Blisko ludziDzieci dostały listę zakazów. Czy szkoły nie poszły ciut za daleko?

Dzieci dostały listę zakazów. Czy szkoły nie poszły ciut za daleko?

- Klasówki będą, ale trafią na kwarantannę. I mój faworyt: zakaz śpiewu grupowego i grania w piłkę. Bo to śmiertelnie niebezpieczne - wylicza Anna, mama drugoklasisty z Kielc. Kontrowersji jest więcej.

Szkoły wprowadzają obostrzenia. Niektóre dziwią
Szkoły wprowadzają obostrzenia. Niektóre dziwią
Źródło zdjęć: © 123RF
Agnieszka Mazur-Puchała

20.09.2020 18:18

Cukierki na urodziny - NIE (przenoszą wirusa)

Znajoma mama, której syn chodzi do drugiej klasy w jednej z kieleckich podstawówek, przysłała mi notatki z wywiadówki online. Spotkanie z nauczycielką dotyczyło podobno tylko zakazów i nakazów związanych z ograniczeniami wynikającymi z pandemii.

Notatki z wywiadówki
Notatki z wywiadówki© Archiwum prywatne

- Słuchałam i nie dowierzałam - komentuje Ania w rozmowie z WP Kobieta. - Na szczęście miałam wyłączony mikrofon i kamerę, więc wychowawczyni nie słyszała, jak parskam śmiechem. Dzieci nie mogą przynosić do szkoły cukierków na urodziny, bo w ten sposób przenosi się wirus. Nie dostaną prezentów na Mikołajki. Klasówki będą, ale kartki trafią na kwarantannę. I mój faworyt: zakaz śpiewu grupowego i grania w piłkę. Bo to śmiertelnie niebezpieczne - śmieje się matka. - W hermetycznych woreczkach mamy przynosić dla dzieci skakankę i woreczek z grochem, żeby dzieci miały co robić na zajęciach - dodaje.

Lista zasad obowiązujących w klasie Ani jest dłuższa. Do tego dochodzi jeszcze kwestia nauczycielki, która bardzo poważnie podchodzi do tematu obostrzeń.

- Mój syn mówi, że pani przez cały dzień chodzi w maseczce i w rękawiczkach. Boi się wypuszczać dzieci do toalety, żeby nie spotkały się z innymi klasami. Jak dla mnie to już jest atmosfera terroru i zastraszanie. To są 8-letnie dzieci, takie zachowania na pewno odbiją się na ich psychice! - uważa moja znajoma.

Czy faktycznie tak będzie? O to pytam Kingę Majcher – psychologa i psychotraumatologa.

- Tak naprawdę największe znaczenie ma przekaz - mówi w rozmowie z WP Kobieta. - To, w jaki sposób zostanie wytłumaczone dzieciom, z czym musimy się zmierzyć, jakie są wytyczne i dlaczego. To wpływa na ich odbiór nauczycielki będącej w maseczce i rękawiczkach. Myślę, że najważniejsze w tej sytuacji będą słowa samej pani. To od niej przede wszystkim zależy, jak zareagują.

W takiej sytuacji najlepszym rozwiązaniem będzie zadaniowe podejście nauczyciela do tematu.

- Powinien wytłumaczyć obecność rękawiczek czy maseczki oraz przeprowadzić edukację dotyczącą częstego mycia i dezynfekcji rąk. W przypadku dzieci młodszych warto zrobić eksperyment z pieprzem, mydłem i wodą, żeby same mogły zobaczyć efekty dbania o higienę. Kolejnym krokiem powinna być rozmowa o lęku i niepokoju dotyczącym pandemii. Tutaj warto podążać za dziećmi i ich obawami.

Dużo zależy też od postawy samego rodzica.

- Sposób, w jaki rodzice odbierają tę sytuację najczęściej jest odbiorem również ich dzieci - mówi Kinga Majcher. - Jeżeli rodzic lekceważy zagrożenie, dziecko także. Natomiast jeżeli mamy przelęknionego rodzica, u dziecka też będzie duży poziom lęku.

Inna mama, z tej samej kieleckiej klasy. Ma trójkę dzieci w różnych placówkach.

- Najmłodsze jest przedszkolakiem - mówi Marzena w rozmowie z WP Kobieta. – Pierwszego dnia kolejka do wejścia i pomiaru temperatury. Dzieci miały wchodzić do placówki same, więc rozstania były dramatyczne. Teraz wszystko prawie po staremu - na urodziny może być nawet tort, na dzień przedszkolaka przekąski, a temperaturę mierzymy sami w domu. Drugie dziecko w podstawówce. Bez rozpoczęcia roku, wywiadówka online dla kilku rodziców, dzieci nie mogą niczego świętować, bo na cukierkach i prezentach przyniosą COVID. Najstarsze dziecko jest w szkole średniej. Zwykłe rozpoczęcie roku i wywiadówka. Syn spotyka na korytarzu dyrektora szkoły. Bez maseczki.

Cukierki na kwarantannie

Czy w innych częściach Polski też funkcjonują takie obostrzenia? Okazuje się, że tak. I dotyczy to też przedszkoli.

