Zjadła obiad w Sejmie. Ujawniła, ile płacą posłowie
Katarzyna Bosacka odwiedziła sejmową stołówkę, która swego czasu słynęła z bardzo atrakcyjnych cen. Czy nadal można tam tanio zjeść? Dziennikarka zdradziła aktualne stawki. Gorzej z jakością dań. - W sumie wyglądało to trochę tak, jakby ktoś gotował w sanatorium dla chorych, a nie dla posłów, senatorów - ocenia.
12.12.2024 | aktual.: 12.12.2024 10:52
Katarzyna Bosacka wraz z dziennikarką "Faktu" odwiedziły słynną sejmową stołówkę znajdującą się przy ul. Wiejskiej w Warszawie. Miejsce, w którym jadają parlamentarzyści, zdobyło sławę przede wszystkim z powodu wyjątkowo niskich cen posiłków. Dziennikarka postanowiła sprawdzić, jak wygląda również ich jakość.
"Przypomina ona stołówkę szkolną"
Ponieważ wewnątrz pomieszczenia nie wolno nagrywać ani robić zdjęć, Bosacka kupiła dania na wynos i opowiedziała o swoich wrażeniach na ulicy przed Sejmem.
- Te wszystkie mity, które mówią, że stołówka sejmowa jest taka na bogato i że można tam kawiory i najróżniejszych alkoholi wypróbować... To nie jest prawda, dlatego że w stołówce jest tak naprawdę dość bidnie. Powiedziałabym, że trochę przypomina ona stołówkę szkolną. Może poziom wyżej, a do tego te dania, choć bardzo tanie to pozostawiają wiele do życzenia - oceniła.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bosacka zamówiła m. in. zestaw dnia, na który składała się zupa grochowa i polędwiczki wieprzowe z ziemniakami i buraczkami zasmażonymi. Do tego dziennikarka wybrała trzy dostępne surówki. Cena takiego zestawu razem z kompotem to zaledwie 20 zł. Niestety okazało się, że zupie brakuje przypraw, było w niej też mało grochu i ziemniaków. Dziennikarka skrytykowała też polędwiczkę wieprzową, jej zdaniem, przeciągniętą.
- W sumie wyglądało to trochę tak, jakby ktoś gotował w sanatorium dla chorych, a nie dla posłów, senatorów oraz gości, bo w tej stołówce również jedzą goście sejmowi, wycieczki szkolne. Taka stołówka jest trochę wizytówką naszego parlamentu – oceniła w "Fakcie".
Jedyną rzeczą, którą Bosacka zjadła w całości, była surówka z marchewki. - Na pewno kucharz niespecjalnie kocha gotowanie, bo wszystko było niedosolone, niedopieprzone i niedoprawione tak jak trzeba. W sumie gdybym miała wrócić na tę grochówkę i polędwiczkę wieprzową, to bym się zastanowiła trzy razy - przyznała.
Najgorsze danie w Sejmie? Bosacka wskazała swój typ
Najgorszym daniem okazało się jednak jedyne wegetariańskie danie w karcie, czyli pulpety z kaszy jaglanej, które kosztowały 9 zł. Dziennikarka oceniła, że im również brakowało przypraw, a sos był z proszku i "czuć było od niego z daleka chemią".
- No ale cóż, dziewięć złotych. Jak ktoś był głodny, to sobie doprawił, dosolił, dopieprzył i zjadł. Jednak wielkiej przyjemności z tego jedzenia nie było - skwitowała.
Również pierś z kurczaka w sosie pomidorowym z ziemniakami za 16 zł okazała się wpadką. Zdaniem Bosackiej była ona sucha i "bez fajerwerków".
Bosacka nie wróci więcej do sejmowej stołówki
Daniem, które przypadło dziennikarce do gustu był łosoś za 24 zł, choć jemu również brakowało soli. - Łosoś to najlepsze danie, jakie zjadłam dzisiaj na stołówce sejmowej. Kasza pęczak też nie jest najgorsza, choć brakuje jej spoiwa - mówiła. Pozytywnie oceniła też nieprzesadnie słodki kompot, który jednak "smakował troszkę jak popłuczyny po jakimś owocowym napoju".
To jednak za mało, żeby Bosacka rozważyła ponowną wizytę w sejmowej kantynie. - Czy wrócę do sejmowej stołówki? Nigdy - zaznaczyła.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!