Latami ukrywała chorobę. "Nie miałam problemu z tym, że umrę"

Latami ukrywała chorobę. "Nie miałam problemu z tym, że umrę"

Ewa Minge była krok od śmierci
Ewa Minge była krok od śmierci
Źródło zdjęć: © AKPA | AKPA
23.04.2023 11:50, aktualizacja: 23.04.2023 13:03

Ewa Minge w najnowszym wywiadzie przyznała, że jest już znudzona życiem w luksusowej willi. Opowiedziała o swojej ogromnej przemianie, jaką przeszła m. in. za sprawą choroby nowotworowej i pandemii. - Jestem silna, bo miałam trudne życie - przyznaje.

- Zobaczyłam, jak to jest mieszkać na Malediwach w luksusowej willi ze szklaną podłogą, pod którą przepływają kolorowe rybki. I wiesz co? Przez tydzień mi się podobało. Ale ile można na te rybki patrzeć? To nie jest prawdziwe życie - przyznaje Ewa Minge w najnowszym wywiadzie dla "Vivy". Mówi również otwarcie o swojej walce z nowotworem i o tym, jaką jest teściową.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ewa Minge: nie muszę latać na pokazy na koniec świata

Projektantka opowiedziała szczerze o swojej przemianie. Miały wpłynąć na to trzy czynniki: dzieciństwo, choroba nowotworowa i pandemia.

- Pandemia pomogła mi zrozumieć, że nie muszę latać na pokazy na koniec świata, nie muszę codziennie jeździć po sto kilometrów od jednej do drugiej firmy, ale że mogę realizować swoje pasje. Posprzątałam siebie dzięki niej.

Okres pandemiczny był dla niej niezwykle ciężki. Pokazy odwołano, a ludzie przestali interesować się dobrami luksusowymi. Dlatego jej kariera stanęła na włosku. - Cały świat się zawalił, a biznes modowy dostał porządnie w łeb. Moda przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Cóż, czasami to los podejmuje za nas decyzje. Nie po raz pierwszy zresztą. Przecież modą też zajęłam się przez przypadek - przyznała w wywiadzie z "Vivą".

Twierdzi, że odnalazła się w nowej rzeczywistości, bo ukształtowały ją trudne życiowe doświadczenia. - Uważam, że upadki są najlepszym treningiem naszej siły, dlatego się ich nie wstydzę, nie boję. Jestem silna, bo miałam trudne życie - przyznała.

"Bałam się tylko o moje dzieci, że zostaną bez matki"

Eve Minge przez pięć lat leczyła przewlekłą białaczkę limfatyczną, na szczęście z pozytywnym skutkiem. Teraz mówi otwarcie o swojej chorobie, choć nie zawsze tak było. Cierpiała po cichu, bo stwierdziła, że w świecie mody nie ma miejsca na chorobę.

- To nie jest modne w moim środowisku. (...)Tam są tylko jachty, szybkie samochody, piękne konie, długie papierosy. Luksus. Tam nie ma porażek, rozwodów. Nie ma żadnych negatywnych emocji - mówiła niegdyś w programie "Skandalistki".

W rozmowie z "Vivą" opowiedziała o tym, jak się czuła. - Kiedy sama zachorowałam i dawano mi niewielkie szanse na wyleczenie, nie miałam problemu z tym, że umrę. Bałam się tylko o moje dzieci, że zostaną bez matki, bez wsparcia.

Minge prowadzi własną fundację "Black Butterflies" pomagającą chorym na nowotwór. Sens odnalazła w pomaganiu innym, ale też w sztuce.

- Gdy dopadł mnie covid, jak zawsze w trakcie choroby, zaczęłam malować. Namalowałam moją nieżyjącą już babcię Irkę, taką, jak była młodziutka. Zaczęłam mieć świadomość, że moje obrazy mają moc. Odpoczywam przy sztalugach. Gdy miałam wybrać między podróżą na południe Europy a własną pracownią, wybrałam to drugie.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta