Noc żywiołów, noc miłości
Kiedy przychodzą najkrótsza noc i najdłuższy dzień w roku, świętujemy. Prawie jak nasi przodkowie przed wiekami. „Prawie” robi jednak wielką różnicę...
03.06.2009 | aktual.: 27.06.2010 19:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kiedy przychodzą najkrótsza noc i najdłuższy dzień w roku, świętujemy. Prawie jak nasi przodkowie przed wiekami. „Prawie” robi jednak wielką różnicę... Tekst Adam Węgłowski
Im bliżej wieczora, tym bardziej gęstnieje tłum wokół ogniska. Słychać muzykę i miłosne rubaszne śpiewy. Pary tańczą i klaszczą. Mężczyźni przypatrują się kobietom, które z każdą chwilą poruszają się coraz swobodniej, bardziej dziko, kusicielsko. W powietrzu czuć zapach palonych ziół i rosnące podniecenie. Razem z gorącą czerwcową nocą skończy się kilkumiesięczny okres świąt i zabaw, którym patronuje budząca się do życia przyroda. Wraz z otaczającym światem dojrzewają też ludzie. Chłopcy stają się mężczyznami, dziewczęta – kobietami. Nim wrócą do pracy – a zbliża się czas żniw – jeszcze raz pogrążą się w dionizyjskim szale...
Magiczne przesilenie
Od niepamiętnych czasów ludzie traktowali okres letniego przesilenia jako pełen magii i miłości. Czyż nie o tym mówi słynny „Sen nocy letniej” Szekspira, który faktycznie powinniśmy tłumaczyć na polski jako „Sen nocy letniego przesilenia” („A Midsummer Night’s Dream”)? Nie musimy jednak odwoływać się tylko do sztuki „Łabędzia ze Stratfordu”. Również niemal mu współcześni polscy twórcy opowiadali o wyjątkowości czasu letniego przesilenia – mającej korzenie w naszych słowiańskich tradycjach jeszcze z czasów przedchrześcijańskich. Wystarczy przypomnieć sobie fragment znanej ze szkoły „Pieśni świętojańskiej o sobótce” Jana Kochanowskiego:
Gdy słońce Raka zagrzewa, A słowik więcej nie śpiewa, Sobótkę, jako czas niesie, Zapalono w Czarnym Lesie. Tam goście, tam i domowi Sypali się ku ogniowi [...]
Nie wszyscy jednak byli tak przychylni świętu jak mistrz z Czarnolasu. Nieco wcześniej sobótkę ostro krytykował Mikołaj Rej. W swej „Postylli” utyskiwał na liczne „wymysły” i „zabobony” świętojańskie. „A kto by się [ich] napisał albo napamiętał!”, skarżył się Rej i dodawał, że „małochmy tym są różni od poganów”. Skąd tak różne opinie? Czy nie chodziło jedynie o zabawę? Tylko pozornie.
Jak Kupała został świętym
Nasi przodkowie uroczyście obchodzili czas letniego przesilenia na długo przed przybyciem chrześcijaństwa. Z czasem nazwano stare święto nocą Kupały albo kupalnocką. Dlaczego tak? Dokładnie nie wiadomo. Nawiązywano prawdopodobnie do zbierania się ludzi „w kupie” lub do rytualnej pierwszej kąpieli w nowym roku. Ewentualnie – do imienia rzekomego słowiańskiego bóstwa dobrobytu i miłości. Niektórzy badacze próbowali nawet identyfikować go z Kupidynem – rzymskim patronem miłości, ale nikt już nie bierze tej teorii na poważnie.
Potem nazywano ten dzień także sobótką, czyli „małym sabatem”, co obrazowało negatywne podejście nowych, chrześcijańskich elit do starego obyczaju. Trzymał się on jednak bardzo mocno, więc Kościół postanowił wykorzystać dawne święto, nadając mu nowy sens (podobnie jak uczyniono wcześniej np. z Bożym Narodzeniem). Wprawdzie nie w noc z 21 na 22 czerwca – gdy zwykle przypada przesilenie – ale z 23 na 24 zaczęto obchodzić wigilię św. Jana. Stał się on nowym, chrześcijańskim patronem obrzędów. Na Rusi Jan Chrzciciel był zresztą znany jako Iwan Kupała, a tradycję pierwszej kąpieli w nowym roku powiązano z praktykowaną tam kąpielą chrzcielną.
