Przez 16 lat była opiekunką w Niemczech. Ujawniła kulisy pracy
— Pierwsza rodzina, do której wysłała mnie agencja pracy, to bardzo negatywne doświadczenie w moim życiu. Powodem była córka podopiecznej. Poniżała mnie, głodziła, nie okazywała empatii, nie stać jej było na przyjazne gesty, za to bezpodstawnie oskarżała mnie o najróżniejsze, niejednokrotnie absurdalne rzeczy — mówi Ewa Zielińska, autorka książki "Wyznania opiekunki".
Sara Przepióra, Wirtualna Polska: Jakie opinie o pracy opiekunki w Niemczech słyszała pani, zanim zdecydowała się na wyjazd?
Ewa Zielińska, autorka książki "Wyznania opiekunki": Opinie przekazywała mi koleżanka Aldona, która wtedy — 15 lat temu — już od dwóch lat jeździła do pracy z przerwami, na krótkie terminy. Mówiła, że opiekunka zajmuje się głównie pielęgnacją chorych. Aldona nie wykonywała zabiegów pielęgniarskich. Trafiała na dobre rodziny. Sama dbała o miłą atmosferę w miejscu pracy, dotrzymywała towarzystwa, a do tego prowadziła gospodarstwo domowe: gotowała, prała i sprzątała. Dowiedziałam się od niej, że praca opiekunki to ogromna odpowiedzialność i stres.
Przyznała, że w ciągu dwóch lat pracy jeden z jej podopiecznych zachował się nietaktownie. Chwycił ją za rękę z podtekstem seksualnym, na co Aldona stanowczo zareagowała. Odpowiedziała pacjentowi, że nie jest dziewczyną z agencji towarzyskiej, tylko jego opiekunką. Powiadomiła o tym fakcie rodzinę. Poza tą jedną sytuacją, według relacji Aldony, praca przebiegała bez większych problemów.
Przyszedł okraść seniorkę. Nie wiedział, że wszystko się nagrywa
Wyjechała pani do Niemiec w wieku 53 lat, zostawiając w Polsce rodzinę i stałą posadę pielęgniarki w szpitalu. Jak wspomina pani początki pracy w obcym kraju?
Pierwsza rodzina, do której wysłała mnie agencja pracy, to bardzo negatywne doświadczenie w moim życiu. Powodem była córka podopiecznej – Ingrid. Poniżała mnie, głodziła, nie okazywała empatii, nie stać jej było na przyjazne gesty, za to bezpodstawnie oskarżała mnie o najróżniejsze, niejednokrotnie absurdalne rzeczy. Przez to, w jaki sposób byłam traktowana przez Ingrid, towarzyszyło mi poczucie izolacji i bezsilności. Ciągły stres spowodował początki nadciśnienia tętniczego. Natomiast przed wyjazdem do kolejnej rodziny pojawiły się zaburzenia lękowe.
Które z upokarzających zachowań Ingrid najmocniej zapadły pani w pamięć?
Moment, w którym Ingrid zastosowała przemoc fizyczną wobec swojej mamy, Liselotte. Każdego wieczoru do kolacji musiałam podawać podopiecznej, na życzenie Ingrid, lampkę białego wina. Pewnego razu wzięłam do ręki butelkę, w której zostało zaledwie kilka łyków. Uznałam, że dopiję resztę, aby nie zostawiać ich na dnie i otworzę kolejną butelkę dla Liselotte. Ingrid wyczuła ode mnie zapach wina. Posądziła mnie o wypicie całej porcji wina dla jej mamy. Wmusiła w Liselotte dodatkową lampkę alkoholu. Próbowała "udowodnić" w ten sposób, że mama pierwszej porcji nie wypiła, więc to ja musiałam to zrobić. Nie przejmowała się tym, że jej 97-letnia mama krzywi się i widocznie wzbrania się przed kolejnym łykiem.
Mimo przemocy, jakiej doświadczyła pani w domu Ingrid, wracała tam kilkukrotnie po miesięcznych urlopach w Polsce. Dlaczego nie odeszła pani od toksycznej przełożonej?
Próbowałam odejść raz, w największej desperacji. Firma, dla której wówczas pracowałam, znalazły mi posadę u bardzo schorowanej podopiecznej z otyłością. Kobieta mieszkała sama i była pod opieką ambulatoryjną. Praca u niej wymagała ode mnie dużej samodzielności oraz zdolności komunikacyjnych, których wtedy nie posiadałam. Nie byłam pewną swoich kompetencji osobą, którą jestem teraz.
Pewność siebie zmieniłaby coś w dynamice relacji z Ingrid?
Do domu Ingrid trafiały pewne siebie, energiczne opiekunki, zaprawione w pracy sezonowej. Radziły sobie z Niemką, ponieważ nie pozwalały wejść sobie na głowę. Ja zwyczajnie bałam się, że inne miejsce pracy może przynieść mi coś gorszego. Teraz — z perspektywy czasu — wydaje mi się, że zahartowała mnie praca w szpitalu. W końcu musiałam w niej wykonywać zadania pomimo stresujących sytuacji.
Poza tym bywały dni, gdy zachowanie Ingrid się poprawiało. O swoich problemach opowiadałam Sabinie, byłej opiekunce Liselotte, którą Ingrid szanowała. Sabina wstawiła się za mną u mojej pracodawczyni. Ingrid złagodniała po tej rozmowie. Nie na długo, ale jednak. Trzymałam się złudnej nadziei, że będzie lepiej.
Przyznaje pani w książce, że Sabina pomagała przetrwać w domu Ingrid również innym opiekunkom. Czy któraś z poprzedniczek zgłaszała przemocowe zachowanie Niemki agencji pracy?
