Martyna z Gruzji: Okupanci nie są u nas mile widziani
Od kilku dni na granicy rosyjsko-gruzińskiej tworzą się gigantyczne korki. Tysiące Rosjan wraz z rodzinami uciekają do Gruzji przed mobilizacją. Nie zniechęca ich nawet fakt, że nie są w tym kraju mile widziani. - Niezadowolenie społeczne z powodu napływu Rosjan jest coraz większe i coraz bardziej widoczne - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską Martyna Kaczmarzyk-Mamasakhlisi, która mieszka w Gruzji od ośmiu lat.
27.09.2022 | aktual.: 27.09.2022 09:25
Iwona Wcisło, dziennikarka Wirtualnej Polski: Po ogłoszeniu przez Putina mobilizacji wielu Rosjan postanowiło wyjechać z kraju, a jedną z najbardziej popularnych destynacji stała się Gruzja. Jak na tę sytuację reagują jej mieszkańcy?
Martyna Kaczmarzyk-Mamasakhlisi, autorka bloga "Martyna z Gruzji": Informacja o mobilizacji w Rosji gruchnęła stosunkowo niedawno, więc póki co oswajamy się z jeszcze większym napływem Rosjan. Nie jest to nowe zjawisko, ale rzeczywiście w ostatnich dniach bardzo się nasiliło. Korek do granicy ciągnie się przez kilkanaście kilometrów i wciąż rośnie, blokując Gruzińską Drogę Wojenną. Wielu Rosjan zatrzyma się w Gruzji, a część pojedzie pewnie dalej, np. do Armenii. Pytania, jakie ci ludzie zadają np. na Telegramie, obrazują, w jakiej bańce do tej pory żyli.
O co pytają?
Ich pytania są absurdalne: "Czy trzeba zdejmować symbole 'Z' przed wjazdem do Gruzji?", "Czy jak na granicy powiem, że nie popieram polityki Putina, to mnie wpuszczą?", "Czy da się pojechać do Armenii bez paszportu?". Co więcej, pytają, czy Abchazja to Gruzja (Abchazja formalnie jest częścią Gruzji, ale separatystyczny rząd Abchazji utrzymuje, przy poparciu Rosji, że jest ona niepodległym państwem - przyp. red.).
Co odpowiadają im Gruzini?
Nic, poza tym, że okupanci nie są w Gruzji mile widziani i najlepiej, żeby tu nie przyjeżdżali. Niezadowolenie społeczne z powodu napływu Rosjan jest coraz większe i coraz bardziej widoczne. Do tego ich przyjazd wywołuje u Gruzinów niesmak. Tym ludziom, dla których ogromną wartością jest honor, nie mieści się w głowie, że mężczyźni w wieku poborowym - czyli siła, która może coś zmienić w swoim kraju - zamiast sprzeciwu wybierają ucieczkę. Takie zachowanie jest dla nich niezrozumiałe.
Wspomniałaś, że niezadowolenie Gruzinów z napływu Rosjan jest coraz większe. Jak się ono przejawia?
Gruziński rząd już chwilę przed wybuchem wojny wprowadził specjalne prawo, które pozwala karać grzywną za prześladowania na tle narodowościowym. Miało to chronić Rosjan przed linczem społecznym. Jednak mimo to dochodziło do incydentów na tym tle. Głównie wobec Rosjan, którzy głośno popierali wojnę albo wyrażali niezadowolenie z widocznych wszędzie symboli wsparcia dla Ukrainy czy porozwieszanych w wielu miejscach ukraińskich flag.
Niedawno taka sytuacja miała miejsce w autobusie miejskim. Rosyjskiej rodzinie nie spodobała się ukraińska muzyka, którą puścił kierowca, więc wyrazili głośno swój sprzeciw. Reakcja Gruzinów była natychmiastowa: pasażerowie obrzucili ich wyzwiskami, kierowca zatrzymał pojazd, a Rosjanie zostali z niego wyrzuceni i zostawieni przy drodze.
W Tbilisi, Batumi czy Kutaisi na budynkach i drogach co chwilę pojawiają się napisy, które w bardzo dosadny sposób wyrażają niezadowolenie z obecności Rosjan w Gruzji. Padają w nich mocne epitety. Te napisy są codziennie zamalowywane przez służby porządkowe, ale na ich miejsce od razu pojawiają się nowe. W samym Kutaisi cyklicznie organizowana jest akcja oklejania budynków niedużymi naklejkami z przekreśloną rosyjską flagą i napisem: "Wrogowie, nie jesteście tu mile widziani". Te naklejki też są usuwane, ale szybko pojawiają się nowe. Społeczeństwo gruzińskie przeszło do wyrażania swojego niezadowolenia w inny sposób niż przez bezpośrednią konfrontację.