Właśnie w takich realiach mogła powstać „Pieśń świętojańska o sobótce”, w praktyce opowiadająca o zabawie w „zretuszowaną” noc Kupały. Dziś, puszczając wianki na plenerowych imprezach w czasie nocy świętojańskiej, często propagowanych przez władze kościelne, zapominamy o dużo starszym i tajemniczym rodowodzie tych tradycji. Co więc było w nich tak kontrowersyjnego i przez wieki zwalczanego, że pierwotne obchody praktycznie zanikły?
Diabelskie praktyki
Noc Kupały była świętem lata, zwycięstwa słońca nad ciemnością, ognia i wody. Stąd właśnie wzięły się świętojańskie ognie oraz puszczane na wodzie wianki. Czasem także palono i topiono słomiane kukły. Żywioły oczyszczały świętujących ludzi, a ich trzody chroniły przed chorobami. Młodzież skakała nad ogniskami, śpiewała i tańczyła. Dziewczęta rzucały w płomienie kwiaty i pęki ziół. W podobnym celu, w jakim puszczały wianki – aby znaleźć ukochanego i zapewnić sobie jego miłość. Noc Kupały była bowiem świętem rozpalonych zmysłów. Dla niejednej pary stawała się też okazją, aby zawrzeć wymarzony ślub lub uniknąć niechcianego. Tego dnia nie obowiązywało bowiem prawo, według którego to ojciec rodziny decydował o kojarzeniu małżeństw. W noc Kupały wystarczało podobno, żeby młody mężczyzna wyłowił wianek puszczony przez swoją lubą.
W „Mitologii słowiańskiej. Księdze Tura” próbujący zgłębić tajniki wierzeń naszych przodków Czesław Białczyński zwraca też uwagę na jeszcze jeden aspekt sobótkowych swawoli. Święto górowania dnia nad nocą było doskonałym momentem, aby spłodzić dzieci. Rodziły się wtedy na wiosnę nowego roku, mogąc zaaklimatyzować się przed zimą i korzystać z obfitości pożywienia. Autor powołuje się przy tym na już współczesne badania z warszawskich szpitali z 1996 r. Wykazały one – jak pisze Białczyński – że poczęte latem dzieci są bardziej odporne na choroby, rzadziej dotknięte defektami genetycznymi i mniej narażone na poronienia.
Wszystko dzięki podniesionemu poziomowi ciał odpornościowych w ciele matki, który wzrasta przed zimą i w czasie jej trwania. Nasi przodkowie mogli powiązać zdrowie dzieci z czasem ich poczęcia na podstawie własnych obserwacji gromadzonych przez wiele pokoleń.
Jednak i bez tego gorąca atmosfera świętowania najkrótszej nocy w roku tak bardzo rozbudzała namiętności, że spotkało się to z ostrą reakcją wyczulonego na „rozpustę” Kościoła. Poza tym chrześcijaństwo nie mogło dopuścić, aby u jego boku pielęgnowano pogańskie tradycje mające związek z wróżbiarstwem i magią. Marcin z Urzędowa pisał w swoim „Herbarzu Polskim” z XVI w., że „niewiasty ognie paliły, śpiewały, diabłu cześć i modły czyniąc”.
Za diabła uznawał zapewne tajemniczego Kupałę. Z niesmakiem obserwował też „diaboliczne” praktyki podczas sobótki. Czy były takowe? Na pewno nie brakowało drastycznych zwyczajów. Na przykład w niektórych regionach młode panny zakopywały żywcem nietoperza w mrowisku. Po odkopaniu kostek nieszczęsnego stwora dziewczęta wsuwały je pod posłanie ukochanego, aby zapewnić sobie jego miłość.
Szukając kwiatu paproci
Marcin z Urzędowa za widoczny znak szkodliwego przywiązania do dawnych tradycji uważał też to, że w sobótkę ludzie „ofiarowania z bylicy czynią, wieszają po drzwiach i opasują się nią”. Jednak to nie bylica ani rozmaite zioła, które zbierano na potrzeby odprawiania wróżb i odczyniania zła (łopian, piołun, dziurawiec, miętę, czarny bez), są roślinami najbardziej kojarzącymi się nam z najkrótszą nocą w roku. Pamiętamy wszak o czymś jeszcze bardziej magicznym: o kwiecie paproci.
