniam, akceptuję". Szymon Mutwicki, żołnierz, weteran z Afganistanu i Iraku, jest bardzo aktywny w środowisku żołnierzy i głośno mówi o swoim PTSD. Paweł Żukowski, artysta z diagnozą zaburzenia afektywnego dwubiegunowego, tworzy społecznie zaangażowane prace.
A co piszą do pani czytelnicy? Czy wśród wiadomości pojawiają się głosy: "Doświadczam kryzysu psychicznego, chcę podjąć terapię"?
Są takie głosy. Ludzie piszą, że wreszcie nie czują się z tym sami, że pod wpływem jakiejś opowieści postanowili sięgnąć po pomoc. Odzywają się też bliscy osób w kryzysie. Mówią, że lepiej teraz rozumieją, co przechodzi ich siostra, brat, przyjaciel, przyjaciółka.
Ale dostaję też wiadomości od psychoterapeuów i psychiatrów, którzy dziękują moim bohaterom za ich opowieści. Uważają je za cenne świadectwa, które jakoś wzbogaciły ich własną praktykę. Opowieści moich rozmówców odtabuizowują także zaburzenia, o których mówi się rzadziej, np. zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne, które często pojawia się w filmach jako element komiczny. W związku z tym wielu osobom wydaje się, że to jest taka "zabawna przypadłość", która polega na tym, że ktoś jest pedantyczny albo wraca po kilka razy do domu, żeby sprawdzić, czy wyłączył żelazko. Tymczasem opowieść Laury Akkot, która żyje z tym zaburzeniem od ponad 20 lat, pokazuje, jak ogromne jest to cierpienie. Ile czasu zajmuje, jak bardzo angażuje myśli. Myślę, że wszystkie te opowieści pokazują, ile wysiłku człowiek w głębokim kryzysie psychicznym musi włożyć w to, żeby po prostu przeżyć dzień.
Kryzys psychiczny to również pani doświadczenie.
Od kilku lat cierpię na zaburzenia lękowe z napadami paniki. W pandemii objawy tak się nasiliły, że musiałam sięgnąć po pomoc psychiatry i wrócić na terapię. Mam gorsze i lepsze okresy. Czasem muszę pójść na zwolnienie, objawy są tak dotkliwe, że nie jestem w stanie pracować, ale przez większość czasu funkcjonuję normalnie.
Z jakimi objawami musi się pani mierzyć w gorszych momentach?
Z bezsennością, bardzo dużym lękiem, napadami paniki. U mnie najczęściej przybierają one formy depersonalizacji i derealizacji. Derealizacja polega na tym, że mam poczucie, jakbym się znalazła w kartonowym świecie. Wszystko naokoło wydaje mi się sztuczne, jakby stanowiło część scenografii filmowej i tracę wtedy takie bazowe poczucie bezpieczeństwa. A depersonalizacja polega na tym, że czuję się, jakbym wyszła z własnego ciała. Taki napad paniki, mimo że nie trwa długo, pozostawia po sobie bardzo duże zmęczenie, brak możliwości koncentracji, a przede wszystkim lęk, że to wszystko za chwilę się powtórzy. Czasami nie jestem w stanie z tego powodu wyjść z domu, co z kolei upośledza moje funkcjonowanie społeczne.
Moment diagnozy jest zawsze przełomowy?
Właściwa diagnoza umożliwia rozpoczęcie leczenia i to jest chyba najważniejsze. Czasami potrzebna jest psychoterapia, czasami farmakoterapia, czyli leki, a czasem - jedno i drugie. Czasami konieczny może być pobyt na oddziale dziennym połączony z psychoedukacją, a czasem, jeśli objawy są bardzo silne, hospitalizacja. Tak może być w przypadku psychozy, choroby afektywnej dwubiegunowej, ale i depresji. Kiedy mówi się dziś o depresji, rzadko wspomina się o takim jej przebiegu, który wymaga pobytu w szpitalu. A niektórzy cierpią na depresję lekooporną, co oznacza, że leki nie działają. Stan takiego człowieka może pogorszyć się do tego stopnia, że nie będzie w stanie w ogóle funkcjonować.
Od kilku lat w Polsce prowadzona jest reforma psychiatrii, która ma zmienić model leczenia ze szpitalnego na środowiskowy. Docelowo ma powstać ponad 300 Centrów Zdrowia Psychicznego, do których osoby w kryzysie psychicznym będą się mogły zgłosić i gdzie w ciągu 72 godzin powinny otrzymać pomoc szytą na miarę, w zależności od rodzaju i nasilenia kryzysu, którego doświadczają. Chodzi o to, żeby pobyt w szpitalu był ostatecznością. Takie centra już działają w Polsce, jest ich w tej chwili kilkadziesiąt. Mapkę Centrów Zdrowia Psychicznego można znaleźć na stronie czp.org.pl.