Pracują od świtu do nocy. Mało się mówi, że ten nałóg może zabić
- Rodzina chce iść na spacer, a pracoholiczka jest tak wypluta, że marzy wyłącznie o tym, żeby położyć się, a kładąc się pomyśleć, co jest jeszcze do zrobienia w pracy. Niektóre osoby zapracowują się na śmierć – tłumaczy Martyna Wierzbicka, psychoterapeutka z Centrum Terapii Dialog w Warszawie.
03.03.2023 | aktual.: 04.03.2023 10:29
Katarzyna Trębacka: Żyjemy w czasach, w których pracę stawia się na piedestale. Zwłaszcza wśród przedstawicieli starszego pokolenia. Znam historię kobiety, która tak poświęcała się dla pracy, że o mało nie przypłaciła tego rozpadem rodziny. Gdzie przebiega granica między zdrową a destrukcyjną relacją z pracą?
Martyna Wierzbicka, psychoterapeutka: Pracoholizm należy do uzależnień behawioralnych, co oznacza, że zmienia zachowanie i funkcjonowanie osoby chorej. Dochodzi u niej do utraty równowagi między pracą a innymi ważnymi obszarami życia, czyli rodziną, relacjami, odpoczynkiem, pasjami.
Jak w każdym uzależnieniu, istotny jest brak kontroli - w tym konkretnym przypadku związany z pracą na skutek wewnętrznego przymusu jej wykonywania. To on uniemożliwia limitowanie zaangażowania w życie zawodowe. W pewnym momencie dzieje się tak, że praca przestaje nawet cieszyć czy być źródłem satysfakcji, a staje się właśnie przymusem, obsesją czy kompulsją.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak dochodzi do utraty tej równowagi?
Myślę, że jest kilka różnych czynników. Bardzo ważne jest zindywidualizowane podejście do źródeł kłopotów. W zależności od schematów, przekonań, doświadczeń rodzinnych i aktualnej sytuacji - pracoholizm może mieć różne korzenie, a przede wszystkim spełniać inną funkcję.
Jak każde uzależnienie służy regulowaniu emocji. Zazwyczaj pojawia się u osób, które doświadczają dużo lęku. Jednym ze sposobów radzenia sobie z nim jest utrzymywanie poczucia kontroli, a pracoholizm na początku daje właśnie takie przekonanie. Pracoholik myśli: nawet jeżeli inne rzeczy w moim życiu niekoniecznie się układają, na przykład średnio sobie radzę w relacjach z ludźmi, to praca jest tym obszarem, w którym radzę sobie świetnie. Praca daje też szybką gratyfikację, więc początkowo jest źródłem satysfakcji. To z kolei pozwala osobie uzależnionej nie czuć lęku.
Kto jest jeszcze narażony na ten typ uzależnienia? Matka dwójki dzieci, mężatka, świetnie zorganizowana osoba, która ma wierne grono przyjaciół zdaje się być daleka od tego typu ryzyka.
Pracoholizm często występuje u osób, które mają trudność z budowaniem i utrzymywaniem relacji, więzi. Jest wynikiem osamotnienia. A to rodzi przekonanie, że osoby towarzyskie, rodzinne nie są na niego narażone. Tymczasem może być on też związany z potrzebą potwierdzenia swojej samooceny czy budowania obrazu własnej wartości.
Na dodatek pracoholizm na początku wiąże się z bardzo dużą społeczną akceptacją. Praca jest dużą wartością, a osoba, która ciężko pracuje, jest szanowana. Do tego dochodzą gratyfikacje finansowe ze strony pracodawcy oraz jego uznanie, co rekompensuje poczucie bycia mało wartościowym.
Na pracoholizm są narażeni również ci, którzy w okresie dzieciństwa czy dorastania mogli czuć się niewidziani przez opiekunów lub przeżywali trudności w relacjach z rówieśnikami. Początkowo pracoholizm i wynikające z niego korzyści korespondują z nienasyconą potrzebą uwagi – jeżeli komuś tego brakowało na jakimś ważnym etapie życia, to jest to haczyk, na który łatwo można się złapać.
Jak długo musi trwać zaburzenie tej równowagi między pracą a pozostałymi sferami życia, żebyśmy mogli mówić o pracoholizmie?
Jak przy każdym innym uzależnieniu, powinniśmy się martwić, gdy objawy utrzymują się powyżej pół roku. Dodatkowo istotny jest też fakt zaniedbywania innych sfer życia przez pracę. Nie mamy do czynienia z pracoholizmem, gdy ktoś mówi: "mam zamykanie projektu, sajgon w pracy i przez dwa tygodnie właściwie z niej nie wyjdę, ale potem odsapnę". W przypadku uzależnienia od pracy to, co dzieje się na początku, daje zadowolenie i poczucie satysfakcji. Osoba, która bardzo dużo pracuje, odbiera to jako coś dobrego, a duża ilość pracy jest dla niej nagrodą.
Podobnie jest w przypadku alkoholu – na początku przynosi on więcej korzyści niż strat…
Dokładnie. Na początku praca nakręca, cieszy i absorbuje. Nawet jeżeli ktoś z niej wychodzi, to wciąż o niej myśli, zastanawia się, co zrobi następnego dnia. Taki stan trwa przez jakiś czas, natomiast, jak w każdym uzależnieniu, przychodzi moment, w którym pojawiają się straty i konsekwencje. Każdy organizm ma określoną wytrzymałość i wydolność. Wtedy już nie jest tak łatwo utrzymać taki sam poziom wydajności w pracy i eksploatować siebie w morderczy sposób.
