Prowadzi hotel bez dzieci. Goście próbowali przechytrzyć obsługę

- Ludzie grozili nam Trybunałem w Strasburgu, mówili, że działamy sprzecznie z konstytucją. Skontaktował się z nami nawet rzecznik praw dziecka, którego ktoś zaalarmował - mówi Monika Różewska-Chudzik, dyrektorka hotelu Leda w Kołobrzegu. Miejsce przyjmuje osoby od 16. roku życia. Nie tylko ono zdecydowało się na taki krok.

W Polsce nie ma wiele miejsc "child free"
W Polsce nie ma wiele miejsc "child free"
Źródło zdjęć: © Adobe Stock
Dominika Frydrych

Joanna Opozda nie została wpuszczona z jedenastomiesięcznym synkiem, Vincentem do krakowskiej kociej kawiarni, o czym poinformowała w sieci. "Ktoś mi polecił to miejsce. Niestety nie wpuścili nas do środka. Nie wpuszczają dzieci, więc nie polecam innym mamom. Szliśmy na piechotę 30 minut" - napisała aktorka na Instagramie.

Dzieci waliły koty zabawkami po głowach. "Mają się z nimi bawić i koniec"

Decyzja o wprowadzeniu limitu wieku to standard w miejscach ze zwierzętami. Niektóre, tak jak wspomniana Kociarnia, decydują się zapraszać dzieci w wieku szkolnym. Bywa jednak, że zasady są bardziej restrykcyjne. - Ta decyzja wynika z przykrych doświadczeń, które bardzo często się powtarzały i notorycznego łamania regulaminu. Kotów nie wolno na przykład budzić czy wkładać rąk do pojemników, w których śpią - tłumaczy Anna Pawlicka, właścicielka warszawskiego Miau Cafe, do którego zapraszane są osoby od 13. roku życia.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Nasza kawiarnia jest domem tymczasowym dla kotów, pośredniczymy w adopcjach. Niewłaściwe zachowanie w stosunku do kotów może zgotować im traumę. Nie jest to też bezpieczne dla dzieci. Zwierzę potrafi się obronić, a krew lecąca z rączek czy policzka to dla nas jasny sygnał, że stało się coś niewłaściwego, bo nasze koty nie są agresywne - podkreśla.

- Uznaliśmy, że dość tego. Wcześniej mieliśmy otwarte poniedziałki dla dzieci. Myśleliśmy, że nauczą się czegoś o zwierzakach, a koty nie będą nadmiernie obciążone. Nastawiliśmy się pozytywnie, ale niestety zupełnie nie spełniło to swojej roli. Było coraz gorzej - mówi Pawlicka.

O jakich sytuacjach mowa? - Ciągle wchodziłam do sali i zwracałam uwagę rodzicom albo dzieciom, że czegoś nie wolno robić, ale nikt nie zwracał uwagi na to, co mówię. Dzieci kontynuowały gonitwę za kotami czy tupanie, a to stresujące dla zwierząt. Waliły je zabawkami po głowach - bo mają się z nimi bawić i koniec! Pamiętam też sytuację, która mnie zmroziła. Mama wzięła dziecko na ręce i podniosła do kota, gdy ten akurat leżał wysoko na półce, schowany przed ludźmi. Dziecko mocno przysunęło się do kota buzią, a wtedy kot je odepchnął i drapnął prosto w twarz - opisuje.

Właścicielka nie chciała kolejnych problemów i kłótni z rodzicami. A także stresowania zwierząt. - W misji mamy pomoc i ratowanie kotów, a nie szkodzenie im – zaznacza.

Decyzja o wprowadzeniu limitu wiekowego w Miau Cafe spotkała się ze zrozumieniem. Jednak nie u wszystkich. - Mamy mnóstwo dobrego feedbacku. Słyszymy, że ludzie nas popierają i wiedzą, skąd takie rozwiązanie. Oczywiście czasem słyszę, że moja decyzja to bzdury, a rodzice upierają się, że i tak wejdą z dzieckiem. Najtrudniejsze jest to dla naszych baristek, które zderzają się z nimi. Potem czytamy o sobie złe opinie w sieci, ale trudno, bierzemy to na klatę - śmieje się Anna Pawlicka i dodaje: - Rodzice chcą wejść, bo tłumaczą, że ich dzieci potrafią się odpowiednio zachować, znają koty. Ale nie jesteśmy w stanie tego zweryfikować i robić wyjątków.

Podkreśla też, że goście, którzy odwiedzają kawiarnię, cenią sobie spokój. - Dzieci nie biegają, nie hałasują. W części kociej jest o wiele ciszej. Wyszło nam to na dobre – kwituje.

Prowadzi hotel 16+. Porównywali ją do Hitlera i Stalina

Miejsca "child free" nie są jeszcze popularne w Polsce, jednak można je spotkać nie tylko przy okazji zwierzęcych kawiarni. Czterogwiazdkowy hotel Leda w Kołobrzegu od 1 stycznia 2021 roku zaprasza tylko osoby powyżej 16. roku życia. - Jest u nas duża konkurencja, jeśli chodzi o ofertę dobrych hoteli. Chcieliśmy wyróżnić się na rynku - wyjaśnia Monika Różewska-Chudzik, dyrektorka. - Przeanalizowaliśmy nasze zasoby, liczyliśmy się też z hejtem.

Na początku było wiele trudnych sytuacji. - Ludzie grozili nam Trybunałem w Strasburgu, mówili, że działamy sprzecznie z konstytucją. Skontaktował się z nami nawet rzecznik praw dziecka, którego ktoś zaalarmował! Ja sama dostawałam maile, że ktoś współczuje moim dzieciom takiej mamy, że powinni mi odebrać dzieci. Porównywano mnie do Stalina i Hitlera – opowiada. Goście próbowali przechytrzyć obsługę hotelu. - Nie mówili, że chcą przyjechać z dzieckiem i zakładali, że kiedy pojawią się z nim w recepcji, wpuścimy ich do obiektu. Kiedy okazywało się, że nie zrobimy dla nich wyjątku, oburzenie było duże.

Monika Różewska-Chudzik podkreśla, że nie chodziło o brak akceptacji dla dzieci, ale o przestrzeń, w której dorośli, również rodzice, mogą odpocząć. - Potrzebne jest miejsce, gdzie można się odstresować albo pójść na randkę z mężem. Ciężko to zrobić, kiedy przy stoliku obok jedno dziecko marudzi, a drugie płacze.

Zwraca też uwagę na inną kwestię. - Rozmawiałam z jednych z naszych gości, pytałam o wrażenia. Podziękował mi i powiedział, że jego żona pierwszy raz jest uśmiechnięta na wakacjach. Zdziwiło mnie, dlaczego pierwszy raz. "Od lat staramy się o dziecko. Zawsze widzieliśmy mamy z dziećmi, wózki, mniejsze i większe dzieciaki, których pełno było w hotelu, moja żona wracała z urlopu zdołowana i było jej jeszcze trudniej", odpowiedział. Ta rozmowa otworzyła mi oczy, nie wiedziałam, jaki to może być problem – przyznaje.

Czy jakieś zachowania dzieci zapadły jej w pamięć szczególnie? - Jestem daleka od krytykowania dzieci – zaznacza. - Nie oburza mnie to, jak się zachowują. Rodzice, którzy nie zwracają na nie uwagi i są nieodpowiedzialni, to inny temat. Standardem było na przykład bieganie po restauracji i plątanie się pod nogami kelnerów, którzy przecież często niosą gorącą zupę albo zabawa przy wahadłowych drzwiach kelnerskich, otwierających się z impetem.

Przez dwa lata takiego funkcjonowania sporo się zmieniło. Krytyki jest zdecydowanie mniej. - Nawet ci, którzy z początku byli sceptyczni, zmieniają podejście i przyjeżdżają do nas na małżeński weekend - mówi.

Z kolei krakowskie GMT - Georgian Wine&Art Gallery od trzech lat jest tylko dla osób pełnoletnich. - Jesteśmy wine barem. Rodzice przychodzili do nas z dzieckiem, obydwoje pili wino. A dzieci i nietrzeźwi rodzice to nie jest dla mnie dobre połączenie. Pamiętam, jak przyszła do nas para. Po pewnym czasie obydwoje byli już mocno pijani, a na kanapie obok leżało ich kilkumiesięczne dziecko. To był bardzo nieprzyjemny widok - podkreśla Keti Prangualaishvili, właścicielka.

Jej lokal jest niewielki, ale ma obok duży ogród. Dzieci lubiły tam szaleć, były głośne. To przeszkadzało innym gościom. - Raz przyszedł pan, który zamówił dobre, drogie wino. Siedział na zewnątrz, relaksował się. A obok dzieci grały w piłkę. Oczywiście chwilę później przeleciała mu nad głową - opowiada. - Dziecko ma się bawić, biegać, taki jest jego charakter. Ale w miejscach publicznych to nie zawsze jest wskazane. A ja nie chcę być policjantem, który kontroluje rodziców.

