Nie powiedziała, bo nie pytałeś. Co trzeba wiedzieć o drugim człowieku, żeby przysięgać miłość do śmierci
Urocza narzeczona, zamieniająca się w upierdliwą "starą", to nie tylko scenka rodzajowa z marnego dowcipu. Co powinniśmy o sobie wiedzieć, żeby zwiększyć prawdopodobieństwo szczęśliwego małżeństwa?
05.09.2018 | aktual.: 05.09.2018 20:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Moja znajoma wybierała się ostatnio na dobrze zapowiadający się wieczór panieński – weekend w SPA zakończony kolacją, w kameralnym, mocno zaprzyjaźnionym gronie.
Niby fajnie, ale na hasło "panieński Sylwii" przewracała oczami. Jak w taniej powieści była "przeciwna małżeństwu". Nie żeby miała coś do narzeczonego przyjaciółki, wręcz przeciwnie – uważała, że do siebie pasują i bardzo go lubiła. Tyle że Sylwia i przyszły mąż planowali zamieszkać razem dopiero po ślubie. Choć byli ze sobą od pięciu lat, nigdy nie spędzili nieprzerwanie pod jednym dachem więcej niż dwa tygodnie.
"To musi źle się skończyć" – skomentowała złowieszczo moja znajoma. Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Ile to przyjaźni zostało zerwanych, a ile paczek znajomych rozsypało się przez prozę życia pod jednym dachem.
Można prowadzić z drugą osobą porywające życie seksualne i dyskusje. Tyle że z czasem nawet najlepszy seks polegnie w walce z brudną skarpetą nr 546 wyciąganą spod łóżka. O ile kwestia sprawdzenia związku w – nomen omen – praniu wydaje się oczywista, jest jeszcze szereg kwestii, o których, ślizgając się na fali zakochania, zapominamy porozmawiać.
Z Moniką Dreger, psycholożką, psychoterapeutką i współautorką książki "Co boli związek?", zastanawiamy się, o czym warto porozmawiać, zanim postanowimy wejść w związek małżeński.
Macierzyństwo bliskości czy zimny chów
Większość par zanim zdecyduje się sformalizować swój związek, porusza temat posiadania potomstwa. Najczęściej są to jednak rozmowy ograniczające się do ustalenia jego ewentualnej liczby.
- W gabinecie spotykam nieraz pary, które nie omówiły zawczasu, kiedy te dzieci chciałyby mieć. Często zakochani są zadowoleni, bo okazuje się, że oboje myślą o tym, żeby mieć czwórkę potomstwa albo wręcz przeciwnie - tylko jedno dziecko, ale nie przyszło im do głowy, żeby ustalić, kiedy to ma nastąpić. Potem okazuje się np., że kobieta chciałaby zajść w ciążę jak najszybciej, a jej partner zakładał, że do trzydziestki zajmą się raczej podróżami oraz rozwojem zawodowym i konflikt gotowy – mówi Monika Dreger.
Innymi kwestiami, które wypadałoby omówić zawczasu, jest też ogólny pomysł na to, jak dzieci zamierzamy wychować. Żeby potem nie okazało się, że łagodny jak baranek partner uznaje ciężką rękę za dopuszczalną metodę wychowawczą, dowiedzioną w dodatku empirycznie ("mnie klapsy dawano i wyrosłem na ludzi").
Przeczytaj także:
Zobacz także
W pakiecie gratis
"Czy akceptujesz wady drugiej osoby?" - pytanie nie tyle do omówienia z partnerem, co do samodzielnego rozważenia. W pierwszym odruchu wszyscy potulnie pokiwalibyśmy głowami, bo oczywiście we własnym odczuciu jesteśmy otwarci i tolerancyjni. Tyle że w praktyce wygląda to zgoła inaczej.
Za chęcią zrobienia ze spokojnego chłopaka brylującego w towarzystwie cwaniaczka w rozchełstanej koszuli nie kryją się żadne szlachetne intencje. Problemem nie jest domniemana skaza charakteru chłopaka, ale raczej brak akceptacji dla jego temperamentu.
- Rozważania nad tym czy w pełni akceptujemy partnera, należy zacząć od zastanowienia się, co jest drażniącym przyzwyczajeniem, a co wynika z charakteru drugiej osoby. Może mnie drażnić np. to, że partner nie zmywa po sobie naczyń, i to, że reaguje agresywnie w stresujących sytuacjach. Warto mieć świadomość, że o ile naczynia mają szanse "zacząć się zmywać" od magicznego zaklęcia "proszę", o tyle zmiana tego, co leży w konstrukcji psychicznej drugiej osoby nie jest prosta. Często wymaga nawet terapii, nie zawsze skutecznej – klaruje Monika Dreger.
