Przeżyli wspólnie 74 lata. Zmarli jedno po drugim
Pobrali się 74 lata temu i nie potrafili bez siebie żyć. Leonard Cherry odszedł 27 października. Jego ukochana żona 10 godzin później. Słowa „i że cię nie opuszczę, aż do śmierci” to pewnie idealny komentarz do tej historii. Przypadek, który zdarza się raz na wiele lat.
Leonard i Hazel poznali się w liceum i bardzo szybko zostali parą. Pobrali się w styczniu 1942 roku w Muldoon, w Teksasie. Parę rozdzieliła na kilka lat wojna.
Gdy amerykańska armia ogłosiła pobór do wojska, Leonard został pilotem bombowca. Stacjonował w bazie Carswell Army Air Corps w Forth Worth. Walczył na froncie i szkolił młodych pilotów.
Wojna się skończyła i musieli ułożyć sobie życie na nowo. Leonard zatrudnił się w warsztacie samochodowym, by po jakimś czasie założyć swój własny biznes. Pomagała mu w tym żona i do 1980 roku wspólnie pracowali.
Po 40 latach związku doszli do wniosku, że chcą być bliżej rodziny. Sprzedali warsztat, przenieśli się do niewielkiego Woodway i opiekowali się wnukami i prawnukami.
Były pilot w wieku 95 lat trafił do hospicjum St. Catherine Center. Hazel, by być jak najbliżej męża, przeniosła się do domu opieki sąsiadującego z hospicjum. Jak opowiada ich rodzina, była w dobrej formie i nic nie wskazywało na to, by jej stan zdrowia miał się pogorszyć.
- Jeszcze dwa tygodnie wcześniej mama jeździła po mieście, robiła zakupy. Zdrowie taty pogarszało się natomiast od kilku lat - wyjaśnia ich wnuk David Cherry, który dopiero teraz opowiedział o historii rodziców w materiale opublikowanym w CNN.
Leonard spędził w hospicjum tylko kilka dni. Zmarł 27 października tego roku. Hazel odeszła 10 godzin później. Lekarze nie wiedzą, dlaczego zmarła. Rodzina jest jednak przekonana, że nie potrafiłaby żyć bez Leonarda u boku.
- Im więcej o tym myślę, tym zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo się kochali. Wiem, że dziadek czekał na nią z otwartymi ramionami w niebie. To błogosławieństwo, że mogli odejść razem, bez cierpienia. Najgorzej mają ci, którzy zostają. Trudno tak nie móc złapać za słuchawkę i zadzwonić do nich w trudnej chwili – dodaje David.