Permanentny lęk, depresja, widmo bankructwa. Jak psychicznie udźwignąć pandemię?
Polacy prawie od roku żyją w ciągłej niepewności jutra. Boją się choroby, śmierci pod respiratorem, ale też tego, że ich firma upadnie, że stracą dorobek życia. Jak udźwignąć tak trudne emocje? O tym w rozmowie z WP Kobieta mówi Karolina Sawka, psycholog, która na co dzień wspiera pacjentów onkologicznych.
18.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 22:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Agnieszka Mazur-Puchała, WP Kobieta: Na co dzień pomaga pani pacjentom, którzy odczuwają realny strach, że ich życie może się skończyć. W jaki sposób w takiej sytuacji można pomóc odzyskać wiarę, wolę walki?
Karolina Sawka, psycholog: Oczywiście każdy przypadek jest inny, ale w swojej praktyce zauważam, że najgorszą rzeczą, jaką można zrobić, jest brak rozmowy. W przypadku pacjentów onkologicznych przede wszystkim o śmierci, odchodzeniu. Bliscy powtarzają, że będzie dobrze, nie chcą ustalać kwestii formalnych związanych na przykład z finansami, z zamykaniem spraw. Dla pacjenta onkologicznego to coś, co odbiera poczucie bezpieczeństwa. Łatwiej jest walczyć z chorobą, kiedy sprawy są poukładane.
Ze strony rodziny bardzo potrzebne jest też proste pytanie: "czego potrzebujesz?", "co mogę dla ciebie zrobić?". Nie siedzimy w głowie bliskich osób, nie wiemy, co jest dla nich najważniejsze, co może pomóc. Warto o to pytać. Nie sugerując przy tym odpowiedzi.
Ma pani też pacjentów, których rokowania są dobre, ale oni jednak snują katastroficzne wizje. Mają poczucie, że już nic nie ma sensu.
Paradoksalnie, takie przypadki są trudniejsze. W dodatku to bardzo częste zjawisko – lęk przed nawrotem choroby, przed pogorszeniem stanu zdrowia. Taki lęk może wynikać z depresji – wtedy warto, aby chory znalazł się pod opieką specjalisty. Tutaj rodzina nie zawsze może pomóc. Życie w permanentnym strachu o własne zdrowie może być trudniejsze niż świadomość nadchodzącej śmierci. Jest to bardzo wyniszczające dla psychiki.
Permanentny strach o własne zdrowie, depresja wynikająca z dramatycznej sytuacji finansowej, z bankructwa – to coś, z czym od roku mierzy się wielu Polaków. Zastanawiam się, czy to, co przeżywamy w związku z pandemią można porównać do odczuć pani pacjentów?
Myślę, że jak najbardziej. Jestem praktycznie pewna, że psycholodzy i terapeuci w przyszłym roku i w kolejnych latach będą mieli bardzo dużo pracy przy łagodzeniu psychicznych skutków pandemii i kolejnych lockdownów. Będziemy wtedy potrzebować dostępu do darmowej pomocy. Jeśli ktoś zbankrutował, bo jego biznes został zamknięty, to nie będzie go stać na wizytę u psychologa. O takich ludzi trzeba będzie zadbać.
Polacy mają teraz takie same emocje jak pacjenci onkologiczni – strach, niepewność jutra. Kolejne lockdowny, odmrażanie i zamrażanie gospodarki, walka z pandemią, z czasem, o pieniądze, o przetrwanie. To samo mają moi pacjenci – walczą o przetrwane. I tu metody pomocy dla takich osób mogą być bardzo podobne. Potrzebna jest rozmowa, pytanie "czego potrzebujesz?", praktyczne podejście do trudnej sytuacji zamiast klepania po plecach i mówienia, że wszystko będzie dobrze.
Pacjenci onkologiczni często mają nieumiejętność powrotu do normalnego życia po chorobie. Niby są już zdrowi, czują się dobrze, mogą wrócić do życia. Ale nie potrafią. To ten sam mechanizm, który mają więźniowie po wyjściu na wolność. Nie wiedzą, co mają ze sobą zrobić.
My też możemy mieć takie trudności, kiedy pandemia się skończy?
Moim zdaniem tak. Teraz myślimy sobie: "O Boże, niech to się wreszcie skończy, niech wróci normalność". Zapowiadamy sobie, że będziemy doceniać to, co mamy i że wszystko będzie nawet lepiej niż wcześniej. A ja jestem pewna, że wiele osób może mieć z tym problem. Duża część społeczeństwa od marca pracuje zdalnie. Ponad pół roku siedzenia w słuchawkach na uszach i komunikacji online. Już samo wyjście do biura i dogadania się z drugim człowiekiem może być trudne.
Zobacz również: "Narodowa kwarantanna" przelała czarę goryczy. Kombinowanie trwa
Podejrzewam, że w psychologii pojawią się nowe pojęcia związane z COVID-19. Już teraz mamy objawy pocovidowe, z których część ma charakter bardziej psychosomatyczny niż somatyczny. Czeka nas dużo trudności przed powrotem do tego, co było.
To jeszcze spytam tak bardziej prozaicznie: o samą "narodową kwarantannę". Czy jesteśmy jeszcze w stanie się dostosować? Czy raczej czeka nas społeczny bunt?
Obawiam się, że jednak to drugie. Ta pierwsza kwarantanna w marcu była czymś nieznanym. Dzieci cieszyły się, że nie ma szkoły, a dorośli, że sobie odpoczną. No i był strach przed COVID-19, czyli czymś, czego nie znaliśmy. Wszystko wyglądało poważnie, policja sprawdzała, czy wszyscy przestrzegają zasad kwarantanny. Teraz bywa z tym różnie.
Zobacz również: Zakaz przemieszczania się w sylwestra. Konstytucjonalista: "to jest możliwe tylko i wyłącznie w stanie klęski żywiołowej"
Do tego pojawia się zniechęcenie, bo sytuacja się przeciąga. To już prawie rok. Pracuję w szpitalu, widzę, jak walka z pandemią wygląda od środka i jest mi przykro, że ludzie bagatelizują zagrożenie. Bardzo bym nie chciała tego społecznego buntu. Powinniśmy jeszcze zacisnąć zęby, ale rozumiem, że nie wszyscy mają taką odporność psychiczną, żeby dać radę.
W marcu na polskich ulicach było pusto. Nie było ludzi. Czy teraz też tak będzie? Obawiam się, że tym razem, jako społeczeństwo, możemy mieć problem z ponownym dostosowaniem się.