"Mieszkanie za pracę". Ukrainki jeszcze bardziej zagrożone wyzyskiem
Są niewidoczne. Rzadko kiedy można je spotkać na ulicy, bo niemal całą dobę spędzają zamknięte w czterech ścianach ze swoimi podopiecznymi. Nie dostrzega ich też rząd, bo wiele z nich pracuje w szarej strefie lub na czarno. Teraz, wraz z napływem uchodźczyń, ich sytuacja może się pogorszyć. A wszystko za sprawą nieuczciwych pracodawców, którzy pod przykrywką pomocy, szukają taniej siły roboczej. O sytuacji pracownic domowych w rozmowie z Wirtualną Polską opowiedziały Rusłana Pobereżnyk oraz Marta Romankiv.
Rusłana Pobereżnyk przyjechała do Polski z Iwano-Frankowska ponad 20 lat temu. Jak tylko się zadomowiła, zaczęła pomagać innym kobietom z Ukrainy w znalezieniu pracy. Jej numer telefonu szybko rozszedł się pocztą pantoflową. Wkrótce zaczęła dostawać prośby o interwencję.
- Spora część pracodawców to porządni ludzie, ale nie brakuje też takich, którzy wykorzystują innych. A ja, odkąd pamiętam, broniłam słabszych. Nie ma we mnie zgody na złe traktowanie, dlatego staram się z tym walczyć – wyznaje kobieta.
"Jesteś tu nikim"
Oksana znalazła pracę u starszej, powszechnie szanowanej kobiety. Emerytka sprawiała sympatyczne wrażenie i wydawało się, że dobrze traktuje pracownicę. Ukrainka twierdziła jednak, że wszystko to jest na pokaz. Żaliła się Rusłanie, że dłużej już nie wytrzyma. Ta nie mogła uwierzyć w jej opowieści. Postanowiła sprawdzić, jak to wygląda naprawdę. Poprosiła Oksanę, by do niej zadzwoniła, a telefon schowała do kieszeni.
- Byłam w szoku, gdy usłyszałam jak starsza pani ją wyzywa: "Ty bydlaku! Nienawidzę was, jesteś tu nikim". Z każdym słowem było tylko gorzej. Długo się nie namyślałam. Wsiadłam do samochodu i po nią pojechałam. A kobiecie obiecałam, że będę przed nią ostrzegać innych. Okłamałam ją, że nagrałam całą rozmowę, więc bez słowa wypłaciła Oksanie zaległe wynagrodzenie – opowiada Rusłana Pobereżnyk.
Pies jadł lepiej niż Uljana
Rodzina, u której Uljana podjęła pracę, zabrała jej paszport, nie pozwoliła nigdzie wychodzić i nie dawała nic do jedzenia. Jakby tego było im mało, pilnowali, żeby przypadkiem nie wyjadała resztek – czekali aż wszystko zniknie w koszu na śmieci. Aby przetrwać, za garażem zjadała to, co wcześniej gotowała dla psa.
- Uljana dbała o to, by psie miski lśniły czystością. Wiedziała, że przyjdzie jej z nich jeść. A pies dostawał porządne jedzenie: wołowinę z ryżem i marchewką. Kobieta zadzwoniła do mnie zrozpaczona, bo nie wiedziała, jak uciec – relacjonuje Pobereżnyk. - Przyjechałam i postraszyłam tych ludzi policją. Pomogło, choć puścili ją z samym paszportem w ręku. Nawet ubrań jej nie oddali.
Niewidoczne pracownice domowe
W Polsce są ich tysiące. Ciężko powiedzieć, ile dokładnie, bo brakuje oficjalnych statystyk. Trudno je spotkać na ulicy, w przeciwieństwie do pracowników sklepów czy zakładów przemysłowych, bo swoją pracę świadczą najczęściej zamknięte w czterech ścianach. Jedna z opiekunek nie wychodziła z domu przez pół roku, bo rodzina obawiała się, że przyniesie do domu koronawirusa i zarazi swoją podopieczną.
