Blisko ludziWażyła tylko 28 kg. Do dziś wspomina słowa, które usłyszała od lekarza

Ważyła tylko 28 kg. Do dziś wspomina słowa, które usłyszała od lekarza

18-letnia Agata Borkowska od czterech lat walczy z anoreksją. Chorobą niezwykle podstępną, na którą każdego roku umiera od 10 do nawet 20 proc. pacjentów. Ją uratowano, choć jej stan był w pewnym momencie już na tyle ciężki, że sama określa go mianem "pewnej śmierci". - Kiedy mnie zważono, okazało się, że waga pokazuje niecałe 28 kg. To, że udało się mnie uratować, to jest wielki cud - mówi Agata Borkowska w rozmowie z WP Kobieta.

18-letnia Agata Borkowska od czterech lat walczy z anoreksją
18-letnia Agata Borkowska od czterech lat walczy z anoreksją
Źródło zdjęć: © Instagram
Aleksandra Lewandowska

31.10.2022 17:18

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Anoreksja. Słowo, które zapewne zna każdy z nas, lecz mało kto ma świadomość, ile osób z nią walczy. I nie, nie jest to zwykłe "widzimisię", która polega wyłącznie na niejedzeniu. Anoreksja jest zaburzeniem, które niestety niezwykle mocno wpływa na psychikę. Agata Borkowska walczy z nią od czterech lat i mimo tego, że przeszła przez wiele terapii i spotkań z psychodietetykiem, podkreśla, że jeszcze długo zajmie jej pozbycie się myśli, że "powinna więcej ćwiczyć, mniej jeść czy być szczuplejsza".

- Anoreksja tak naprawdę jest skutkiem, nie przyczyną. Zawsze trzeba szukać głębiej. Problemy z małą ilością spożywanych pokarmów czy dużymi restrykcjami rodzą się później, bo ktoś w ten sposób coś odreagowuje. Gdy w psychice osoby chorej na zaburzenia odżywiania dzieją się pewne procesy, są traumy i niskie poczucie własnej wartości, brak jedzenia staje się jednym ze sposobów umartwiania się - tłumaczy w rozmowie z WP Kobieta Malika Tomkiel, autorka książki "Biel kości", w której pisze o swojej walce z anoreksją.

Początki anoreksji

- Anoreksja jest zaburzeniem ciężkim do pokonania, bo polega też na przyzwyczajeniu. Teraz, w czwartym roku walki, mimo tego, że nie ograniczam jedzenia, cały czas liczę kalorie. Trudno mi wyjść ze strefy komfortu. Mam prawidłową wagę, ale myśli o tym, że powinnam powrócić do "starych" nawyków, wciąż się pojawiają - wyznaje 18-latka.

Pierwsze oznaki anoreksji pojawiły się u Agaty kiedy miała 14 lat. W rozmowie stwierdza, że zaczęło się "dość niewinnie". Stres związany ze szkołą, obowiązkami i egzaminem ósmoklasisty, po prostu ją zjadał. Od dziecka była nadambitna, dlatego też czuła mus, aby robić wszystko ponad swoje siły. Jej koleżanki także chwaliły się nawzajem, że tyle ćwiczą i chudną, więc i ona zainteresowała się tym tematem. Zaczęła od zmniejszenia ilości spożywanych posiłków. Dotyczyło to również ilości kalorii, bo jej codzienna dieta skupiała się głównie na niskokalorycznych warzywach.

- Wtedy zaczęły się pierwsze kłótnie z rodzicami. Zauważyli, że chudnę w zbyt szybkim tempie. Widzieli, że dzieje się ze mną coś złego. Ze mną i z moim zdrowiem. Uzgodniliśmy, że w takim razie pójdę do dietetyka. Dostałam wówczas dietę na 1500 kcal, co - patrząc na moje dzienne zapotrzebowanie - było po prostu za mało. Dla mnie jednak wciąż za dużo. Na rozpisce podano kalorie i gramaturę danych produktów. Wiedziałam więc, że jak nie dodam oliwy to zjem więcej warzyw, a one mają mniej kalorii. Całkowicie zrezygnowałam z tłuszczy - wspomina Agata w rozmowie z WP Kobieta.

Kiedy szybko wyszło na jaw, że Agata w ogóle nie trzyma się diety przepisanej przez dietetyka, jej rodzice czuli się bezsilni. 18-latka sama zmniejszała liczbę kalorii i ukrywała ten fakt przed rodzicami przez dwa lata - do wakacji 2021 roku. To wtedy była już w tak złym stanie, że jej waga wynosiła niecałe 28 kg. BMI (stosunek masy ciała do wzrostu - przyp. red.) - 11, co jest poniżej wszelkich możliwych norm.

Traumatyczne przeżycia w szpitalu

- Pojechałam do psychiatry, a ona skierowała mnie do szpitala. Mój stan somatyczny był już jednak tak tragiczny, że nie chciano mnie przyjąć do szpitala psychiatrycznego. Trafiłam na oddział gastroenterologii dziecięcej w jednym ze szpitali w Bydgoszczy. Tam spędziłam około miesiąca, w tym 2,5 tygodnia pod sondą żołądkową - opowiada Agata.

Agacie udało się przytyć wówczas sześć kilogramów. Pobyt w szpitalu określa jednak jako "traumatyczne przeżycie". Mówi, że cały personel medyczny skupiał się na tym, by wciskać w nią jedzenie. Nikt nie zważał na to, jaki jest jej stan psychiczny.

Jej jedyne spotkanie z psychiatrą odbyło się w ostatnich dniach pobytu w placówce.

