Moja grecka kuchnia
Ostatnie polskie upały przypomniały mi grecką wyprawę, którą odbyłem kilka lat temu. Powietrze gorące niczym wyziewy z pieca, łomot samochodów na ulicach Aten, zapach kawy, zatłoczone „kafeniony” i... moje potyczki z grecką kuchnią. Podobnie jak Włosi nie jadają tylko pizzy i makaronu, tak Grecy nie przygotowują jedynie „gyros i suwlaki”. Każde miasteczko i każda wyspa to oddzielna przygoda kulinarna.
30.07.2010 | aktual.: 03.08.2010 09:52
Moja grecka kuchnia Ostatnie polskie upały przypomniały mi grecką wyprawę, którą odbyłem kilka lat temu. Powietrze gorące niczym wyziewy z pieca, łomot samochodów na ulicach Aten, zapach kawy, zatłoczone „kafeniony” i... moje potyczki z grecką kuchnią. Podobnie jak Włosi nie jadają tylko pizzy i makaronu, tak Grecy nie przygotowują jedynie „gyros i suwlaki”. Każde miasteczko i każda wyspa to oddzielna przygoda kulinarna.
Trudno jest w kilkunastu zdaniach opisać złożoność greckiej kuchni. Większość z nas w tym pięknym kraju przebywa krótko. Są tacy, którzy nigdy nie zaglądają do typowej greckiej restauracji, bo po prostu nie mają na to czasu. O naszym losie decydują przewodnicy i wszelkiego rodzaju rezydenci, którzy gonią nas od Olimpu do Delf i z Delf do Sparty. Dlatego też wielu Polaków zna jedynie przybliżony smak kilku greckich potraw podawanych w hotelowych restauracjach.
Namawiam jednak wszystkich, by przełamali rutynę i zjedli obiad w małej knajpce gdzieś na greckiej prowincji. Alfabet grecki powoduje, że nie za bardzo jesteśmy w stanie zrozumieć, co zamawiamy i jemy. Możemy jedynie poprosić kelnera o krótkie wyjaśnienie na przykład po angielsku. Rzadko jednak po takiej rozmowie wiemy więcej niż przedtem.
Grecy mają kilka „mitów” związanych z jedzeniem. Musimy o nich pamiętać, by przypadkiem z nimi nie walczyć i niczemu się nie dziwić. Po pierwsze do większości potraw dodają gigantyczne ilości oliwy z oliwek. W Grecji – poniekąd słusznie – uważa się, że oliwa doskonale przyspiesza trawienie i przemianę materii. Oliwą suto polewa się nawet gotowe dania podane do stolika.
Po drugie Grecy dość swobodnie traktują kwestię podgrzewania potraw. Przy wysokich greckich temperaturach powszechnie uważa się, że ciepłe dania... szkodzą zdrowiu. Nie powinno nas więc dziwić, gdy na stoliku pojawią się skądinąd przepyszne, ale prawie zimne gołąbki w liściach winogron.
Po trzecie Grecy uwielbiają słodką kawę i prawie nie wyobrażają sobie, że można ten boski napój spożywać inaczej. W kafenionach zawsze nas zapytają czy kawa ma być słodka, średnio słodka czy bardzo słodka. Innej wersji raczej nie należy przyjmować.
Każdy posiłek, w nawet najprostszej greckiej knajpce, radzę rozpocząć od czegoś, co u nas zwie się... grecką sałatką. W Grecji jednak raczej nie należy używać tej nazwy. Dostaniemy bowiem jakiś dziwny twór dla turystów za wielkie pieniądze.
Najlepiej po prostu zdać się na kelnera, który postawi przed nami na „przystawkę” głęboki talerz z wielkimi kawałkami soczystych pomidorów, kręgami cebuli i czarnymi oliwkami. Wszystko skropione dużą ilością złocistej oliwy. Do tego wielkie kawałki świeżego jasnego chleba i szklanka czerwonego wina. W Grecji często jest ono w lecie schłodzone i ma delikatny żywiczny posmak.
Oczywiście potem warto posmakować kilku rodzajów musaki (z bakłażanów, cukini, lub ziemniaków), nadziewanych bakłażanów (z czosnkiem, pietruszką, pomidorami i białym chlebem), suwlaki z baraniny z dodatkiem mięty, czy w końcu pieczonych na ruszcie niewielkich ośmiorniczek, często podawanych z frytkami. Doskonały jest także sos z jajek i cytryny, serwowany na ciepło do grillowanych mięs, czy pieczonego kurczaka. Taki sos dostać można nawet w sieciowych barach.
Najważniejszy jednak w Grecji jest, oprócz doskonałego jedzenia, święty spokój. Kiedy Europa wpadła w przerażenie z powodu greckiego kryzysu, mój znajomy z Aten jak zwykle siedział w kafenionie, popijał słodką kawę, plotkował ze znajomymi i zapewniał mnie przez telefon, że „choćby wszystko waliło się w gruzy, Grecy nigdy nie zmienią swoich zwyczajów”.