Według legendy to w noc świętojańską jedyny raz w roku zakwita paproć. Ten, komu uda się jej kwiat odnaleźć, zdobędzie bogactwo, siłę i mądrość. Kwiat paproci nazywano „Perunowym kwiatem”, bo ponoć to właśnie gromy ciskane przez tego słowiańskiego boga sprzyjały rozkwitaniu czarodziejskiej rośliny. Kto chciał, ten wierzył. Na pewno zdarzało się, że młode pary zmykały w tę szczególną noc w zarośla, bynajmniej nie z zamiarem szukania dziwu natury. Tym bardziej że odnalezienie kwiatu paproci jest zupełnie niemożliwe z tego prostego powodu, że paproć nie kwitnie.
Ale i tę zagadkę potrafią rozwiązać współcześni badacze. Sugerują m.in., że w sobótkę nie szukano wcale bezkwiatowych roślin, które obecnie nazywamy paprociami, lecz innych – podobnych, ale mających kwiaty. Najlepiej takich, które otwierają się w nocy. Inna teoria mówi, że szukano faktycznie bezkwiatowego długosza królewskiego, który ma jednak zarodnie ułożone w taki sposób, że mogą przypominać kwiaty. Zarodniki długosza królewskiego dojrzewają właśnie w czerwcu.
Warto też wspomnieć, że na potrzeby miłosnej magii dziewczęta często szukały w sobótkę języcznika. To bezkwiatowy gatunek paproci, ale o dość oryginalnym wyglądzie. Młode kobiety musiały odnaleźć i zerwać upatrzoną roślinę przed północą. A potem rozpuścić włosy, rozebrać się do naga i wypowiedzieć zaklęcie, które sprawi, że chłopcy za nimi oszaleją.
(Nie)zapomniane emocje
Z jednej strony można się cieszyć, że nawet tajemnica kwiatu paproci może mieć naukowe wyjaśnienie. Z drugiej – trochę to smutne, jak bardzo odarty jest nasz świat z magii. Kiedyś czarodziejskie wydawały się nawet robaczki świętojańskie. Teraz zdarza się, że najwymyślniejsze pokazy sztucznych ogni skłaniają wynudzoną publikę tylko do ziewania. Nawet praktykowane do dziś puszczanie wianków – ozdoba każdej szanującej się imprezy w noc świętojańską i jedna z niewielu pozostałości po dawnej tradycji – nie budzi już takich namiętności. A ileż emocji rodziło jeszcze w XIX w.! Wystarczy zajrzeć do starych pamiętników i gazet.
W 1823 r. pewna młoda warszawianka omal nie zemdlała, widząc, jak jej wianek wydobył z wody nie śliczny młodzieniec, ale... pudel. Biedny pies sądził, że rzucono mu go do aportowania. W innym miejscu młody kominiarczyk tak zapatrzył się na pannę, że wpadł do wody. Szczęśliwie go odratowano. Na dodatek zdobył wypatrzony wianek, a przy okazji się wykąpał, co w jego fachu nie było bez znaczenia.
Chociaż bez porównywalnych emocji i w szczątkowej formie, to tradycje rodem z nocy Kupały jednak przetrwały. I to nie tylko w Polsce. O letnim przesileniu pamięta się niemal na całym europejskim kontynencie, odwołując się do różnych tradycji: słowiańskich, celtyckich. Ale tylko niektórzy świętują na całego. Na przykład Łotysze. Noc świętojańska jest na Łotwie świętem państwowym, a wolne od pracy są aż dwa dni: 23 i 24 czerwca. Tego ostatniego dnia nie pracują też nasi sąsiedzi na Litwie. Również w części krajów skandynawskich święto letniego przesilenia oznacza wolny dzień, a do najhuczniejszych w regionie należą obchody w Szwecji.
Czasem zwolennicy dawnych kultów próbują obchodzić uroczystość przesilenia po swojemu – bazując na szczątkowych informacjach o starych religiach. Zwykle jednak wszystkie te obchody są już nie tylko schrystianizowane, ale wręcz świeckie. Dochodzi też problem komercjalizacji. Pojawiają się głosy, że w natłoku sponsorowanych zabaw i w potokach wypitego alkoholu zapomina się o prawdziwym sensie czerwcowych uroczystości. To właśnie komercja może zadać ostateczny cios starej sobótkowej tradycji. Oby więc współczesna noc świętojańska nie stała się – niczym walentynki – świętem nie tyle miłości, co pieniądza.