Czy coraz większy napływ Rosjan jest odczuwalny przez Gruzinów w codziennym życiu?
Według danych Narodowego Banku Gruzji od lutego do końca lipca aż 34 tys. Rosjan założyło w Gruzji konta bankowe, co pokazuje, jak wielu z nich przyjechało tu w ostatnim czasie na dłużej. Są również coraz bardziej widoczni na ulicach gruzińskich miast. Szczególnie w Batumi, które okrzyknięto "małą Rosją", ale też w Tbilisi, czy nawet małym Kutaisi, gdzie mieszkam.
Ale trzeba też pamiętać, że nie jest łatwo zidentyfikować Rosjanina. Przecież wielu Ukraińców również posługuje się językiem rosyjskim, podobnie jak wielu Polaków, którzy przyjeżdżają do Gruzji. Przez cały sezon doradzałam turystom z Polski, żeby nosili jakąś przypinkę z polską flagą albo witali się po polsku, mówiąc "dzień dobry". Żeby od razu było wiadomo, że nie są z Rosji. I to przynosiło bardzo pozytywny rezultat, bo Gruzini lubią Polaków.
Wraz z napływem Rosjan zmieniła się sytuacja ekonomiczna Gruzji. Bardzo podrożały nieruchomości na sprzedaż i na wynajem, również krótkoterminowy. Hotele i restauracje podniosły ceny, bo zwiększył się popyt. Wielu Rosjan stać na ponoszenie wyższych kosztów, gorzej z Gruzinami i uchodźcami z Ukrainy. W okolicach lipca rząd zmienił system pomocy i zamiast zapewniania mieszkań oraz wyżywienia, oferuje Ukraińcom ekwiwalent finansowy. Ale szybko okazało się, że po wzroście cen nie są w stanie za niego nawet opłacić mieszkania. Oczywiście mówimy tu o większym miastach - jak Tbilisi czy Batumi. Spadły kursy dolara oraz euro, przez co Gruzja stała się mniej atrakcyjnym cenowo krajem dla turystów, przede wszystkim z Polski.
Wielu Rosjan zachowuje się tak jak ta rodzina w autobusie?
Wydaje mi się, że coraz rzadziej widać takie zachowania na ulicach. Rosjanie ewidentnie przestali się afiszować ze swoją narodowością. Coraz częściej też przechodzą na język angielski. Szczególnie w takich miejscach, które jawnie wyrażają swoje poparcie dla Ukrainy, jak np. restauracje, bary czy hotele. Na większości z nich widać ukraińskie flagi i kartki z informacją: "Wchodząc, deklarujesz poparcie dla integralności terytorialnej Gruzji oraz Ukrainy".
Ale choć Rosjanie nie pokazują już tak jawnie swoich poglądów, to robią to w internecie. Częste są ich akcje wymierzone w miejsca, które dosadnie opowiedziały się przeciwko nim. Niedawno rosyjskie konta Google wystawiły tysiące negatywnych opinii z obrzydliwymi komentarzami popularnemu pubowi w Tbilisi. Pisali m.in.: "Gruzini się jeszcze doigrają", "Za chwilę Rosjanie pójdą dalej, a następni w kolejce są Gruzini", "To, co dzieje się w Ukrainie, to tylko przedsmak tego, co Rosjanie zrobią z Gruzinami".
Kiedy rozmawiałyśmy w marcu tego roku, mówiłaś, że Gruzini są przekonani o potędze Rosji i o tym, że zawsze zwycięża. Czy ostatnie miesiące spowodowały, że zmienili zdanie?
Cały świat zobaczył, że Rosja ma poważne problemy ze zrealizowaniem swojego planu i wybrzmiało to również w Gruzji. Ludzie zobaczyli, że nie jest tak potężna, jak się spodziewali, ale jedna rzecz się nie zmieniła - przeświadczenie, że Rosja jest bardzo niebezpiecznym sąsiadem dla Gruzji. Ludzie obawiają się, że niepowodzenia na froncie ukraińskim mogą doprowadzić do kolejnych konfliktów i coraz trudniejszej sytuacji w regionie.
Ale w tym miejscu chciałabym podkreślić, że w tym momencie podróżowanie do Gruzji jest bezpieczne. Nie stwierdziliśmy, by cokolwiek się zmieniło pod tym względem w ciągu ostatniego roku. Co też docenili Polacy, którzy w tym sezonie tłumnie odwiedzili Gruzję. Co więcej, szczyt sezonu turystycznego, który zawsze wypadał od czerwca do lipca, teraz przesunął się na sierpień, wrzesień i październik.
Rozmawiała Iwona Wcisło, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.