Ona też na początku spotykała się głównie z ostrymi komentarzami. - Kiedy wypraszaliśmy kogoś z dzieckiem, była agresja. Jedna kobieta naskoczyła na mnie i krzyczała, że to nie jest Gruzja, tylko Polska i "bloody Europe". Rodzice pisali nam negatywne komentarze w sieci, zarzucali, że to dyskryminacja. Ja się z tym nie zgadzam – odpowiada. - Jest plac zabaw i jest miejsce z winem, gdzie spotykają się dorośli. Takie mamy zasady.

Teraz głosów oburzenia jest mniej. Nawet jeśli ktoś nie zostanie wpuszczony z dzieckiem, przyjmuje to ze zrozumieniem. - Mówią: jasne, następnym razem będziemy o tym pamiętać. I wracają - opisuje Prangualaishvili.

"Moje dziecko traktuje się jak obywatela drugiej kategorii"

Z rozmów z rodzicami wynika, że wielu osobom takie rozwiązanie się podoba. - Osobiście jestem za i to bardzo. Mówię to jako matka dwójki dzieci. Czasami masz ochotę odpocząć od hałasu, wtedy spokojnie możesz iść do takiej kawiarni. Z dziećmi wolę chodzić w miejsca do tego przystosowane, mające choćby kącik zabaw - podkreśla Aneta, mama z jednej z facebookowych grup rodzicielskich. - Nie zetknęłam się jeszcze z takim miejscem, ale myślę, że to fajny pomysł. Sama mam dzieci w wieku 14 lat i 1,5 roku, i chętnie bym skorzystała. Kiedy wyrwę się z domu z partnerem czy koleżankami, przyjemnie byłoby odpocząć od dzieci, od płaczu, krzyków czy jęczenia - dodaje inna internautka, Ania.

- Ja też uważam, że to superpomysł. Jest tyle miejsc przyjaznych dzieciom, że jako matka nie czuję się wykluczona. Sama wcześniej sprawdzam, czy lokal, do którego chcę iść, jest przyjazny dla dzieci. A gdy potrzebuję pauzy, mogę wybrać się z mężem do miejsca dla dorosłych - mówi Małgorzata. Opowiada też o sytuacji, która spotkała ją na rodzinnych wakacjach. - W ośrodku były dwa hotele. Jeden był dla dorosłych, a drugi dla rodzin z dziećmi. Nie było to dla mnie żadnym problemem. Każdy ma prawo móc odpocząć w spokoju i decydować, jaki interes chce prowadzić.

Więcej wątpliwości ma za to Aleksandra. - Z jednej strony dla mnie to jest trochę dyskryminujące. Nie ma zakazów dla osób z innym kolorem skóry czy z niepełnosprawnością - zauważa, jednak dodaje: - Ale jeśli rodzice pozwalają dzieciakowi robić, co chce i przez to nie umie się zachować w przestrzeni publicznej, wcale się nie dziwię. Ja mam troje dzieci, chodzimy w różne miejsca i tak uczę ich kultury i tego, jak się zachowywać. Oczywiście nie pchałabym się tam, gdzie dzieci nie są mile widziane.

Pojawiają się też głosy oburzenia. - Mam czteroletnie dziecko i nie rozumiem, dlaczego traktuje się je jak obywatela drugiej kategorii – mówi wprost Ela. - Raz miałam taką sytuację. W jednej z restauracji kelner powiedział, że przeprasza, ale nie możemy wejść. Kiedy spytałam, o co chodzi, usłyszałam, że nie wpuszczają poniżej szóstego roku życia i to kwestia zasad ustalonych przez właścicieli. Dziecko zaczęło płakać, nie wiedziało, co się dzieje. Spytałam, czy osoby o innym kolorze skóry albo orientacji seksualnej też zostałyby wyproszone. Wydaje mi się, że nie, więc nie rozumiem, dlaczego ktoś zakłada, że mój synek nie umie się zachować albo że po prostu nie jest godny, żeby zjeść obiad na mieście.

W podobnym tonie wypowiada się Marta. - Wielu z nas zapomina, że dziecko to też człowiek - komentuje. - O ile rozumiem, że kocie kawiarnie dbają o dobro zwierząt i bezpieczeństwo dzieci, tak zupełnie nie pojmuję zachowania normalnych restauracji czy hoteli. Ja mam dwoje dzieci i czasem są trochę głośniejsze, ale nie zdarzyło mi się, żeby biegały, krzyczały czy piszczały w lokalu, nigdy też nie widziałam takiej sytuacji. Chyba wystarczyłoby zwrócenie uwagi rodzicom, a nie odgórny zakaz.

Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)