Opalała się 15 godzin dziennie, zapadła na śmiertelną chorobę
Od 14 roku życia Sue Riddell chodziła na solarium co najmniej 4 razy w tygodniu. Oprócz tego opalała się na powietrzu, czasami nawet 15 godzin dziennie. Wspomina, że rzadko kiedy używała kremów z filtrem, nigdy nie nakładała ich na uszy. Niestety, taki tryb życia skończył się dla niej tragicznie.
27.07.2011 | aktual.: 27.07.2011 20:04
Od 14 roku życia Sue Riddell chodziła na solarium co najmniej 4 razy w tygodniu. Oprócz tego opalała się na powietrzu, czasami nawet 15 godzin dziennie. Wspomina, że rzadko kiedy używała kremów z filtrem, nigdy nie nakładała ich na uszy. Niestety, taki tryb życia skończył się dla niej tragicznie. Kobieta zachorowała na groźnego raka skóry, lekarze musieli usunąć jej małżowinę uszną.
Dwa lata temu Sue zauważyła mały strup na swoim uchu, jednak go zignorowała. Dopiero parę miesięcy później zgłosiła się do lekarza, jednak do tego czasu „dziwne znamię” przekształciło się już w drugie stadium raka skóry.
- Nie mogłam uwierzyć, że opalanie może być ryzykowne dla mojego życia – wspomina kobieta. – Zachorowałam na raka, ponieważ uwielbiałam słońce. Na wakacjach byłam pierwszą osobą, która zaczynała się opalać o poranku i ostatnią opuszczającą leżak wieczorem. Rzadko kiedy używałam kremu z filtrem, a już na pewno nigdy nie wpadłam na to, żeby nakładać go także na uszy. Po prostu nie myślałam o raku.
Brytyjka pracująca jako pielęgniarka w szpitalu w Birmingham wspomina, że każde wakacje spędzała w ciepłych krajach wraz ze swym mężem, 60-letnim Philipem i dwójką dzieci. – Jeździliśmy do takich miejsc jak Hiszpania, Portugalia, Malediwy czy Australia – wspomina Sue. – Uwielbiałam słońce i wakacje. Nie miałam pojęcia, że to mnie zabija.
POLECAMY:
Kobieta opowiada także o zgubnych przekonaniach, przez które zachorowała na raka skóry. – Myślałam, że opalanie się jest zdrowe. Po całym dniu na plaży czułam się wspaniale – mówi.
Kiedy w 2009 roku Sue wróciła z wakacji, koledzy z pracy zauważyli strup na jej uchu. Kobieta z początku zignorowała znamię, jednak wkrótce okazało się, że robi się coraz większe i będzie konieczne przeprowadzenie biopsji. – Lekarz powiedział mi: bardzo mi przykro, to czerniak – wspomina. – Nie mogłam w to uwierzyć. Jako pielęgniarka wiedziałam, jak bardzo jest to poważne. Pomyślałam sobie: zabiłam się przez opalanie!
Konieczna okazała się operacja usunięcia ucha. Na szczęście, po kilku tygodniach okazało się, że chorobę udało się zatrzymać. Sue posiada teraz protezę małżowiny usznej. Musi badać się co trzy miesiące, żeby wykluczyć nawrót nowotworu.
Kobieta chce, żeby jej historia była przestrogą dla osób, które ignorują konsekwencje zdrowotne nadmiernego opalania. – Prawie straciłam życie dlatego, że nie używałam kremów z filtrem – mówi. – Opalenizna nie jest warta tego, żeby ryzykować dla niej swoje życie.
Tekst: na podst. The Daily Mail/(sr)