Z informacji, które przekazała mi Sabina, wynikało, że opiekunki po zakończonej pracy u Ingrid zmieniały agencję. Szef firmy wielokrotnie rozmawiał z Niemką o jej zachowaniu. Jego interwencje ograniczały się jednak wyłącznie do rozmów telefonicznych, czego Ingrid nie brała na poważnie. Śmiała się, opowiadając Sabinie o tych telefonicznych reprymendach. Byłam dziewiątą i zarazem ostatnią opiekunką w tej rodzinie. Liselotte zmarła podczas mojego pobytu w Polsce.
Oprócz zajęć opiekunki rodziny, w tym wspomniana już przez nas Ingrid, prosiły o wykonywanie nieodpłatnej pracy, takiej jak sprzątanie, zajmowanie się ogrodem, dodatkowymi podopiecznymi czy nawet zwierzętami. W jaki sposób przekonują do tego pracownice?
Wykorzystują fakt, że opiekunki to osoby, które są w obcym kraju i często nie komunikują się płynnie w języku niemieckim. Rodziny mówią, że przy mamie czy ojcu nie ma dużo pracy, dlatego narzucają im wykonywanie dodatkowych zajęć. Ingrid regularnie zlecała mi prasowanie swoich rzeczy. Nie wiedziałam wtedy, że mogę odmówić. Jeśli opiekunka nie wie, jak zareagować w takiej sytuacji, nietrudno o nadużycia. Wykonuje te zadania, ponieważ boi się reakcji rodziny i utraty pracy. W moim przypadku dochodziła także zwykła, ludzka chęć pomocy rodzinie borykającej się z przewlekłą chorobą najstarszych członków. W dłuższej perspektywie nie służy to jednak profesjonalizacji pracy opiekunki.
Jak opiekunki powinny reagować, jeśli nie chcą wykonywać dodatkowych obowiązków?
Radziłabym na początek skontaktować się z firmą, w której są zatrudnione i otwarcie porozmawiać o problemie. Dobra firma odpowiednio zareaguje na taką skargę. Niestety, wciąż się zdarza, że na niewiedzy i braku doświadczenia początkujących opiekunek żerują agencje pracownicze, dla których zysk i utrzymanie umów z rodzinami są ważniejsze niż bezpieczeństwo i wysoka jakość usług opiekuńczych. Tutaj trudno o zmiany.
Gdy musimy polegać tylko na sobie, najlepszą bronią jest asertywna postawa oraz znajomość własnych praw. Pamiętajmy, aby starać się zawsze uzależniać wykonywanie ponadprogramowych zajęć za dodatkową opłatą. W Niemczech nic nie jest za darmo. Rodziny, u których przebywamy, nie będą nas szanować, dopóki sami tego nie zrobimy i nie wycenimy swojej pracy.
Barierą w egzekwowaniu swoich pracowniczych praw jest również, jak przyznaje pani w książce, niedostatecznie dobra znajomość języka.
To prawda, komunikatywną znajomością języka zadbamy o swoje prawa w kontakcie z rodziną jak choćby wywalczenie dnia wolnego od pracy lub wolne popołudnie. W nagłych przypadkach, gdy się rozchorujemy i będziemy potrzebować pomocy lekarskiej, możemy w miarę swobodnie wyjaśnić, co nam dolega. Solidna znajomość języka pozwoli nam zrozumieć medyków, zarówno w naszych przypadkach, jak i w przypadkach podopiecznych. Możemy wówczas sprawnie wymieniać informacje z instytucjami współpracującymi z rodzinami, u których przebywamy. Mam na myśli głównie instytucjonalną opiekę medyczną i społeczną. Poza tym znajomość języka pozwala nam także na wyjaśnienie konfliktogennych kwestii z rodzinami oraz naszymi podopiecznymi.
Jakich na przykład?
W niektórych domach musiałam mierzyć się z ograniczonym zachowaniem pracodawców. Z góry zakładali, że jestem zdolna do kradzieży. Mieli złe doświadczenia z poprzednimi opiekunkami. W miarę nabywania doświadczenia w pracy oraz doskonalenia umiejętności komunikacyjnych radziłam sobie coraz lepiej w wyjaśnianiu moich intencji. Tłumaczyłam rodzinie i podopieczny, że nie wszystkie opiekunki kradną. Szczerze przyznawałam, że potrzebuję pracy i zamierzam uczciwie ją wykonywać. Zawsze, gdy przyjeżdżałam do nowych rodzin jako pierwsza opiekunka, polecałam rodzinom chowanie kosztownych przedmiotów. Mówiłam im o tym, że dzięki temu unikną przykrych sytuacji w przyszłości. To pozwalało nam pracować nad rozwojem obopólnego zaufania.
Jakie relacje miała pani z innymi opiekunkami, z którymi wymieniała się rodzinami?
Bywało różnie. Najlepsze relacje miałam z dwiema opiekunkami: Anią, z która mam kontakt do dziś oraz z Mirosławą, która zainspirowała mnie do napisania tej książki. Wiele pań, z którymi wymieniałam się rodzinami, było negatywnie nastawionych. Dla niektórych problem stanowił mój zawód pielęgniarki. Czuły się zagrożone przez umiejętności, które mogę wnieść do domu ich podopiecznych. Często zatajały celowo informacje o rodzinie, żebym miała trudniejszy start.
Spotkałam też wiele sympatycznych koleżanek i kolegów po fachu. Relacje z innymi opiekunkami są bezcenne w trudnych chwilach. Nikt nas tak dobrze nie zrozumie, jak osoba, która mierzy się z tymi samymi zawodowymi wyzwaniami.
Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Sara Przepióra