Dodatkowo pracoholicy to ludzie, którzy mają trudność w radzeniu sobie z porażkami i akceptowaniu ich jako normalnych elementów życia. Za to mają stałą potrzebę podnoszenia poprzeczki, potwierdzania bycia lepszym od innych. U takich osób dochodzi do ciągłego wartościowania siebie poprzez sukcesy. Problem polega na tym, że te sukcesy jest coraz trudniej osiągać. Wtedy pojawia się też coraz więcej rozczarowania i frustracji. Praca paradoksalnie przestaje cieszyć i się podobać, a staje się kłopotem, kulą u nogi. W efekcie ktoś pracuje bardzo dużo, ale czuje się coraz gorzej.
To jak bycie w potrzasku, w matni.
Tak, bo z jednej strony ta katorżnicza praca staje się kłopotem, a z drugiej niezwykle trudno z niej zrezygnować. Wycofanie się zaczyna wzbudzać duży lęk. Pracoholik myśli: "Jeśli zrezygnuję z pracy, to nic mi nie zostanie. Jak sobie poradzić z pustką?" A to wiąże się z natłokiem nieprzyjemnych i trudnych uczuć. Na tym etapie pojawiają się konsekwencje i straty w innych obszarach, coraz wyraźniejsze sygnały od rodziny.
Co jest najtrudniejsze dla bliskich pracoholika?
Na początku tej osoby nie ma fizycznie, bo albo jest w pracy, albo siedzi przy komputerze. Natomiast z czasem staje się też nieobecna emocjonalnie. Pracoholizm wiąże się z zaabsorbowaniem sprawami zawodowymi i obsesją na ich punkcie, co w efekcie powoduje, że chory planuje pracę i myśli o niej nawet wtedy, gdy jest z rodziną lub przyjaciółmi na spotkaniu towarzyskim. Jest nieobecny duchem, często nie słyszy, co się do niego mówi, nie angażuje się we wspólne aktywności.
Kobieta, o której wspomniałam, była tak potwornie zmęczona, że nawet nie była w stanie wziąć udziału w przedstawieniu swoich córek zorganizowanym z okazji Dnia Matki.
Tak, bo z czasem pojawiają się też konsekwencje fizyczne. Jednak ciągłe przeciążenie, niedosypianie, spędzanie wielu godzin za biurkiem powodują, że taka osoba siada kondycyjnie. Trudno jej zatem towarzyszyć wysiłkowo i energetycznie swoim bliskim. Rodzina chce iść na spacer, a pracoholiczka jest tak wypluta, że marzy wyłącznie o tym, żeby położyć się, a kładąc się pomyśleć, co jest jeszcze do zrobienia w pracy.
O alkoholizmie czy narkomanii mówi się, że to są choroby, które postępują. Czy taka sama dynamika ma miejsce w przypadku uzależnień behawioralnych?
Tak, pracoholizm, jak każda choroba, ma swoje stadia rozwoju. Na początku mamy do czynienia z fazą wstępną, która zaczyna się od perfekcjonizmu, chęci pochwalenia się jak najwyższymi wynikami w pracy. Tutaj dominuje ciągłe myślenie o pracy, coraz mniejsza ilość czasu na relację z bliskimi, pogorszenie jakości tych relacji, poczucie winy, gdy się nie pracuje.
W fazie kolejnej, krytycznej, ma miejsce taki moment, gdzie w relacjach z innymi jest coraz trudniej. Osoby otaczające pracoholika są coraz bardziej sfrustrowane, bo coraz bardziej im brakuje chorego. Pojawiają się konflikty rodzinne, z groźbami rozwodu włącznie. Wtedy też często ujawniają się dolegliwości somatyczne u osoby uzależnionej, np. problemy ze snem, ale też choroby związane ze stresem, takie jak wrzody czy kłopoty z krążeniem krwi, obniżona kondycja psychofizyczna, czyli problemy z koncentracją, większa drażliwość, mniej cierpliwości, nieumiejętność odnajdywania się w pracy w grupie, poirytowanie, nerwowość. Taka osoba np. krzyczy ciągle na dzieci, jest opryskliwa, płacze.
Pracoholizm powoduje, że praca przestaje być efektywna. Dochodzi do tego, czego ten pracoholik najbardziej się obawiał, czyli że przestaje się wyrabiać. To jest najbardziej krytyczny moment, który dla osoby chorej jest szansą. Bo albo uda się jej zobaczyć, co się z nią dzieje, szukać pomocy i coś z tym zrobić, albo problem się nasila, bo pracoholik jeszcze bardziej się stara, co w efekcie staje się przyczyną zawału serca. W ostateczności może dojść do śmierci – niektóre osoby zapracowują się na śmierć.
Rozwiązanie w tej sytuacji jest jedno…
Tak i jest nim terapia, która pozwala zobaczyć, jaką praca pełni funkcję w życiu tej osoby, czego ona nie chce czuć i dzięki pracy jej się to udaje. O co chodzi w tej relacji z pracą, co zastępuje ta relacja z pracą.
Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Katarzyna Trębacka
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.