"Nie reprezentuję wszystkich". Margot tłumaczy, dlaczego nie chce być liderką osób LGBT
Politycy ją zawiedli, zwłaszcza prezydent Warszawy. - Rafał Trzaskowski podpisał Kartę LGBT, ale to był pusty gest. Nie poszły za tamtą decyzją żadne adekwatne działania. Nic się nie zmieniło i moim zdaniem on jest, mniej lub bardziej, ukrytym homofobem i transfobem - mówi Margot w rozmowie z WP Kobieta.
03.09.2020 00:33
Margot, niebinarna aktywistka, kilka dni temu opuściła areszt, w którym spędziła trzy tygodnie. Powodem zatrzymania był czerwcowy atak na furgonetkę Fundacji Pro – Prawo do Życia. Członkini kolektywu "Stop Bzdurom" wyszła na wolność i przywitała się z internautami zdjęciem, na którym pokazuje środkowy palec. Dla przeciwników Margot była to woda na młyn i swoiste potwierdzenie, że trzeba chronić kraj przed środowiskiem LGBT+. Słowa krytyki padły również po "lewej" stronie, która jeszcze do niedawna stała murem za Margot.
Klaudia Stabach, WP Kobieta: Zdjęcie, na którym pokazałaś środkowy palec, rozpaliło internet. Czy widząc te reakcje, przeszło ci przez myśl, że może poszłaś o krok za daleko?
Margot, aktywistka z kolektywu "Stop Bzdurom": Zdecydowanie nie. To nie był mój pierwszy, ani na pewno nie ostatni taki gest.
Twoja osoba i w sumie każda twoja wypowiedź wzbudza ogromne zainteresowanie i jest szeroko komentowana. Co najbardziej irytuje cię w dyskusji publicznej na twój temat?
Nie podoba mi się to, że teraz mówiąc o osobach LGBT, mówi się wyłącznie o mnie. Cała uwaga została skoncentrowana na mnie i mam wrażenie, że to jest obusieczny miecz. Z jednej strony chroni mnie w pewnym stopniu, ale z drugiej powoduje, że osoby, które krzywdzą społeczność LGBT w Polsce, mogą powiedzieć: "proszę spojrzeć, tu jest taka bezczelna, wyszczekana pedałka, która uzbierała gigantyczne pieniądze. Nic się jej nie dzieje, tak samo jak i reszcie". Stawia się moje działania i słowa jako przykład tego, jaka jest społeczność LGBT, a przecież ja nie reprezentuję wszystkich.
Tylko niektórzy chcieliby, żebyś stanęła na czele grupy.
Myślę, że tego chcą wyłącznie ludzie, którzy albo nie do końca mają dobre intencje, albo po prostu wygodnie jest im tak mówić. O wiele łatwiej jest dyscyplinować jedną osobę i upominać: "Margot, jak ty możesz wyrażać się w taki sposób? Jesteś odpowiedzialna za całą społeczność!", niż dotrzeć do wszystkich gejów i lesbijek, i zapytać ich o to, jak im się rzeczywiście żyje w Polsce. Gwarantuję, że te historie nie będą tak wygładzone, jak niektórzy oczekują.
Mam wrażenie, że takie oczekiwania są zarówno po stronie jawnych przeciwników, jak i osób, które zapewniają publicznie, że was wspierają.
Bardzo łatwo jest być naszą sojuszniczką czy sojusznikiem, dlatego że to jest teraz modne i bardzo "europejskie". Oczywiście cieszę się, że coraz więcej ludzi uważa, że bycie homofobem to obciach, ale jednocześnie wielu z nich ma bardzo znikomą wiedzę na temat sytuacji społeczności LGBT i przez to wydaje im się, że powinniśmy działać tak, żeby nikt się nie skarżył.
Może oni liczą, że dzięki temu zyskacie przychylność polityków i osób, które realnie mogą wpłynąć na zmianę sytuacji społeczności LGBT w Polsce?
Politycy jak na razie niewiele dla nas zrobili. Rafał Trzaskowski podpisał Kartę LGBT, ale to był pusty gest. Nie poszły za tamtą decyzją żadne adekwatne działania. Nic się nie zmieniło i moim zdaniem on jest, mniej lub bardziej, ukrytym homofobem i transfobem.
Pokładałaś wcześniej w nim nadzieje?
Nie, bo od dłuższego czasu obserwujemy, co się dzieje. Prezydent Warszawy jest fałszywym sojusznikiem, który podejmuje przemyślane działania tylko po to, aby zebrać kapitał społeczny, a nie realnie nam pomóc. Osoby, które mówią: "popieram was, ale..." bardziej szkodzą niż zatwardziała prawica.
Czego w takim razie oczekujesz od osób, które zapewniają, że są po waszej – twojej i innych członków społeczności LGBT – stronie?
Z mojej perspektywy jedyne sojusznictwo, które ma sens i nie jest ukrytą formą fałszywej przyjaźni, to jest sojusznictwo afirmatywne, czyli po prostu zamknąć mordę, dać przestrzeń do wypowiedzi osobom, które realnie czegoś doświadczyły, a nie tylko o czymś usłyszały, a następnie powściągnąć swoją ocenę. Chciałabym, żeby po prostu bardziej nam zaufano i pozwolono głośno mówić w taki sposób, w jaki chcemy.
Jakie będą twoje kolejne działania? Czego możemy spodziewać się po kolektywie "Stop Bzdurom"?
Przede wszystkim podkreślam, że my nie jesteśmy i nie będziemy oficjalnymi przedstawicielkami społeczności LGBT. Od początku skupiamy się na tym, aby pomagać osobom wewnątrz naszej grupy. Nasz przekaz wyszedł na zewnątrz, ale my cały czas jesteśmy skupione na osobach wewnątrz. Chcemy przesuwać granice i dodawać im odwagi, aby mogły podobnie jak my zacząć mówić własnym głosem i w taki sposób, który one same uważają za właściwy.
Udzielacie im wsparcia?
Staramy się, ale nie mamy wystarczających możliwości. Ile pobitych dzieci jesteś w stanie ukryć przed rodzicami? Parę? A codziennie dowiadujemy się o kolejnych. Musiałybyśmy zatrudnić sztab osób, dysponować ośrodkami interwencyjnymi. A jesteśmy tylko grupą paru przyjaciółek. Jednak są organizacje, które nie składają się z kilku anarchistek jak my, lecz z zespołów profesjonalistów, wykwalifikowanych psychologów, do których można zwrócić się o pomoc. I też łatwo nie mają.
Ta cała medialna wrzawa wokół "Stop Bzdurom" może przynieść właśnie tyle dobrego, że może przerażeni naszą "radykalnością" neoliberałowie pobiegną w końcu do organizacji takich jak np. My Rodzice, Stowarzyszenie Miłość Nie Wyklucza, Lambda, Grupa Stonewall czy KPH i będą błagać je o ratunek – przed nami – i rozwiązanie problemu homofobii i transfobii.
Może neoliberałowie przestaną w końcu traktować antydyskryminacyjną edukację, czyli ciężką pracę tych organizacji, jako ich podły obowiązek. Może zobaczą zadanie, do którego muszą dołożyć się nie tylko finansowo, ale przede wszystkim swoim własnym zaangażowaniem. Skoro wszyscy takie pokojowe i edukacyjne metody afirmują… ponoć.