Blisko ludziList od czytelniczki. "W pierwszej mowie zapadła decyzja o deportacji, poroniłam w 8. tygodniu"

List od czytelniczki. "W pierwszej mowie zapadła decyzja o deportacji, poroniłam w 8. tygodniu"

"Kiedy mój były mąż zorientował się, że jestem z córką w Anglii, założył mi sprawę w oparciu o Konwencję Haską, czyli uprowadzenie dziecka do innego kraju" – pisze do nas czytelniczka na dziejesie.wp.pl. Przez byłego męża, który - jak twierdzi - znęcał się nad nią psychicznie i fizycznie, musi teraz żyć "na dwa kraje". I szuka pomocy.

List od czytelniczki. "W pierwszej mowie zapadła decyzja o deportacji, poroniłam w 8. tygodniu"
Źródło zdjęć: © 123RF
Katarzyna Chudzik

11.09.2018 | aktual.: 11.09.2018 20:13

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"Droga Redakcjo,

postanowiłam napisać ten list, aby przybliżyć wam moją historię, która nie przedstawia się optymistycznie. Brakuje mi już nadziei, że zmieni się mój los. Postanowiłam jednak walczyć dla mojej córki - żeby miała szczęśliwe życie u boku kochającej się rodziny.

Zawsze było pod górkę

Odkąd sięgam pamięcią, zawsze miałam w życiu "pod górkę". Wychowałam się w biednej rodzinie na wsi, było nas troje rodzeństwa, tata sam pracował, nie mieliśmy gospodarstwa, ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Po ukończeniu szkoły podstawowej szybko musiałam się usamodzielnić. Poszłam do szkoły zawodowej, mimo że miałam dobre oceny i na pewno bym sobie poradziła w szkole średniej. Niestety moich rodziców nie było stać nawet na to, żeby mi kupić bilet miesięczny, więc musiałam zarobić na niego sama.

Po kilku latach jednak skończyłam technikum i w 2009 roku postanowiłam jechać do miasta, w którym miałam rodzinę, żeby poszukać pracy. Rodzina mnie nie przyjęła - znaleźli mi tylko jakiś pokój. Wiosną poznałam w tym mieście chłopaka, z którym po kilku miesiącach zaszłam w ciążę. Już wcześniej zauważyłam jego pociąg do alkoholu, ale nie chciałam zostać sama i bałam się, że nie poradzę sobie jako samotna matka. Wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy u jego rodziców. Zaciągnęliśmy też kredyt, żeby wyremontować i przekształcić na mieszkanie garaż, który od jego rodziców dostaliśmy w prezencie.

Urodziłam wspaniałą córeczkę. Niestety przyzwyczajenia mojego męża do imprezowego życia szybko dały znać o sobie. Nie dbał o dom i rodzinę, znęcał się psychicznie i fizycznie nade mną, zdradzał mnie i nie wracał przez kilka dni do domu, zostawiał mnie bez pieniędzy do życia. Jego rodzice udawali że nic nie widzą, ale po pewnym czasie jego matce zrobiło się mnie żal i zaczęła, kryjąc się przed teściem, dawać mi pieniądze. Teść kilka razy to zobaczył i zrobił teściowej awanturę, raz nawet ją uderzył. Wszystko za to, że zaczęła mi pomagać. Wtedy postanowiłam pójść po pomoc.

Władze nie reagowały

Dzielnicowy mnie zbywał, mówił, że nic nie można zrobić. Wzywałam policję, kiedy mąż awanturował się pod wpływem alkoholu, ale nigdzie nie mogłam uzyskać żadnej pomocy czy porady. Byłam sama z tym wszystkim. Chodziłam nawet do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej, ale tam też rozkładali ręce. Kazali mi odejść, ale ja nie miałam dokąd pójść. Po pewnym czasie ktoś z GOPS-u powiedział mojej teściowej, że szukam pomocy, a ona zrobiła mi awanturę. Powiedziała, że mam nigdzie nie zgłaszać tego, co się dzieje, bo przestanie mi pomagać.

Któregoś razu w radiu usłyszałam audycję o pomocy kobietom w mojej sytuacji. W pobliskim mieście był ośrodek wsparcia dla osób dotkniętych przemocą w rodzinie. Pojechałam tam i od razu otrzymałam pomoc psychologa. Postanowiono odizolować mnie od rodziny, zostałam więc w ośrodku na kilka tygodni. Po tym czasie musiałam wrócić do domu męża. Przemoc trwała jeszcze długi czas. Mąż obiecywał poprawę, ale po miesiącu czy dwóch było tak samo jak wcześniej, a nawet gorzej.

W czerwcu 2013 roku mąż wrócił pod wpływem alkoholu i mnie uderzył. Wezwałam policję, która zawiozła go na izbę wytrzeźwień. Podobno założono w końcu niebieską kartę, ale do dziś nikt nie potwierdził, czy na pewno.

Wyjechałam z dzieckiem do rodziców, u których żyłam w trudnych warunkach - w domu nadającym się tylko do remontu, bez łazienki ani toalety. Złożyłam wówczas pozew o rozwód. Niestety nie stać mnie było na wynajęcie prawnika, który pomógłby mi założyć sprawę o znęcanie. Znana kancelaria adwokacka pomogła mi tylko napisać pozew rozwodowy i na tym darmowa pomoc prawna się skończyła.

Pracowałam ponad siły

Gdybym wtedy wiedziała, że sama sobie nie poradzę, może wzięłabym duży kredyt, żeby opłacić prawników, a tak odbija mi się to wszystko czkawką. I to akurat teraz, kiedy moje życie zaczęło wychodzić na prostą. Mój były mąż wynajął sobie radcę prawnego, kobietę bez żadnych skrupułów. Pracuje za granicą i dobrze zarabia. Mimo to zalega z alimentami i twierdzi, że przecież nie musi płacić. Albo że zapłaci, jak będzie chciał.

Kiedy moje życie troszkę się uspokoiło, podjęłam pracę w fabryce mebli. Córeczka poszła do przedszkola, a potem do zerówki, mieszkałyśmy same. Pracowałam ciężko, żeby utrzymać mieszkanie i nas, brałam nadgodziny, wstawałam o 4.30 (…). Pracę miałam ciężką, dźwigałam ponad swoje siły, zaczęło mi szwankować zdrowie.

Kiedy pierwszy raz od kilku lat byłam na zwolnieniu lekarskim, na pewnym portalu poznałam mężczyznę, który mieszka w Anglii i ma polsko-brytyjskie obywatelstwo. Okazało się że pochodzi z moich stron. Szybko nawiązaliśmy kontakt, a po kilku dniach przyjechał do Polski i spotkaliśmy się. Zaiskrzyło i po trzech spotkaniach wiedzieliśmy już, że chcemy być razem. Po miesiącu poleciałam do niego i spędziliśmy ze sobą miło czas. Po powrocie do Polski wszystko już było inne. Byłam szczęśliwa, wiedziałam, że tam jest moja przystań na resztę życia.

Prawniczka wprowadziła mnie w błąd

Pod koniec lipca 2017 roku mój mężczyzna przyjechał do Polski, żeby zabrać mnie i córkę do Anglii. Wcześniej jeszcze poszliśmy do prawnika, żeby dowiedzieć się, czy na pewno możemy jechać, skoro mój mąż ma ograniczone prawa do dziecka. Pani adwokat powiedziała nam, że możemy – musimy tylko podać adres mojemu byłemu mężowi. Niestety wprowadziła nas w błąd, który później słono nas kosztował. Kiedy mój były mąż zorientował się, że córka jest w Anglii, założył mi sprawę w oparciu o Konwencję Haską, czyli uprowadzenie dziecka do innego kraju.

Córka w Anglii zaczęła szkołę, pokochała mojego partnera i żyliśmy szczęśliwie - aż do czasu tej sprawy w kwietniu tego roku. Córka została przebadana przez angielski ośrodek Cafcass (Usługi Poradnictwa Sądowego i Wsparcia Dzieci i Rodziny), a tam wydano opinię, że mała tęskni za Polską, mimo że powiedziała tylko, że chce zobaczyć się z koleżankami w Polsce. To wystarczyło dla Cafcass-u, żeby wydać opinię, że moja ośmioletnia córka powinna wrócić do kraju.

Zostałam deportowana. W ciąży

Mój były mąż poprzez swoją radczynię prawną wynajął angielskich prawników. Ja też miałam swojego obrońcę, ale sędzia nie chciał słuchać mojej obrony. Od razu w pierwszej mowie zapadła decyzja o deportacji. Dostałyśmy trzy tygodnie na opuszczenie Wielkiej Brytanii.

Tuż przed wyjazdem okazało się, że jestem w ciąży. To była najszczęśliwsza chwila, ale trzeba było wracać do Polski. Mój narzeczony pomógł mi wynająć mieszkanie, żebyśmy z córką miały gdzie mieszkać. Od razu poszliśmy do adwokata i założyliśmy sprawę o możliwość wyjazdu córki do Anglii. Niestety, mój były mąż jest uparty i nie chce się na to zgodzić. W ósmym tygodniu ciąży, z powodu stresu, poroniłam.

Żyję na dwa domy

Teraz żyję na dwa domy, polski i angielski. Córka nie może wyjechać z Polski, ale ja mogę, więc jeśli jest możliwość to lecę do mężczyzny, z którym w lipcu wzięłam ślub. W Polsce nie mam żadnej pomocy, zostałam sama z problemami, moja mama mocno podupadła na zdrowiu. W Anglii jest teraz mój dom.

Proszę was, droga redakcjo, o pomoc. Może jest ktoś, kto mógłby coś doradzić, wesprzeć nas. Ufam, że są dobrzy ludzie, że sprawiedliwość w końcu wygra, ale bierność policji i służb, które mogłyby pomóc, mnie przytłacza. Bez pieniędzy nic już nie można załatwić, a kiedy ma się już te pieniądze, często bywa za późno - jak w moim przypadku.

Mam jeszcze siłę by walczyć, ale mój adwokat mówi, że to długi i kosztowny proces. Nie mogę zostawić mojego męża, człowieka, który poświęcił dla nas wszystko i pokochał moją córkę jak własną. Zostaliśmy rozdzieleni, coraz gorzej znosimy tę rozłąkę, a sprawy w sądzie przecież na dobre jeszcze nie ruszyły…

Może jest ktoś, kto miał podobny problem?"

Udało nam się skontaktować z kilkoma fundacjami, które być może zdołają wesprzeć naszą czytelniczkę. Ale może ty masz pomysł, jak pomóc w takiej sytuacji, albo twoje położenie życiowe jest równie skomplikowane? Skontaktuj się z nami przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:dziejesie.wp.pl
Komentarze (139)