Natascha Kampusch - ofiara słynnego porwania chce zostać gwiazdą
17.02.2016 09:56, aktual.: 21.04.2016 15:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Była ofiarą najsłynniejszego i najdłuższego porwania w historii. Natascha Kampusch właśnie skończyła 28 lat, z czego 8 spędziła przetrzymywana w willi porywacza. Austriaczka była więziona i torturowana. Gdy uciekła, Wolfgang Priklopil popełnił samobójstwo.
Była ofiarą najsłynniejszego i najdłuższego porwania w historii. Natascha Kampusch właśnie skończyła 28 lat, z czego 8 spędziła przetrzymywana w willi porywacza. Austriaczka była więziona i torturowana. Gdy uciekła, Wolfgang Priklopil popełnił samobójstwo. Natascha właśnie planuje karierę wokalną.
Obrazek z dzieciństwa
Natascha wychowuje się w rozbitej rodzinie. Jest otyła i samotna. Moczy się w nocy. Rodzina i przedszkolne opiekunki wciąż z niej drwią. Matka zawsze zabiera ze sobą bieliznę na zmianę. „To było błędne koło, z którego nie potrafiłam się wydostać również w szkole podstawowej. Pozostałam wyśmiewaną, poniżaną dziewczynką moczącą łóżko” – napisała w swojej autobiografii pt. „3096 dni”.
Jej mama często ją gnębiła, a policzkowanie za każde, nawet najdrobniejsze przewinienie, było na porządku dziennym. „Wytrzymałość, jaką narzuciła mi matka, prawdopodobnie uratowała mi życie” – pisała po latach.
Z drugiej strony rodzice uczestniczyli w wyścigu, kto zagłuszy wyrzuty sumienia i kupi córce lepsze prezenty. Ta mieszanka wybuchowa sprawiła, że nie była radosnym dzieckiem. Problemy tłumiła sięgając po jedzenie, głównie słodycze i chipsy. W swoje dziesiąte urodziny ważyła 45 kilogramów. Dwa tygodnie po urodzinowej uroczystości jej dotychczasowe życie dobiegło końca.
Natascha została porwana w drodze do szkoły. Wolfgang Priklopil zaciągnął ją do furgonetki, a potem zawiózł do swojej willi. Podczas pierwszych dni uwięzienia dziewczynka pocieszała się, wyobrażając sobie, co w tym czasie robi jej matka. Po kilku dniach sytuacja stała się absurdalna, ponieważ ofiara jadła posiłki ze swoim porywaczem, grali też w chińczyka. „Im bardziej udawało mi się wciągnąć w grę, tym mniejszą odczuwałam panikę” – wyznała w książce.
"Zawsze chciałem mieć niewolnicę"
Często słyszała takie zdania: przyszłaś do mnie jak bezpański kot. Koty wolno przecież zatrzymać.
Albo: przecież cię uratowałem. Powinnaś być mi wdzięczna. Albo: zawsze chciałem mieć niewolnicę.
„Nigdy się nie dowiedziałam, dlaczego porwał właśnie mnie” – przyznaje.
W jej celi w piwnicy powoli pojawiały się sprzęty, takie jak np. telewizor. Priklopil spełniał też jej niektóre życzenia, m.in. komputer do nauki, który dostała na święta. Po dwóch latach od porwania pozwolił jej wyjść na świeże powietrze. Kto był jej najwierniejszym i najważniejszym towarzyszem w tamtych latach? Radio!
Jednak ten świat nie składał się z prezentów i dobrych uczynków, a z rygoru i wielu zakazów. Na przykład nie mogła wspominać o przeszłości. Nie miała też lustra. Kiedy po latach dostała szafę ze zwierciadłem, ujrzała w nim obcą twarz. Musiała też zrezygnować ze swojego imienia. W ten sposób Natascha stała się Bibianią. Tak ją nazywał.
Bibiana była niewolnicą. Dziewczynka wykonywała prace, które przeznaczone są dla dorosłych mężczyzn. Gdy on remontował jedno ze swoich mieszkań, ona musiała burzyć betonowe ściany młotem pneumatycznym. Zakładała rury do ogrzewania, kable elektryczne. Gdy na przykład podała mu nie to narzędzie, o które prosił, potrafił rzucić w nią workiem cementu. Zaczął ją maltretować. „Najbardziej nie mógł znieść, kiedy płakałam z bólu” – zauważyła dziewczyna.
Kolejnym sposobem, który stosował, by ją torturować, było wydzielanie żywności, co doprowadziło ją niemal do śmierci głodowej i do anoreksji. Natascha wciąż fantazjowała o jedzeniu, prosiła Priklopila, by przynosił jej gazetki reklamowe z supermarketów, które przeglądała. On również cierpiał na zaburzenia odżywiania.
W wieku 16 lat ważyła 38 kilogramów przy 157 cm wzrostu. W tamtym czasie po raz pierwszy próbowała popełnić samobójstwo. Nawet nie myślała już o ucieczce. Porywacz zagroził, że zabije ją i wszystkich, którzy pomogą jej odejść od niego. Wolność oznaczała dla niej zarazem śmierć.
Tymczasem Priklopil poluzował więzy i zaczął zabierać ją do pobliskiego miasteczka do drogerii. Bardzo cieszyła się, gdy kupił jej tusz do rzęs. Twierdzi, że nie miała odwagi, by poprosić o pomoc klientów sklepu. Bała się, że porywacz jest uzbrojony i otworzy ogień do niewinnych osób.
Najbardziej kuriozalny wydaje się ich wspólny wyjazd na narty. Natascha szusowała razem z Priklopilem i zaznacza, że była wtedy szczęśliwa. Ale nawet tam, w alpejskim kurorcie, nie podjęła próby ucieczki. Była sparaliżowana ze strachu. Do czasu.