- Nie mamy danych o liczbie pracownic i pracowników domowych w Polsce z prozaicznej przyczyny – wiele z nich pracuje bez umowy. Jej brak często wynika z niedostosowanych dla migrantek i migrantów procedur formalnych lub braku chęci formalizacji stosunku pracy przez pracodawcę - tłumaczy Marta Romankiv, ukraińska artystka, z której inicjatywy 13 kobiet z Ukrainy założyło we wrześniu 2021 r. pierwszy w Polsce związek zawodowy pracownic i pracowników domowych.
Dziś tworzy go 30 kobiet, a jego przewodniczącą została Rusłana Pobereżnyk, która podkreśla: - Tylko 20 proc. pracowników domowych udaje się uzyskać umowę o pracę. Reszta pracuje na "śmieciówkach", na czarno albo w szarej strefie. Ich praca nie jest regulowana, a ze względu na swoją specyfikę zostawia spore pole do nadużyć - od niewypłacania pensji po molestowanie seksualne.
Niewolnicza praca 24 godziny na dobę
Praca domowa, która najczęściej polega na opiece nad osobami starszymi czy dziećmi lub sprzątaniu, jest bardzo specyficzna. Zwłaszcza w przypadku imigrantek, które często mieszkają ze swoimi pracodawcami. Trudno im wtedy oddzielić pracę od życia prywatnego.
- Wiele osób, zatrudniając kogoś do opieki, oczekuje, że taka pracownica będzie również sprzątać i gotować dla całej rodziny. Stopniowo robiąc z niej niewolnicę, która pracuje 24 godziny na dobę. Problem dotyczy wszystkich pracowników domowych, ale imigrantek w szczególności. To one najczęściej decydują się na zamieszkanie u osoby, którą się opiekują. W ten sposób mogą zaoszczędzić na wynajmie mieszkania, ale niestety często kończy się tym, że pracodawca zarządza niemal całym ich życiem – ostrzega Marta Romankiv.
- Wyzysk pojawia się najczęściej, gdy opiekunki mieszkają w domu pracodawcy. Schorowane, starsze osoby wymagają opieki przez całą dobę, więc zajmuje się nimi nie tylko w dzień, ale trzeba też wstawać w nocy – nierzadko po kilka razy - potwierdza Rusłana Pobereżnyk.
Przytacza też historię Oksany, która miała pod swoją opieką starszą panią. Dzień zaczynała od zmiany pieluchy, zrobienia śniadania i karmienia. Jeśli podopieczna miała lepszy dzień, szła z nią na spacer. Potem przewijała, zmieniała pościel, gotowała obiad i ją karmiła. Na końcu było pranie i sprzątanie domu. Skończyło się na tym, że członkowie rodziny zaczęli podrzucać jej własne pranie lub prosili ją o ulepienie "kilku pierogów". Rozlicznym prośbom nie było końca. Oksana została zatrudniona do opieki, a stała się służącą. Nie mogła z tym nic zrobić, bo nie miała umowy. Bała się sprzeciwić, by nie stracić pracy.
Innym problemem, z jakim zmagają się imigrantki, jest legalizacja pracy. Sprawę ułatwiła specustawa, na mocy której obywatele Ukrainy mają teraz dostęp do polskiego rynku pracy bez zezwoleń. Ale dotyczy to tylko osób, które przekroczyły granicę po 24 lutym. Te, które przyjechały do Polski wcześniej, pracowały przez trzy miesiące, po czym wracały na kolejne trzy do Ukrainy.
Czytaj także: Jak zapewnić bezpieczeństwo ukraińskim kobietom? "Czasem treść ogłoszeń nie pozostawia wątpliwości"
Pracodawcy wykorzystują wojnę?
- Niektórzy pracodawcy i agencje pracy w dwóch milionach uchodźców i uchodźczyń mogą widzieć tanią, zdeterminowaną siłę roboczą, a wojnę i kryzys uchodźczy wykorzystać wobec migrantów, którzy pracują dla nich od dawna. Mogą usłyszeć, że na ich miejsca pracy czekają dziesiątki tysięcy chętnych - ostrzega w rozmowie z Oko.Press dr Ignacy Jóźwiak z Ośrodka Badań nad Migracjami.