Wiara, że pierścionek na palcu zmieni czyjś charakter lub poprawi szwankujące w związku elementy, jest jak modlenie się o cuda. Podobno się zdarzają, ale mało kto widział.
Zdrada – a co to takiego?
Definicje zdrady są przeróżne. Dla jednego będzie to wyłącznie wymiana płynów ustrojowych. Dla drugiego bliskość emocjonalna z osobą płci, która pociąga nas seksualnie. Może to być nawet ochoczo używana kolekcja zabawek erotycznych albo zdradzenie tajemnic partnera.
- Zdrada jest czymś, co bezwzględnie trzeba omówić. I to nie tylko przed ślubem. Kiedy ludzie są jeszcze na etapie rozwoju miłości, jakim jest zakochanie, często nie mieszczą im się w głowie takie tematy, w końcu świata poza sobą nie widzą. Pamiętajmy, że nie ma jednej definicji tego, czym jest zdrada. Za swoją definicję powinniśmy więc uznać definicję aktualnego partnera, o ile chcemy dalej z nim być. To kwestia pewnej umowy, podobnie jak kwestią pewnej umowy jest bycie z drugim człowiekiem. Są związki które rozpadają się przez to, że ktoś kogoś pocałował – dla jednej strony to zwykły wygłup, dla drugiej ogromny cios – komentuje współautorka książki "Co boli związek".
Pan i fundator
Na szczęście dla obu płci nie są to już czasy, kiedy w przysiędze kryje się implicite komunikat "i że będę od ciebie zależna finansowo, dopóki śmierć nas nie rozłączy". Co nie oznacza wcale, że pieniądze przestają być środkiem nacisku i źródłem konfliktów.
- Podobnie jak w przypadku zdrad, warto zdefiniować tak podstawowe pojęcie jak "niezależność finansowa". Oznacza ona dużo więcej niż to, że oboje małżonków ma zamiar po ślubie pracować zawodowo i zachować oddzielne konta. Wypadałoby też zastanowić się, jak będziemy rozwiązywali kwestie takie jak np. rosnącej nieproporcjonalności wynagrodzeń małżonków. Tu nie ma "dobrych" i "złych" recept, to raczej kwestia wypracowania rozwiązań, które będą odpowiadały obu stronom – wyjaśnia Monika Dreger.
O wiele łatwiej rozporządzać finansami w sytuacji, w której dwie osoby zarabiają na podobnym poziomie. Częstym rozwiązaniem jest wspólne konto, na które wpłaca się pieniądze na wakacje, rachunki, oszczędza na nowe meble. Schody zaczynają się w sytuacji, kiedy wynagrodzenia stają się nieproporcjonalne. Okazuje się np., że parę, która walczyła o rozdzielenie finansów jako o symbol nowoczesności i równouprawnienia, stać na wakacje na Karaibach i większe mieszkanie, ale niestety wyłącznie w systemie, w którym jedna z osób pokrywa lwią część kosztów.
Teoria decydującego momentu
- Nie ma momentu, w którym możemy powiedzieć, że znamy kogoś już "wystarczająco", żeby wziąć z nim ślub i mieć pewność, że skończy się "długo i szczęśliwie". Małżeństwo może okazać się nieszczęśliwe niezależnie od tego, czy drugą osobę znaliśmy wcześniej rok, czy 12 lat. Ludzie różnie reagują w sytuacjach ekstremalnych, różnie odnajdują się w posiadaniu dzieci mimo wcześniejszych deklaracji, że o tym właśnie marzą. Jednak przede wszystkim chodzi tu o to, że zmieniają się nasze potrzeby, czasem też przekonania. Osoba, którą zdawało się nam, że świetnie znamy, może wydać się nam zupełnie inna nie dlatego, że się zmieniła, ale dlatego, że spojrzymy na nią w nowym świetle – podsumowuje Monika Dreger.
A kiedy już zdejmiecie z szali zaręczynowe brylanty, pewni, że wszystkie kwestie macie przerobione, a zimny blask kryształów naprawdę oznacza "wieczność" , czas odpowiedzieć sobie na jeszcze jedno pytanie.
W czym właściwie pójdziecie do tego ślubu? Frak czy garnitur? Syrena czy księżniczka? Jeśli wszystkie szczere rozmowy i zamiary zawiodą, za te 20 czy 30 lat będziecie przynajmniej mogli pogratulować sobie, że co jak co, ale wesele to mieliście piękne.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl