Matki nie chcą powrotu do biur. Choć w domach pracują na dwa etaty
Mówią zgodnie: "wiosna była najgorsza". Praca zdalna z małymi dziećmi pod pachą była katorgą. Teraz gdy placówki edukacyjne działają normalnie, praca z domu okazuje się wybawieniem. A myśl o powrocie do biura na cały etat napawa lękiem.
Klaudyna Weber ma dwóch synów. Ania Mikołajczyk – dwie córki. Ich dzieci są w podobnym wieku i kiedy przez pandemię zamknięto przedszkola i żłobki, na obie kobiety padł blady strach. Bo kto choć raz próbował pracować z energicznymi trzylatkami czy znudzonymi pięciolatkami w tym samym pokoju, ten wie, że na dłuższą metę jest to niewykonalne.
Wiosenna próba ognia
Klaudyna i Ania pracują w dużych korporacjach. Wiosną obie każdego dnia modliły się o ponowne otwarcie przedszkoli i choć pięć minut dla siebie. Teraz gdy placówki pracują w miarę normalnie, żadnej nie spieszy się z powrotem do pracy w biurze. Choć de facto pracują więcej niż przed pandemią.
Gdy rozmawiam z Klaudyną, jednocześnie wypełnia służbowe tabelki, umawia spotkania i wisi na infolinii w przychodni, żeby umówić chłopców na szczepienia. – I każdy dzień właśnie tak wygląda. W marcu wróciłam do pracy po 3-letniej przerwie. Udało mi się popracować dwa tygodnie i potem znowu byłam zamknięta w domu z dziećmi. Te pierwsze miesiące to był koszmar – mówi Klaudyna.
Wtóruje jej Ania, która z córkami przesiedziała w domu ładnych parę miesięcy. – Teraz praca z domu to dla mnie przyjemność i luksus. Raz, że oszczędzam czas, bo nie muszę pędzić rano do biura. Dwa, moje dzieci spędzają mniej czasu w placówkach. Kiedyś odbierałam je jako ostatnie i miałam straszne wyrzuty sumienia. Trzy – inaczej zarządzam swoim czasem, bo przez tydzień pracuję zdalnie, a przez kolejny tydzień z biura – opowiada.
Na pracy z domu zyskują dzieci
Rozmawiam z kilkoma innymi mamami maluchów. Wszystkie wspominają o tych wyrzutach sumienia spowodowanych długim pobytem dzieci w przedszkolach czy w świetlicy. Teraz tego problemu nie mają. Część mówi wprost, że nie wyobraża sobie powrotu do biura i pracy "jak dawniej".
Bo mamy w miejscach pracy nie są specjalnie wspierane. Niewielu pracodawców wychodzi z inicjatywą poza to, do czego obliguje ich kodeks pracy. Matki małych dzieci często traktowane bywają jak obciążenie, nie jak ważny zasób. Możliwość pracy zdalnej okazała się rozwiązaniem, które jest bardzo przydatne dla rodziców i pozwala łatwiej łączyć dwie bardzo trudne role.
Praca zdalna czy praca awaryjna?
Maja Gojtowska, ekspertka od HR i komunikacji firmowej, zauważa parę pułapek związanych z pracą zdalną w takiej formie, jak wygląda ona teraz.
– Po pierwsze, uważam, że od marca firmy, które pracują zdalnie, są raczej w trybie awaryjnym, w trybie mobilizacji. To nie jest tak, że nagle, z dnia na dzień zmieniło się podejście pracodawców i ci, którzy do tej pory w ogóle nie dopuszczali pracy zdalnej, albo pozwalali na jeden dzień w miesiącu poza biurem i traktowali to jak nagrodę, nagle zmienili podejście i mają już opracowany zupełnie nowy system i organizację pracy i nową kulturę tejże – tłumaczy.
– Po drugie, sądzę, że na dłuższą metę całe firmy nie przetrwają, jeśli będą miały wyłącznie zdalnych pracowników. Dlaczego? Bo na odległość bardzo ciężko jest budować zgrane zespoły, ciężko jest tworzyć kulturę organizacyjną. To było widać jeszcze przed pandemią w sektorze IT, gdzie wielu pracowników jest na zdalnych kontraktach. Rotacja jest tam naprawdę duża – zauważa ekspertka.
– Te najbardziej zintegrowane zespoły, które osiągają świetne wyniki, są ze sobą fizycznie blisko. Pracownicy przybijają piątki, poklepują się po plecach, poszturchują. Ten fizyczny kontakt okazuje się niesamowicie ważny dla budowania więzi w grupie – dodaje.
– Po trzecie wreszcie, i to rzecz prozaiczna – najczęściej nie mamy w domach warunków do pracy zdalnej. Nie mamy osobnych gabinetów, nie mamy dobrze dobranych biurek, ergonomicznych foteli, dużych monitorów. Ludzie, którzy od marca pracują z kuchni czy kanapy, już narzekają na problemy ze wzrokiem czy bóle kręgosłupa, bo rzadziej wstają zza biurka czy kuchennego stołu – informuje ekspertka.
Matki w domu dają z siebie wszystko
Gojtowska dodaje jednocześnie, że praca zdalna wcale nie musi oznaczać mniejszego zaangażowania pracowników czy mniejszej wydajności. – Zwłaszcza w przypadku matek, które, jak pokazują liczne badania, są bardzo efektywnymi i zaangażowanymi pracownikami. No i pamiętajmy, że dzieci są małe przez parę lat. A jednak rodziny z dziećmi wykonują bardzo ważne, społeczne zadanie. Więc wspieranie rodziców leży w interesie wszystkich – podsumowuje specjalistka.
Ewa, dyrektorka wysokiego szczebla w międzynarodowej korporacji, zauważyła, że pandemia podziałała jak soczewka: uwypukliła dominujące cechy pracowników. – Ci, którzy nie byli szczególnie zaangażowani, są zaangażowani jeszcze mniej. Ci, którzy pracowali wydajnie i z pasją, mają tej pasji jeszcze więcej – twierdzi.
Gdzie kończy się praca, a zaczyna dom?
Choć jest w tym wszystkim parę pułapek. Kasia, mama dwóch maluchów i pracownica agencji PR, z jednej strony bardzo ceni sobie oszczędność czasu, jaka wynika z pracy zdalnej. Ale z drugiej strony ma wrażenie, że pracuje więcej. – Brakuje mi tego wyraźnego rozgraniczenia między pracą a domem. Nie ma momentu w ciągu dnia, kiedy zamykam laptopa, wychodzę z biura i wiem, że aż do jutra nie będę pracować. Często jest tak, że siadam do komputera, gdy dzieci już śpią, albo po południu, gdy ich tata wraca z pracy – wylicza. W efekcie Kasia zapewne pracuje więcej niż przed pandemią.
Do tego dochodzą jeszcze domowe obowiązki, które w czasie pandemii dociążyły przede wszystkim kobiety. Klaudyna mówi wprost, że między jednym a drugim zadaniem służbowym wstawia pranie albo robi obiad. Ania również wykorzystuje przerwę w pracy na takie obowiązki. Czy to uczciwe wobec pracodawcy? Zdaniem Mai Gojtowskiej – jak najbardziej.
– Wszystkie badania pokazują, że człowiek w czasie 8 godzin pobytu w biurze pracuje efektywnie przez pięć czy sześć godzin. Pozostały czas idzie na papieroski, pogaduszki przy kawie, lunche, etc. Więc gdy pracujemy z domu, jest podobnie. I to jest normalne. Żaden rozsądny szef nie zakłada, że pracownik przez bite osiem godzin pracuje na najwyższych obrotach – zaznacza.
Jak będzie wyglądało biuro przyszłości?
Praca zdalna ma tyle samo plusów, co minusów. Zarówno dla pracowników, jak i pracodawców. Ci ostatni mogą mocno obciąć koszty: niższe rachunki za prąd czy wodę, czy wręcz wypowiedzenie umów najmu powierzchni biurowych. Z drugiej strony, będą musieli wydać więcej na doświadczenia, które umożliwiają budowanie zgranych zespołów i opracować zupełnie nową strategię komunikacji z pracownikami.
– Gdy od marca widzimy się tylko na Zoomie, ciężko wychwycić momenty krytyczne, to, że ktoś planuje się zwolnić, że coś się sypie w strukturze – wylicza Gojtowska. Dla pracowników plusem jest oszczędność czasu i mniejsza presja, może też być lepszy balans między pracą a życiem prywatnym, jeśli umiemy stawiać sobie granice. Jeśli nie, możemy popaść w pułapkę freelancerów i być w pracy non stop. A to sprawi, że kiedyś padną nam baterie.
A skoro o przyszłości mowa, czy nasza nowa normalność będzie oznaczała odejście od pracy w biurze?
– Absolutnie nie! Biura przetrwają, ale zmieni się ich funkcja. Będą miejscem do budowania więzi, do pracy projektowej, która wymaga czasowego połączenia zespołów. Słowem, do biura będziemy chodzić po to, żeby się integrować. Wiele firm już teraz deklaruje, że codzienna praca będzie się odbywała zdalnie, nawet do końca 2021 roku. Problem w tym, że przy tak długiej perspektywie czasowej niezbędne będzie wprowadzenie nowych strategii w firmach. Bo nie da się pracować w trybie awaryjnym przez dwa lata – podsumowuje Maja Gojtowska.