Marta Romankiv potwierdza, że dotarły do niej informacje o obniżeniu stawek opiekunek z ok. 25 zł za godzinę do 20 zł. Artystka widzi też sporo ogłoszeń, których treść mocno ją niepokoi.
- Wynika z nich, że danie komuś pracy za śmieszną stawkę jest traktowane jako pomoc osobie z Ukrainy, która uciekła przed wojną. Ale oferowanie takiej pracy nią nie jest. Wraz z przyjazdem wielu kobiet, które nie znają języka, w sieci zaroiło się też od ogłoszeń w stylu: "Dam mieszkanie w zamian za opieką na starszą osobą lub dzieckiem". Nie może być naszej zgody na to, że ktoś pod szyldem pomocy oczekuje całodobowej opieki i darmowej pracy – nie ukrywa oburzenia Romankiv.
Rusłana Pobereżnyk przytacza historię Tani, która od kilku lat zajmowała się w Warszawie starszym mężczyzną. Kiedy wybuchła wojna, zapytała go, czy przyjąłby dwie Ukrainki z dziećmi do jednego z pokoi w jego wielkim domu. Zgodził się, ale już po tygodniu zaproponował, by za mieszanie i wyżywienie odwdzięczyły się pracą. Zaoferował im po tysiąc złotych, a Tani podziękował, wypłacając 500 zł "odszkodowania". Oszczędza w ten sposób tysiąc złotych miesięcznie, bo jej wynagrodzenie wynosiło trzy tysiące. A Ukrainki pracują u niego 24 godziny na dobę - opiekują się nim, gotują, sprzątają i zajmują się ogrodem.
Komisja Pracownic i Pracowników Domowych
Związek, a dokładniej Komisja Pracownic i Pracowników Domowych przy Ogólnopolskim Związku Zawodowym Inicjatywa Pracownicza, jest oddolną inicjatywą. Wszystko zaczęło się od cotygodniowych spotkań dla pracownic domowych, organizowanych przez Martę Romankiv. Artystka chciała je wyciągnąć z domów i stworzyć miejsce, w którym będą mogły się podzielić swoimi historiami i nawiązać znajomości.
- Na naszych spotkaniach usłyszałam wiele historii. Wiele było pozytywnych, ale nie brakowało również dramatycznych. A w niemal każdej opowieści powtarzała się jedna rzecz, która najbardziej im doskwierała: brak czasu wolnego, a często nawet możliwości wyjścia z domu – opowiada Romankiv.
Spotkania szybko przerodziły się w pomysł stworzenia związku zawodowego, by sobie nawzajem pomagać i walczyć o swoje prawa. - Komisję założyły osoby z Ukrainy, bo sektor pracy domowej jest zdominowany przez Ukrainki. Natomiast uważamy, że praca nie ma narodowości. Jesteśmy otwarte i zapraszamy wszystkie pracownice oraz pracowników domowych, którzy pracują w Polsce - zachęca pomysłodawczyni.
Rusłana Pobereżnyk podkreśla, że kluczowe jest dla nich informowanie pracowników domowych o ich prawach oraz przeciwdziałanie ich łamaniu. Walczą o godną i legalną pracę, bez wyzysku. Ale nie jest to możliwe bez pomocy państwa.
- Wiele rodzin nie może sobie pozwolić na zatrudnienie opiekunki i płacenie za nią podatków oraz składek ZUS. Jeśli opiekunka domaga się umowy, często otrzymuje ją dopiero wtedy, gdy zgodzi się pokryć koszty z własnego wynagrodzenia. A wtedy niewiele dla niej zostaje. W związku z tym apelujemy do rządu o rozpoczęcie programu dofinansowania dodatku dla rodzin starszych osób. Na podobnej zasadzie jak działa dofinansowanie dla niań dzieci do lat trzech. Polskie społeczeństwo się starzeje, więc jest to potrzebne – podsumowuje przewodnicząca komisji.
* Imiona niektórych bohaterek zostały zmienione.
Iwona Wcisło dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.