Najgorsze zachowanie w lesie. Leśniczki załamują ręce
- Mamy w lesie wiatę, za którą turyści często parkują, więc regularnie sprawdzamy tamto miejsce. Akurat stał tam bus i natrafiliśmy w nim na parę, którą wzięło na amory - opowiada Aleksandra z Lasów Państwowych. Karolina Wardzała zwraca uwagę na jeszcze inne "przewinienia" Polaków, którzy wypoczywają na łonie natury.
I Karolina, i Aleksandra zaznaczają, że raczej nie wystawiają mandatów, a starają się edukować. Obydwie nie mają też wątpliwości, że najczęściej łamanym przepisem jest zakaz wjazdu do lasu autem. - W sezonie grzybowym to jest notoryczne. Ludzie potrafią zastawiać nawet drogi pożarowe. Rok czy dwa lata temu pan zatrzymał się na takiej drodze i kłócił się, że przecież "pani przejedzie". Ja tak, ale straż pożarna już nie. Dopiero wtedy panu zaświeciła się lampka i odjechał - podkreśla Karolina.
Aleksandra przypomina też o gospodarce leśnej. - W miejscu, w którym wykonujemy wycinkę, stawiamy znaki zakazu nawet dla rowerzystów i pieszych - mówi. - Oczywiście to też jest łamane, chociaż jest duże ryzyko, że taki rowerzysta zwyczajnie nie zostanie zauważony i dojdzie do wypadku. Często też ktoś staje autem na poboczu i zajmuje tym dużą część drogi. Nie myśli, że musi tamtędy przejechać samochód z drewnem. To nie daje nam pracować.
Zdarzają się osoby, które wchodzą w dyskusję. - Słyszę, że las jest publiczny, że jest ich. Ale są zasady, których nie wolno przekraczać - dodaje.
Ludzie mają też błędne przekonanie, że ognisko można rozpalić wszędzie. - Tymczasem w każdym nadleśnictwie są do tego wyznaczone miejsca, łatwo to znaleźć w internecie. Inaczej ryzykujemy pożarem - opowiada Aleksandra. Zdarzają się też imprezy w lasach, ale częściej w nocy. - Wtedy raczej patrolują strażnicy leśni, więc na szczęście nie mam do czynienia z tego typu sytuacjami. Skutkiem jest ogrom śmieci przy wiatach i zadaszeniach - dodaje.
"Ktoś podrzucił dziesięć big bagów ze śmieciami"
Śmieci są zresztą plagą. - Papierki, butelki, puszki, drobne rzeczy, ale zdarzają się też na przykład stare opony. Ostatnio ktoś podrzucił nam z kolei dziesięć big bagów z plastikami, kablami, starymi płytkami czy kołdrami. To akurat raczej nie był zwykły Kowalski – zaznacza Karolina. - Zawsze mam w samochodzie worek i wrzucam do niego śmieci zostawiane przez turystów - dodaje Aleksandra. - Nie ma dnia, żeby coś się nie znalazło.
Innym problemem jest spuszczanie psów ze smyczy. - To ma bardzo negatywny wpływ na środowisko. Małe koźlaki czy zające nie uciekną przed psem – tak wierzą w swój kamuflaż i próbują być "niewidzialne". Kiedyś leśniczy prawie nadepnął na małego koźlaka, gdy szliśmy sprawdzić pułapkę na korniki, był dosłownie krok od niego. Od razu się wycofaliśmy. Nie można być pewnym, jak zareaguje pies - tłumaczy Karolina.
- Zdarza się sytuacja, że pies pójdzie za sarną. Dla właściciela to zabawa "piesek pogonił sarenkę". A sarna ma tak delikatne serce, że 10-15 minut biegu może być dla niej wyrokiem śmierci. Pamiętam chłopaka, który miał dwa psy bez smyczy. Jeden z nich, owczarek niemiecki, był ewidentnie agresywny.
Niektórzy turyści nieodpowiednio reagują też na zwierzęta, które spotykają w lesie. - Ludzie widzą na przykład "biedne, małe zwierzątko", które jest samo albo podlota, który uczy się latać i koniecznie chcą je uratować. Tymczasem one wcale nie są zagrożone ani porzucone. Matka nie czuwa przy nich non stop, tylko wraca co kilka godzin, żeby nie wabić drapieżników. Z dotykania i zabierania młodych jest więcej szkody niż pożytku - dodaje.
"Można rozmawiać z mężem?"
Karolina Wardzała pracuje na stanowisku podleśniczego w Nadleśnictwie Lubin. Zaczęła od stażu w 2015 roku, przez chwilę pracowała w księgowości, jednak większość czasu spędziła w terenie, gdzie jest do dziś. - Turyści najczęściej nie wiedzą, jak mnie nazwać. Kiedy byłam jeszcze na stażu, byłam z jednym podleśniczym w terenie. Przejeżdżali państwo na rowerach i słyszałam, jak mówili między sobą: "Zobacz, to chyba leśniczy i..." - tu zaczęli się zastanawiać. Myśleli, myśleli, aż wymyślili: "... leśniczówka"! - śmieje się. - Wariacji słyszałam już mnóstwo. Przewoźnicy z gór często mówią na mnie "leśna", a na leśników: "leśny".