- Mam dwóch synów, którzy chodzą do tego samego przedszkola - mówi w rozmowie z WP Kobieta Paulina Majcherek ze Szczecina. - Tu absurd goni absurd. W tygodniu poprzedzającym rozpoczęcie roku dostaliśmy informację, że dla bezpieczeństwa dzieci nie będą mogły zabierać rysunków z przedszkola. Nie mogą też przynosić własnych zabawek. Podwieczorki, które były często wydawane do domu, dzieci mogą zjadać tylko w placówce. Żeby było śmieszniej, zakaz wynoszenie ogłoszono w grupie mojego starszaka. U młodszego nie było takiej zasady. Minęły trzy tygodnie i obostrzenie zniesiono. Teraz zabieranie jedzenia z przedszkola już nie jest niebezpieczne.

Jeśli chodzi o kwestię urodzin, tu też obowiązują konkretne (chociaż różne) zasady.

- Rodzice nie mogą przynieść poczęstunku, ale pani za grupowe pieniądze już mogła go kupić. Z kolei w grupie młodszego syna mamy przynosić cukierki zamknięte hermetycznie. Muszą iść na dwudniową kwarantannę i będzie się je dało zjeść - dodaje Paulina.

Prywatnie wirus mniej groźny

Na drugim biegunie mamy placówki prywatne, gdzie pandemia zdaje się być mniej groźna. Syn Alicji chodzi do trzeciej klasy i jego codzienność wygląda względnie normalnie.

- Na początku roku rozmawiałam z dyrektorem naszej szkoły. Wcale nie online, to była zwykła rozmowa twarzą w twarz – opowiada Alicja w rozmowie z WP Kobieta. - Powiedział mi, że ma w pewnym stopniu wolną rękę, jeśli chodzi o stosowanie obostrzeń. Nie wprowadził więc nakazu noszenia maseczek w placówce. Rodzice wchodzący do szkoły teoretycznie powinni je mieć, ale w praktyce nikt tego nie respektuje. Nie ma klasówek na kwarantannie i nielegalnych cukierków.

W szkole obowiązuje jednak odgórny zakaz przekazywania sobie przedmiotów.

- Dla mojego syna najbardziej dotkliwe jest to, że nie można już pożyczać przyborów szkolnych czy częstować się jedzeniem. To przykre, bo uczyło się dzieci solidarności i dzielenia się tym, co mamy. Ja zauważam jeszcze ten "rozjazd" między przepisami w różnych placówkach. Mój syn może zabierać do szkoły zabawki, jego koledzy z podwórka już nie. Oni nie rozumieją, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego te obostrzenia nie są jednolite.

Podobne zastrzeżenia ma też Paulina. Spytaliśmy, co na ten temat sądzi psycholog.

- Zasady w danej placówce powinny być jednakowe dla każdego, a nauczyciele zobowiązani są do ich przestrzegania - mówi Kinga Majcher. - Jeżeli pojawiają się niespójności, warto porozmawiać na ten temat. Myślę, że w obecnych czasach największą wartość ma dialog i wspólne rozwiązywanie zaistniałych problemów przez obie strony. Głęboko wierzę, że zarówno rodzice, jak i dyrekcja chcą jak najlepszych rozwiązań dla dzieci. Czasami powstają niespójności z braku jasnych wytycznych czy przeoczenia. Naszą rolą jako dorosłych jest wspólne ustalenie oczekiwań i podejmowanych działań w celu zapewnienia jak najlepszych warunków dla naszych pociech.

Wirusolodzy o obostrzeniach w szkołach

Ministerstwo Edukacji Narodowej nie wydało szczegółowych wytycznych, jak mają postępować placówki oświatowe. Wielu dyrektorów szkół działa opracowuje własne zasady. Czy z punktu widzenia wirusologów obostrzenia opisane w tekście są konieczne?

- Jeżeli mamy dwa różne podejścia do tego samego tematu w jednej placówce, to jest to niespójny przekaz - komentuje dla WP Kobieta wirusolog, dr Tomasz Dzieciątkowski. - W kwestii przynoszenia cukierków do szkoły, jeśli zachowana jest higiena rąk, to trudno jest zarazić się w trakcie ich jedzenia. W przypadku śpiewania w chórze też da się to inaczej rozwiązać. Można przecież rozstawić dzieci tak, żeby zachować dystans społeczny. Tak naprawdę wszystkie te obostrzenia można wyjaśnić ogólnymi przepisami, tylko trzeba pomyśleć i chcieć się do nich dostosować.

 Podobnego zdania jest też dr Ernest Kuchar, kierownik kliniki pediatrii WUM.

- Wiele z tych szkolnych obostrzeń nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia, poza silnym niepokojem nauczycieli - mówi w rozmowie z WP Kobieta. - Na przykład kontakt z zeszytami, przy zachowaniu higieny rąk, jest bezpieczny. Podkreślę, że nowy koronawirus przenosi się drogą kropelkową oraz kontaktową - przez samozakażanie za pośrednictwem rąk. Ich umycie po kontakcie z przedmiotem gwarantuje bezpieczeństwo.

Podobnie jest też z tymi nieszczęsnymi cukierkami.

- Koronawirus nie przenosi się przez pokarmy, zatem ograniczenie w tym zakresie jest nadgorliwością - tłumaczy dr Kuchar.

A zakaz gry w piłkę na WF-ie?

- Dla rozwoju młodzieży szczególnie istotne są zajęcia wychowania fizycznego. Przy odrobinie dobrej woli można przeprowadzić bezpieczne lekcje WF-u. Wystarczy chcieć - mówi dr Kuchar.

Zobacz także
Komentarze (1047)