UrodaRaport: co trzeci kosmetyk zawiera substancje hormonopodobne

Raport: co trzeci kosmetyk zawiera substancje hormonopodobne

Co trzeci dostępny na rynku kosmetyk zawiera co najmniej jedną substancję hormonopodobną – alarmuje raport Stowarzyszenia na Rzecz Ochrony Środowiska i Przyrody Niemiec (BUND). Najwięcej jest ich w kremach do opalania.

Raport: co trzeci kosmetyk zawiera substancje hormonopodobne
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

28.07.2013 | aktual.: 08.06.2018 14:44

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Co trzeci dostępny na rynku kosmetyk zawiera co najmniej jedną substancję hormonopodobną – alarmuje raport Stowarzyszenia na Rzecz Ochrony Środowiska i Przyrody Niemiec (BUND). Najwięcej jest ich w kremach do opalania. Przebadano dane dotyczące kosmetyków dostępnych w Niemczech, Austrii i Szwajcarii. Wynika z nich, że co trzeci z tych produktów ma przynajmniej jedną substancję hormonopodobną, a co piąty – dwie.

Najwięcej jest ich w kosmetykach do opalania i do pielęgnacji włosów (zawiera je 35 proc. z nich) oraz w piankach do golenia (30 proc.). Substancje te są również w co czwartej paście do zębów.

Najczęściej są to metyloparabeny, substancje konserwujące uniemożliwiające rozwój i przetrwanie mikroorganizmów w czasie przechowywania produktu. Chroni on również przed nadkażeniem bakteryjnym, do którego może dojść podczas codziennego użytkowaniu kosmetyku (np. przy nabieraniu kremu palcem).

Autorzy raportu ostrzegają, że substancje hormonopodobne mogą wywoływać w organizmie zmiany hormonalne zwiększające ryzyko niepłodności oraz zachowania na nowotwory, np. na raka piersi u kobiet.

Przyznają oni, że wielu toksykologów nie widzi w tych substancjach zagrożenia dla zdrowia, tym bardziej, że poza kosmetykami parabeny są dodawane również do niektórych produktów spożywczych. Autorzy raportu powołują się jednak na opinię niemieckiego Instytutu ds. Oceny Ryzyka (BfR), który nie jest o tym przekonany. Według BfR, badania na ten temat wciąż są niewystarczające.

Thomas Platzek, toksykolog BfR ostrzega, że substancje hormonopodobne są szczególnie niebezpieczne dla dzieci. Dodaje jednak, że wszystko zależy od przenikającej do organizmu dawki tych substancji. „Jeden zawierający je produkt nam nie zaszkodzi, ale gdy częściej używamy różne kosmetyki, wtedy mogą być problemy” – podkreśla specjalista.

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) opublikowała w 2012 r. raport „State of the Science of Endocrine Disrupting Chemicals”, w którym uznała substancje wywołujące zakłócenia hormonalne w organizmie za poważne zagrożenie dla zdrowia. Uznano w nim, że mogą być odpowiedzialne za spadek liczby plemników wytwarzanych przez mężczyzn w jednym ejakulacie, a także za kłopoty z płodnością u kobiet. Podejrzewa się, że sprzyjają również białaczkom.

Raport WHO ostrzega również przed ftalanami używanymi do produkcji farb, klejów i lakierów, oraz przed bisfenolami A (BPA) wykorzystywanymi do produkcji przedmiotów z twardego plastiku i do opakowań napojów oraz żywności. One również zaliczane są do tzw. zaburzaczy hormonalnych.

BUND przyznaje, że część firm kosmetycznych coraz częściej wytwarza produkty o mniejszej zawartości substancji hormonopodobnych albo z nich całkowicie rezygnuje. Zdarza się jednak, że nowe składniki też są niekorzystne dla zdrowia. Przykładowo metylisotiazolinon może powodować uczulenia.

„Środki konserwujące chroniącej przed mikroorganizmami muszą być jednak stosowane” - podkreśla Platzek. Jego zdaniem nie należy zbyt pochopnie zastępować substancji hormonopodobnymi innymi składnikami, których działanie nie zostało jeszcze dobrze poznane.

(PAP/ma)

POLECAMY:

Komentarze (1)