- Psychiatra spytał mnie najpierw, ile to jest 2+2. Odpowiedziałam. Ale później kazał mi wymienić tytuły utworów jakiegoś poety. Powiedziałam, że nie wiem. On natomiast na tej postawie stwierdził, że "mózg mi wysycha od tego niejedzenia". Oznajmił, że nie wypuszczą mnie przez kolejny miesiąc, bo mój stan jest tak zły, że nie potrafię odpowiedzieć na jego pytanie. To było bardzo trudne przeżycie dla mnie - wspomina.

"Pielęgniarka chciała mnie poniżyć"

- Sondę, którą mi założono, trzeba było regularnie czyścić. Miały to robić pielęgniarki z oddziału. Pamiętam, że któregoś razu poszłam i usiadłam na krześle. Pielęgniarka miała wlać mi płyn, a "niby przypadkiem" wszystko wyleciało na mnie. Przez sondę miałam trudności z mówieniem i oddychaniem, nie mogłam się ruszyć. Pielęgniarka natomiast na mnie spojrzała, rzuciła mi papier i powiedziała: "wytrzyj". A wiedziała, że nie mogę tego zrobić sama. Nie tylko ona chciała mnie wtedy poniżyć. Mnie i moją mamę, która zrobiła to za mnie, wytarła mnie. Wszystko działo się na jej oczach - dodaje Agata.

Mama Agaty zdecydowała się wówczas złożyć skargę do ordynatora oddziału. Usłyszała jednak, że "nie da się nic zrobić", "pielęgniarka miała może gorszy dzień". Wtedy podjęła decyzję o wypisaniu córki ze szpitala na żądanie. Poinformowano ją, że jeżeli to zrobi, zarówno ona, jak i jej mąż, będą mieli na głowie kuratora. Rodzice Agaty i tak zabrali córkę z placówki. Półtora miesiąca później otrzymali list. Kurator zapowiedział wizytę.

- Z wizytacją przyszła do nas kobieta, kuratorka. Wysłuchała, co się stało i powiedziała, że jedyną instytucją, która popełniła błąd, jest szpital. Obejrzała dom i zobaczyła, jak mieszkamy. Widziała, że rodzice mnie nie głodzą, a taką informację otrzymała od lekarzy. Ostatecznie całkowicie umorzono sprawę - zdradza Agata w rozmowie z WP Kobieta.

Walka o powrót do zdrowia

Próbując spożywać "normalną" ilość kalorii, odpowiadającą wzrostowi, Agata spotkała się z kolejnym problemem. W pewnym momencie zdrowienia zaczęła puchnąć. Pojawiła się niewydolność serca, a przy tym - tzw. ekstremalny głód, przy którym osoby, które wcześniej się głodziły, mogą jeść od 5 do nawet 10 tys. kcal dziennie i nie czuć sytości.

Brzuch Agaty stawał się wówczas bardzo nabrzmiały. Pojawił się ból. Dziewczyna po raz kolejny trafiła do szpitala (tym razem innego), w którym usłyszała, że powinna jeść mniej i być na diecie. Agata czuła, jakby zderzyła się ze ścianą. Dodatkowo, oznajmiono jej, że w tym szpitalu nie otrzyma pomocy psychologicznej, bo dana placówka nie posiada ani jednego specjalisty, który mógłby zaoferować pomoc w leczeniu zaburzeń odżywiania.

Agata miała wtedy 17 lat. Nie była w stanie opłacać sobie samodzielnie prywatnych wizyt lekarskich. Pierwszy raz zapisała się wówczas do psychologa publicznego. Ostatecznie "przeszła" przez trzech. Od pierwszego usłyszała, że powinna zacząć się buntować jak prawdziwa nastolatka, co nie miało nic wspólnego z chorobą. Od drugiego - że "tak ładnie opowiada o anoreksji", że nie potrzebuje psychologa, a inni są znacznie bardziej potrzebujący od niej. Trzeci psycholog, niestety, ale także nie spełnił swojej roli.

Rodzice Agaty podjęli decyzję o leczeniu prywatnym. To wiązało się jednak ze sporą ilością wizyt u lekarzy z najróżniejszymi specjalizacjami. Koszty tego były ogromne.

Anoreksja a koszty leczenia

Agata przez długi czas była pod opieką psychodietetyczki. Przez pierwszych osiem miesięcy wizyty odbywały się raz w tygodniu. Koszt jednej, godzinnej, wynosił wtedy 160 zł. Z tego wynika, że przez jedyne osiem miesięcy rodzice Agaty przeznaczyli 5120 zł na samego psychodietetyka. Do tego doszedł też psychiatra, u którego za ośmiominutowe spotkanie zapłacili 300 zł - nie wliczając kosztu przepisanych leków. Endokrynolog - wizyta plus USG - 500 zł. Trycholog 160 zł, wcierki na porost włosów na miesiąc 250 zł.

W związku z problemami z pracą serca, a konkretnie tachykardią, Agata odwiedzała także kardiologa. Wszystkie badania krwi, które zostały jej zlecone, ze względu na prywatne wizyty u lekarzy, również musiały zostać opłacone z prywatnych pieniędzy.

Dziś, kiedy 18-latka powoli wraca do zdrowia, walczy nie tylko o siebie, ale i o innych. Agata stworzyła petycję do Ministerstwa Zdrowia z prośbą, aby osoby, które zmagają się z zaburzeniami odżywiania miały możliwość otrzymania dofinansowania na walkę z chorobami. "Bez tego nie jesteśmy w stanie podjąć żadnych działań" - pisze w petycji.

Petycję Agaty Borkowskiej do Ministerstwa Zdrowia na dofinansowanie walki z zaburzeniami odżywiania podpisało już ponad 1150 osób. Możesz podpisać ją tutaj.

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zagłosuj na #Wszechmocne 2022
Zagłosuj na #Wszechmocne 2022© WP Kobieta

Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (32)