Dzień 3096
Tego dnia w asyście swojego oprawcy poszła do ogrodu zrywać truskawki. Potem musiała odkurzyć wnętrze furgonetki. Natascha twierdzi, że starał się nie spuszczać jej z oczu, ale gdy zadzwoniła jego komórka, zapomniał o nadzwyczajnych środkach ostrożności.
„Byłam sama. Po raz pierwszy od początku mojego uwięzienia porywacz stracił mnie z oczu. W akcie nadludzkiego wysiłku wyrwałam się ze stanu odrętwienia, który coraz silniej opanowywał mi nogi. Głos mojego drugiego „ja” huczał mi w głowie. Musisz się zachowywać tak, jakbyś nie znała porywacza. To obcy człowiek. Biegnij. Biegnij. Biegnij” – wspominała. Gdy zdołała zaalarmować policję, w głowie zabrzmiał głos porywacza: nikt nie będzie za tobą tęsknił. Wszyscy się cieszą, że cię nie ma.
Gdy zabrano ją na komisariat, od razu została przesłuchana. Poprosiła tylko, by nie powiadamiano prasy o jej odnalezieniu. Jak nietrudno się domyślić, tej informacji nie udało się utrzymać w tajemnicy. Kilka godzin później pod siedzibą policji czekał na nią tłum przedstawicieli mediów. Musiała narzucić na głowę koc.
„Matkę rozpoznałam natychmiast, kiedy tylko weszła do dyrekcji policji w Wiedniu. Od tamtego ranka, gdy bez pożegnania wyszłam z mieszkania, minęło 3096 dni. Osiem i pół roku, i przez cały ten czas serce mi pękało, że nie mogłam jej przeprosić. Cała młodość spędzona bez rodziny. Osiem świąt Bożego Narodzenia, wszystkie urodziny od jedenastego do osiemnastego roku życia. Zadziwiające, jak błahe są pytania, które zadaje się po tak długim czasie: czy koty jeszcze żyją?"
Pierwszy wieczór po uwolnieniu spędziła w hotelu z „nieustannie gadającą psycholożką”. Ewakuowano całe piętro, bezpieczeństwa strzegli uzbrojeni mundurowi. Natascha cały czas z tyłu głowy miała myśl: co się dzieje z Priklopilem.
Następnego dnia dowiedziała się, że jej oprawca popełnił samobójstwo. Kolejne dni spędziła w szpitalu na oddziale psychiatrycznym. Poddano ją szeregowi badań.
Pod placówką przez cały czas wyczekiwał tłum dziennikarzy. Fotoreporterzy wdrapywali się na drzewa, by zdobyć choć jedną klatkę. Gazety publikowały zdjęcia z piwnicy, w której była przetrzymywana.
Medialna histeria sięgała zenitu. Dziewczyna była zasypywana listami od obcych ludzi. Były wśród nich również takie o charakterze matrymonialnym oraz perwersyjne komentarze.
„Ludzie najbardziej nie mogli mi wybaczyć tego, że nie potępiłam sprawcy mojego porwania zgodnie z oczekiwaniami opinii publicznej. Oczywiście porywacz zrabował mi młodość, zamknął mnie i torturował, ale to on w decydujących o rozwoju latach między jedenastym i dziewiętnastym rokiem życia był także jedyną bliską mi osobą. Poprzez ucieczkę uwolniłam się nie tylko od mojego prześladowcy. Straciłam także człowieka, który siłą rzeczy był mi bliski. Ale nie pozwolono mi na smutek po jego śmierci, nawet jeżeli był trudny do zrozumienia” – przyznała Natascha.
Wściekała się, gdy słyszała dwa słowa: syndrom sztokholmski. To stan psychiczny, który pojawia się u ofiar porwania lub u zakładników, wyrażający się odczuwaniem sympatii i solidarności z osobami je przetrzymującymi. Może osiągnąć taki stopień, że osoby więzione pomagają swoim prześladowcom w osiągnięciu ich celów lub w ucieczce przed policją. Nazwę przyjęto w nawiązaniu do napadu na bank, do którego doszło w 1973 roku w Sztokholmie.
Napastnicy przez kilka dni przetrzymywali zakładników. Po uwolnieniu ofiary broniły przestępców. W czasie przesłuchań odmawiały współpracy z policją. Niektóre z nich odwiedzały prześladowców w więzieniu.
Kampusch martwiła się, że dom, w którym była przetrzymywana, stanie się miejscem pielgrzymek naśladowców Priklopila i psychopatów zafascynowanych jej historią. Wywalczyła, by przyznano jej go jako swoiste odszkodowanie. „Tym samym odzyskałam część własnej przeszłości i mogłam ją sama kontrolować” – podkreśla.
Natascha po uwolnieniu skończyła szkołę, jej pasją stała się nauka języków obcych. Nigdy nie zamieszkała z którymś z rodziców. Zresztą z ojcem zerwała wszelkie kontakty, dopiero po latach zaczęli rozmawiać przez telefon. Mieszka sama w Wiedniu i zapewnia, że za towarzyszy wystarczą jej rybki w akwarium. Zaangażowała się w bycie ambasadorką organizacji PETA, walczącej o prawa zwierząt.
Niedawno zaskoczyła wszystkich i nagrała piosenkę pt. „Forget You” razem z austriacką grupą SAG7. Wyśpiewuje w niej słowa: twoje życie jest jak rollercoaster, jak czyściec. Zapowiada, że pragnie zostać znaną wokalistką. Utwór prezentujemy poniżej.
Katarzyna Gruszczyńska/(kg), WP Kobieta
_ Korzystałam z książki Nataschy Kampusch "3096 dni" (Wydawnictwo Sonia Draga)_