Jak podają lokalne media, Wawrzyniak szusował w pojedynkę. Uderzenie w pień świerku spowodowało pęknięcie żeber. Na miejsce zdarzenia GOPR-owców sprowadził inny narciarz. Próba reanimacji i późniejsza walka o życie mężczyzny w helikopterze nie przyniosła efektów. 34-letni Wojtek zmarł. Zostawił żonę i niespełna roczną córkę.
Śmierć narciarza
"Wojtek Wawrzyniak. Ojciec 11-miesięcznej Zuzi. Mąż Ani. Instruktor, pasjonat narciarstwa. Dusza towarzystwa. Przyjaciel. Wspaniały, pełen energii, zawsze pozytywnie nastawiony do życia z sercem na dłoni, młody człowiek" – czytamy na stronie zbiórki. Żona tragicznie zmarłego narciarza poprosiła przyjaciół o dopisanie tych słów:
"Najlepszy na świecie Mąż i ojciec. Ojciec nie na pokaz – tata, który spełniał się niesamowicie w tej roli. Co widać było w oczach zakochanej jego córeczki Zuzi, z którą szalał i wariował jak to miał w zwyczaju".
Żona Wawrzyniaka jest bliską przyjaciółką Pauliny Wyki, prywatnie partnerki Macieja Zakościelnego. To ona prosiła o wsparcie zbiórki. Ci, którzy ją założyli, planowali zebrać 10 tys. złotych. W dwa dni na koncie uzbierało się jednak o wiele więcej – bo aż 35,5 tys. Wiele osób, które wpłaciło pieniądze, dzieli się wspomnieniem o Wojtku, pisząc, że był wspaniałym człowiekiem i wciąż nie mogą uwierzyć w to, co się stało.
"Jako przyjaciele czujemy się odpowiedzialni za wsparcie najbliższej rodziny Wojtka. Pokażmy, że może na nas liczyć! Zachęcamy wszystkich znajomych, kursantów, osoby z branży narciarskiej i nie tylko do wsparcia. To nie powinno się nigdy wydarzyć! Jesteśmy z Tobą Wojti!!! Będziesz na zawsze w naszych sercach!" - czytamy.