Polka, co Turka zechciała. Maja zarzeka się, że "różnicy nie ma"
Mimo że kebab to druga po schabowym gastronomiczna miłość Polaków, a Turcja wiedzie prym wśród najchętniej wybieranych wakacyjnych kierunków, niekoniecznie kochamy równie mocno samych jej mieszkańców. O życiu u boku Turka opowiadają ich partnerki.
10.08.2019 | aktual.: 22.08.2019 10:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ola jest po trzydziestce, uczy w polsko-francuskiej szkole w Warszawie. Skończyła studia, potem grono znajomych się zawężało, a kolejne związki sypały. Postanowiła spróbować szczęścia na Tinderze. Tam poznała Kerema. Są razem od roku, ale związek chyli się ku końcowi.
Kwestia rozmiaru
– Nie mam złudzeń, wiem dlaczego Polacy nie chcą się ze mną umawiać. Warszawski standard wyglądu 30-latki to rozmiar "S" w porywach do "M”, do tego długie włosy, świetny makijaż i idealny manicure. Nawet jeśli jesteś zadbana i dobrze ubrana, ale grubsza niż zakłada standard "laski", twoje szanse na Tinderze maleją. Kwestia porównania i ogromnego wyboru. Po co mieć zabawną i inteligentną dziewczynę, skoro można mieć zabawną, inteligentną i zgrabną – stwierdza beznamiętnie.
Połowa "powodzenia u Turków” to zdaniem Oli słowiańska uroda. Mlecznobiała karnacja, blond włosy i jasnozielone oczy robią swoje.
– Nie wydaje mi się, żeby młode Polki były rasistkami w pełnym tego słowa znaczeniu, raczej obawiają się innego wyznania partnera. Nie chodzi o wiarę, raczej o wartości, które niesie ze sobą religia, w której się wyrastało. No, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Na początku mojego korzystania z Tindera też nie brałam "na tak" chłopaków nie z Europy. Zakładałam, że to za duża różnica kulturowa – zwierza się Ola.
Jej chłopak Kerem robi magisterkę ze stosunków międzynarodowych. Zna angielski i rosyjski, ale bez komunikatywnego polskiego, nie był w stanie znaleźć dobrej pracy. W końcu kupił stare auto i zaczął jeździć na Uberze.
Chodzili na randki, prowadzili długie rozmowy. Kerem wkrótce zaczął zasypywać ją komplementami, a potem – wyznaniami miłości. Wydawało jej się to trochę dziwne, jak na miesięczny staż znajomości, ale była szczęśliwa. Po raz pierwszy od dawna poznała chłopaka, którego mogła przedstawić rodzicom.
Pierwsza czerwona lampka
Pierwszy zgrzyt pojawił się, kiedy po pół roku okazało się, że w Warszawie studiuje młodsza siostra Kerema. Oli było przykro, że nie powiedział siostrze o ich związku, ale postanowiła to olać i po prostu zapoznać się z dziewczyną. Tyle że okazało się to niemożliwe. Kerem zaczął przekładać daty spotkań, ignorował jej wiadomości. Zaczęli się kłócić.
– Wiesz, co usłyszałam? Że jego siostra jest porządna, czyli: nie spotyka się z facetami, nie pali jak ja, chodzi w chuście. Ale najbardziej bał się, że doniesie rodzicom, którzy odetną mu kasę – opowiada Ola.
Zapaliła się jej czerwona lampka, ale pomyślała, że taka już uroda związków z obcokrajowcami i machnęła ręką. Potem Kerem zaczął częściej niż zwykle do niej wpadać. Czasem pisał, co by zjadł i dodawał emotikonkę.
Na początku nie miała nic przeciwko. Zawsze lubiła gotować dla swoich chłopaków. Tyle że coraz częściej zdarzało się, że Kerem wpadał, pochłaniał dwa talerze jedzenia w kwadrans, cmokał ją w nos i mówił, że musi coś załatwić. Kiedy nie było żadnej potrawy, po prostu pustoszył lodówkę i miał pretensje. Mówił, że jest leniwa, bo nie gotuje codziennie i nie uczy się dla niego tureckiego.
Ola lubi iść po pracy do kina czy kawiarni. Gdy pewnego wieczoru nalegała, żeby wyszli z domu, oświadczył, że cienko przędzie przed wypłatą. Powiedziała, że to nie problem, przecież odda jej pieniądze. Nie miał nic przeciwko. Potem sam zaczął proponować wyjścia. Za siebie nie płacił.
– To nie tak, że robiłam dobrą minę do złej gry. Wiele razy usiłowałam z nim o tym rozmawiać. Zawsze udawał, że nie wie o co chodzi. "Kochanie, przesadzasz, to tylko pieniądze”, "Moja słodka Ola się złości” – żadnej innej reakcji – opowiada.
Kerem opowiadał za to chętnie, jakie wspaniałe są jego matka i siostry. Żadna z nich nie "zhańbiła się pracą”. Wszystkie za to gotują, sprzątają na błysk i są bardzo skromne. Nie w głowie im latanie po mieście, nie wiadomo po co.