Aleksandra pracuje nadleśnictwie od trzech lat jako podleśniczy. - Spotykam się z przyjaznym traktowaniem, z troską, z szacunkiem. Nie czuję się słabsza czy gorsza. Ale często bywa też śmiesznie. Kiedy kontaktuję się z przewoźnikiem drewna, dzwonią do mnie, nagle zapada cisza, bo słyszą, że rozmawiają z kobietą. I od razu pada pytanie: "Można rozmawiać z mężem?". Precyzuję, że to ja jestem podleśniczym, do którego dzwonią - relacjonuje. - Albo kiedy panowie przyjeżdżają po załadunek, próbują się umówić, pytają, co robię w weekend.
O ile Karolina trafiła do lasu przypadkiem, tak Aleksandra wiedziała, czego się spodziewać. - Mój tata był leśniczym. Wiem, z czym to się je - mówi. Jednocześnie wiele sytuacji, w tym też przykrych, poznała dopiero na własnej skórze. Głównie chodzi o wycinki. - Czasem ktoś pyta: co z tą wycinką, dlaczego tyle wycinacie? To jest okej, mogę porozmawiać, wyjaśnić zasady, co wolno wycinać, czego nie. Ale usłyszałam też, że jesteśmy mordercami czy barbarzyńcami. Raz, kiedy mierzyłam stos drewna, jechał pan na rowerze, nawet się nie zatrzymał, tylko rzucił coś takiego pod nosem - wspomina. - Bywa też, że, tak jak w górach, mówimy turystom "cześć" albo "dzień dobry", a odpowiada cisza.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Kobieta się do tego nie nadaje"
Na stronie Lasów Państwowych czytamy, że w Służbie Leśnej w 2022 roku pracowało 2930 kobiet, czyli zaledwie około 16 proc. ogółu pracowników. - W naszym nadleśnictwie mamy 21 leśnictw, w każdym dwuosobowa ekipa. Ile jest wszystkich dziewczyn? Trzy - mówi Aleksandra. Kiedy Karolina zaczynała pracę, zatrudnione były tylko dwie kobiety.
- Na początku mojej pracy często słyszałam, że kobieta się do tego nie nadaje. Słyszałam uwagi, że "w lesie niszczy się uroda", że warunki są ciężkie albo pytania, czy nie wolałabym iść do biura – wspomina. - Nadal się to pojawia, szczególnie ze strony ludzi starszej daty, którzy pracują w lesie. Bywa, że pojawia się z ich strony pewien niesmak – jak to kobieta może wydawać im polecenia? Niestety, to nadal jest dość konserwatywne, hermetyczne środowisko.
Tymczasem, jak podkreśla Karolina, kobiety w leśnictwie chcą być traktowane w tym zawodzie. - Mamy przecież takie same stanowiska, stopnie służbowe i pracujemy na tych samych zasadach - mówi i dodaje: - Ja naprawdę uwielbiam tę robotę. Nie wiem, co mogłabym innego robić w życiu.
Czytaj także: Mówią, że jadą do rodziny. Prawda o urlopach zakonnic
Zaskakujące spotkania
Czasem leśniczych zaskakują zachowania, których są świadkami. Bywa tak, kiedy na przykład przyłapują parę na dwuznacznych sytuacjach w samochodzie. - To zdarza się rzadko. Ale jednak się zdarza - śmieje się Karolina Wardzała. - Jeszcze na stażu jechałam ze strażnikiem i zobaczyliśmy zaparkowane auto. Zajrzeliśmy z daleka, a tam pan rozparty na siedzeniu, a co jakiś czas na dole pojawiała się głowa kobiety... Kulturalnie poczekaliśmy, a kiedy pan zorientował się, że jesteśmy obok, natychmiast poinformował tę głowę. Wiem, że kolegom zdarzało się to po kilka razy.
Aleksandra również przeżyła taką sytuację podczas stażu. - To był mój pierwszy czy drugi tydzień, robiłam patrol z podleśniczym. Mamy w lesie wiatę, za którą turyści często parkują, więc regularnie sprawdzamy tamto miejsce. Akurat stał tam bus i natrafiliśmy w nim na parę, którą wzięło na amory – opowiada. - Ciężko zachować się w takiej sytuacji. Upomnielibyśmy ich, ale kiedy tylko nas zobaczyli, zaczęli ubierać się w takim pędzie, że tylko poczekaliśmy aż się oddalą. Częściej takie sytuacje zdarzają się wieczorami, chociaż ta akurat miała miejsce w biały dzień.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl