"Pamiętaj, abyś dzień święty święcił". Przykazania rodziców
Dla rodziców Eweliny i Izy trzecie przykazanie boże to świętość. Nieistotne, czy ich dzieci wyznają katolicyzm, czy też nie. Po prostu na niedzielnej mszy muszą się stawić. I tak Iza za "wykonanie zadania" dostaje 10 złotych, a Ewelina musi się spowiadać mamie z tego, co ksiądz mówił podczas Eucharystii.
31.12.2019 | aktual.: 31.12.2019 14:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
19-letnia Ewelina pochodzi z katolickiej rodziny. Sama deklaruje się jako ateistka. Jednak jej rodzice nie chcą nawet o tym słyszeć. – Nigdy nie wierzyłam w Boga i Kościół zresztą też nie był mi po drodze. W gimnazjum powiedziałam rodzicom, że nie będę już uczestniczyć w niedzielnej mszy. Po raz pierwszy się zbuntowałam. Byli na mnie wściekli i powiedzieli, że dopóki nie będę dorosła, nie interesuje ich to i mam chodzić – wspomina.
Kiedy skończyła 18 lat, rodzice zmienili argument. – "Dopóki mieszkasz z nami pod jednym dachem, będziesz chodziła do kościoła". W październiku tego roku Ewelina opuściła rodzinną miejscowość i przeprowadziła się do Poznania, by rozpocząć studia. Pierwsza myśl, jaka pojawiła się u niej w głowie brzmiała: "w końcu będę żyła po swojemu". Jednak mama Eweliny miała inny pomysł na życie córki. "Jeśli przestaniesz chodzić do kościoła, nie będziesz dostawała od nas pieniędzy". – O ile ojciec nie mówi nic obraźliwego, tak matka dosłownie krzyczy, że mam chory światopogląd i chyba diabeł mnie opętał. Rozumiem, że Kościół jest dla niej ważny, ale staram się wytłumaczyć, że nie chcę robić czegoś wbrew własnej woli – wyjaśnia 19-latka.
– Najgorszy jest ten szantaż emocjonalny. Jeśli nie wracam na weekend do domu, to dzwoni w niedzielę i pyta, jaka była Ewangelia, który ksiądz odprawiał i co mówił. Czasami zdarzało się, że przeczytałam w internecie kazanie i jej streszczałam. Nie chcę jednak okłamywać mamy, więc staram się chodzić do kościoła. Jak już przejdę na własne utrzymanie, przestanę. A na razie słucham argumentów matki, że to dla mojego dobra i kiedyś jej za to podziękuję – dodaje.
Zobacz także: "Do kościoła chodziłem dla dziadków"
Ilu Polaków chodzi na niedzielną mszę?
Z danych przedstawionych przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, zebranych na podstawie dorocznego liczenia wiernych w parafiach, wynika, że w 2017 roku w niedzielnej Eucharystii uczestniczyło 38,3 proc. zobowiązanych katolików.
Badanie obejmuje jedną październikową niedzielę, podczas której proboszcz każdej z 10 tysięcy parafii ma obowiązek liczenia wiernych. Następnie wynik zestawiany jest z liczbą tzw. katolików zobowiązanych do praktyk. Z obowiązku wyłączone są osoby starsze, które mają problemy zdrowotne oraz dzieci do 7 roku życia.
Z kolei w 2016 roku w niedzielnej mszy uczestniczyło 36,7 proc. zobowiązanych katolików. Oznacza to, że między 2016 a 2017 rokiem o 1,6 punktu proc. wzrósł wskaźnik Polaków uczestniczących w niej osób.
Do tej grupy zobowiązanych katolików należy 24-letni Natalia, studentka. Kobieta co niedzielę jest w kościele. Wybiera mszę o godz. 20, tę akademicką. – To fajny widok zobaczyć młodych ludzi w kościele. Moi znajomi na przykład nie chodzą. Czasem im się zdarzy, jak nadarzy się okazja – ślub, chrzest lub ze święconką – opowiada. – Sądzę, że obecnie młodym katolikom jest naprawdę ciężko. Wszędzie antyklerykalne zapędy. Mam wrażenie, że nasiliło się to zwłaszcza teraz, po filmach "Kler" czy "Tylko nie mów nikomu". Widziałam oba, są dobre. Tylko przypominam, że ja wierzę w Boga, a nie w księdza – dodaje.
Natalia stara się czytać Pismo Święte, by w pełni rozumieć swoją wiarę. Na szyi nosi krzyżyk. Nie ma problemu, by rozmawiać na temat religii. – Kiedyś od kolegi usłyszałam, że jestem "katolką". Pytał mnie po co w ogóle chodzę do kościoła? Czy rodzice mi każą? Odpowiedziałam mu wtedy w czterech słowach – to mój świadomy wybór. Było mi przykro. Nikt mnie do niczego nie zmusza. Jak chcę, to mogę i w świętą krowę wierzyć – tłumaczy.
"Co ludzie powiedzą?"
16-letnia Iza mieszka w małej miejscowości na Podkarpaciu. Tam każdy każdego zna i obowiązuje tam tzw. katolicyzm ludowy. – Denerwuje mnie ta presja, że mam być w kościele w każdą niedzielę. Sama nie wiem, czy jestem wierząca, czy nie. W domu nigdy nie rozmawiało się na ten temat. Po prostu mam chodzić do kościoła i tyle. Mam wrażenie, że ten nakaz mamy wypływa bardziej z tradycji niż z wiary – opowiada nastolatka.
Zobacz także: Były ksiądz o tym, co dzieje się za drzwiami kościoła. Ujawnia, w jaki sposób księża są kontrolowani
W wakacje Iza oznajmiła mamie, że nie pójdzie z nią na mszę o 9:30. Powiedziała wprost, że jej się nie chce. Do tej pory jedynym usprawiedliwieniem nieobecności na mszy była choroba. – Mama kazała mi iść. Jednak hitem był jej argument: "Co ludzie powiedzą, że jej córki nie chodzi do kościoła?". Wydaje mi się, że ona naprawdę chodzi tylko dlatego, bo obawia się, co powiedzą inni. Podczas mszy zdarza jej się plotkować z koleżankami. Potem stoją 20 minut pod kościołem i obgadują sąsiadki. Czasem mam wrażenie, że chodzę do cyrku – tłumaczy 16-latka.
Tej wspomnianej niedzieli mama dała Izie 10 złotych, żeby tylko poszła. Wówczas nastolatka wyczuła w tym możliwość łatwego zarobku. Wymyśliła, że jeżeli dla mamy to takie ważne, że ma stawić się w kościele, niech jej płaci. Msza św. w niedzielę równa się 10 złotych w ręce Izy.
Apel
Nieważne, czy jesteśmy katolikami, islamistami czy ateistami. Pamiętajmy, aby uszanować poglądy drugiego człowieka. Nie oceniajmy, nie szerzmy hejtu w sieci, po prostu bądźmy tolerancyjni. #StopMowieNienawiści