Ola przyznaje, że czuje się wykorzystywana, ale z tyłu głowy ma myśl, że to może tylko różnice kulturowe. Myśli o zerwaniu, ale Kerem to mimo wszystko najlepszy facet, jakiego spotkała od lat. Jest w kropce.
Przeczytaj także:
Zobacz także
O Mai, co z Turkami się trzymała
Z Mają spotykam się w restauracji w centrum Warszawy. Ma 27 lat, pracuje w korporacji na warszawskim "Mordorze”. Jest Ukrainką, ale mówi, że po 10 latach tutaj bardziej czuje się Polką. W wieku 16 lat przeprowadziła się do Poznania, gdzie kończyła liceum, a potem studia.
Kiedy zaczęła studia na UAM-ie przeniosła się do akademika, lokowano w nim głównie obcokrajowców. Największymi grupami byli Hiszpanie i Turcy.
– Trzymałam się głównie z Turczynkami i Turkami. Byli otwarci na nowe znajomości, trochę imprezowicze, ale poważnie podchodzący do nauki. Zaczęłam z nimi wychodzić, a potem interesować się Turcją i uczyć tureckiego – opowiada.
Naturalnym wyborem kraju na Erasmusa była Turcja. Maja zakochała się w ludziach i kulturze na zabój. Po powrocie do Polski z dawnej paczki znajomych zostało tylko kilka osób. Wśród nich był Eymen. Po Erasmusie postanowił zostać w Poznaniu na studia magisterskie. Wcześniej nie byli blisko, ale z braku laku zaczęli trzymać się razem.
– To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Raczej powoli się poznawaliśmy i widzieliśmy coraz więcej podobieństw – wspomina.
Po czwartym roku dostała się na wakacyjny staż w Stambule. Eymen został w Polsce, ale nalegał, żeby zamieszkała u jego rodziców. Trochę się obawiała, ale w końcu się zgodziła.
– Nie byłam dla nich kimś obcym, ale raczej trzecim dzieckiem, mimo że dopiero mnie poznali, a związek był świeży. Gotowałam z mamą Eymena, wieczorem oglądałam z jego tatą telewizję, plotkowałam z siostrą. Nikt nie zmuszał mnie do noszenia chusty, nie zachęcał do przejścia na islam, nie robił wymówek, że wracam po 22 – mówi Maja.
Różnice kulturowe? Tak, ale na poziomie wystroju wnętrz i tego, co na stole. Owszem, kobiety zajmowały się domem, ale Mai to nie dziwiło, jej mama też gotuje obiad dla taty. Po studiach przeprowadziła się z Eymenem do Warszawy.
Plotki o różnicach są przesadzone
– Jeśli się o coś kłócimy, to o pierdoły z rodzaju "znów nie wyniosłeś śmieci”. Nie ma sprzeczek na tle kulturowym czy religijnym, może to i dlatego, że Eymen dorastał w Stambule, mieście jakieś pięć razy większym od Warszawy, chociaż bardziej uważam, że to kwestia konkretnej rodziny – zastanawia się.
Maja dobrze zna mniejszość turecką w Warszawie i zarzeka się, że nie spotkała się z zachowaniami kojarzącym się stereotypowo z mieszkańcami państw, gdzie dominującą religią jest islam.
– Mój związek różni się od związku z Polakiem w dwóch kwestiach. Dla Eymena szalenie ważna jest rodzina. I to nie na poziome deklaracji. Turcy są bardzo blisko z członkami rodziny. Do tego chleb. Do każdego posiłku musi być chleb, nawet jeśli jemy zupę albo rybę z ryżem – śmieje się Maja.
Z rasizmem przez kilka ostatnich lat spotkała się raz. To znaczy - spotkał się Eymen. Pewnej soboty poszedł rano do osiedlowego sklepiku po pieczywo. Trzech facetów wracających z zakrapianej imprezy zaczęło go zaczepiać. Eymen nie zna dobrze polskiego, ale "kur..” i "wypier…..” zrozumiał. Udawał, że to nie do niego, kupił bułki i wrócił do mieszkania, ale był bardzo zdenerwowany.
– Wyjrzałam przez okno. Ci sami faceci wydzierali się i rozbijali butelki o chodnik. Zadzwoniłam po policję, chociaż tyle – Mai rzednie mina.
Raczej nie przeprowadzą się do Turcji, chociaż oboje tęsknią. Sytuacja ekonomiczna jest "dynamiczna”, raz pensja w przeliczeniu na euro czy dolary jest pokaźna, a za pół roku to grosze.
Póki co Maja i Eymen planują ślub i dziecko. Chcieliby, żeby mówiło przede wszystkim po polsku, po angielsku, ale i po turecku. Ukraiński raczej się nie przyda. Maja nie lubi wielkich imprez, najchętniej wzięłaby ślub w towarzystwie najbliższej rodziny i przyjaciół. Bez pompy.
– Z turecką rodziną to niemożliwe. Podobają mi się tureckie zwyczaje: noc henny czy zwyczaj dawania złotych monet zamiast kopert, ale też czuję, że nie są "moje”, no ale trudno, pewnie się zgodzę – uśmiecha się.
Przeczytaj także:
Zobacz także
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl