Rewolucja w szkole w Kamionce. Nauczyciele wybiegali z sali z płaczem
Gdy Katarzyna Świerszcz-Dobosz usłyszała, dlaczego uczniowie Zespołu Szkół w Kamionce osiągają tak niskie wyniki na egzaminie gimnazjalnym, postanowiła działać. Wszczęła rewolucję, która niejednego nauczyciela przyprawiła o ból brzucha.
31.12.2018 | aktual.: 31.12.2018 12:07
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Paweł Piotr Reszka opisał na łamach "Dużego Formatu" rewolucję, do jakiej doszło w szkole w Kamionce. Wszystko zaczęło się, gdy Świerszcz-Dobosz przeczytała w lokalnej gazecie artykuł o wynikach egzaminu gimnazjalnego w szkole swojego syna. Były tak niskie, że zainteresowała się nimi rada gminy. Dyrektorka szkoły tłumaczyła wtedy, że powodem słabych wyników jest "niski potencjał edukacyjny uczniów".
– No proszę pana! To po prostu oznacza tyle, że nasze dzieci są głupie i nauczyciele nie muszą się starać. Szlag mnie trafił! – przyznała Świerszcz-Dobosz w rozmowie z Reszką.
O niskim poziomie nauczania słyszała już wcześniej. Koleżanka, której córka uczyła się w Kamionce, wysłała nawet skargę do kuratorium w Lublinie. Kontrola nie wykazała żadnych nieprawidłowości, a koleżanka, z troski o własne dziecko, przeniosła je do innej szkoły. Nie chciała walczyć z dyrekcją i nauczycielami. W przeciwieństwie do Świerszcz-Dobosz.
Na zebraniu na początku roku szkolnego 2017/2018 wygłosiła przemówienie, które wstrząsnęło zgromadzonymi. Na sali zasiadało całe grono pedagogiczne, rodzice, część uczniów i wójt. Gdy stała na środku i przemawiała, niektórzy nauczyciele nie byli w stanie wysłuchać jej do końca. Wychodzili z płaczem.
"Najbardziej przestraszył mnie krzyk tej pani, krzyk i agresja", "wbiło nas w krzesła", "poczułam się, jakby ktoś mnie niszczył", "jakbym w głowę dostała, nawet nie potrafię opisać swoich emocji" – opisują swoje wrażenia po zebraniu nauczyciele.
Urszula Wałejko, dyrektorka Zespołu Szkół w Kamionce, nie ukrywa, że nauczyciele niezbyt dobrze przyjęli odezwę matki jednego z uczniów. Choć próbowała ich uspokoić, Świerszcz-Dobosz i w niej zasiała ziarno niepewności. Zdaniem nauczycieli i samej pani dyrektor pracownicy mają powody, by bać się o swoje stanowiska. Obecna przewodnicząca rady rodziców kieruje Prokuratura Rejonową w Lubartowie i już podczas swojego przemówienia uprzedziła zgromadzonych, jak dalece sięgają jej uprawnienia.
Choć na blogu "Rodzice 2017" znajduje się tekst przemowy, zdaniem dyrektorki nieco odbiega od tego faktycznie wygłoszonego na zebraniu. "Jeśli nauczyciele będą zaniedbywać swoje obowiązki i mścić się na dzieciach, będą mieli do czynienia ze mną, bo jestem pracownikiem Prokuratury Rejonowej w Lubartowie" – miała powiedzieć Świerszcz-Dobosz.
Rewolucja zaczęła się ponad rok temu. Katarzyna Świerszcz-Dobosz została wybrana nową przewodniczącą rady rodziców i przeanalizowała, jaka jest rola rodziców w edukacji dzieci. Okazało się, że mogą o wiele więcej, niż im się do tej pory wydawało. Zmiany zaczęły się od występowania rady do dyrekcji o oceny pracy nauczycieli.
Nauczycielka od muzyki prowadzi chór, jednak dzieci śpiewają z półplaybacku – w końcu "to jest szkoła, a nie Konkurs Chopinowski". Na lekcji języka polskiego dzieci nie pisały wypracowań, bo wtedy polonistka "będzie musiała je sprawdzać". Nauczyciel informatyki kazał dzieciom rysować monitor, klawiaturę i myszkę, nie wystawiał ocen. Nauczycielka techniki krzyczała na dzieci, podobnie jak pani od edukacji wczesnoszkolnej. Zdaniem grona pedagogicznego – nauczyciele muszą sobie jakoś radzić. W ewaluacji każdy z tych nauczycieli został przez dyrekcję oceniony dobrze lub wyróżniająco.
Nowej radzie rodziców zależy jednak nie na ocenianiu i krytykowaniu nauczycieli, a stworzeniu dzieciom miejsca, w którym będą mogły się rozwijać, zdobędą wiedzę. Przestrzeni, która pomoże im w dalszej drodze naukowej, która rozbudzi ich ambicje i pozwoli w przyszłości ubiegać się o miejsca w najlepszych uczelniach w kraju.
Do tej pory radzie udało się zorganizować kilka konkursów i bal karnawałowy, skontrolowano autobusy, zdobyto dofinansowanie od prywatnych firm, które przeznaczono na wyposażenie pracowni chemicznej. Dzięki interwencji przewodniczącej nawet obecny na ubiegłorocznym zebraniu wójt przyłączył się do "rewolucji" i załatwił uczniom komputery. Poleasingowe, ale lepsze to niż nic.
Z czasem atmosfera zaczęła być coraz napięta, a "rewolucja" przerodziła się w walkę między dyrektorką szkoły a przewodniczącą. Wałejko złożyła nawet skargę do Ministerstwa Sprawiedliwości w sprawie zachowania Świerszcz-Dobosz podczas spotkania mediacyjnego z lubelską kurator oświaty.
– Darła się, że daje mi 24 godziny na złożenie rezygnacji, bo ma wobec mnie poważne zarzuty, które sformułuje. Powiedziała, że czas oswobodzić ode mnie szkołę! I jeszcze wykrzyczała, że pani kurator jest przecież z PiS, a ja z PSL i Platformy (lata temu startowałam w wyborach do rady gminy). Co oznacza, jak rozumiem, że nie powinna mnie popierać. Takie słowa padły! Wszyscy byli w szoku – wspomina pani dyrektor. Dziennikarz "Dużego Formatu" dowiedział się, że trwa postępowanie wyjaśniające w sprawie.
Temperament przewodniczącej zaczął również doskwierać rodzicom. Nie tylko nauczyciele poczuli się niepewnie, gdy Świerszcz-Dobosz zarzuciła im podczas jednego z zebrań, że zamiast dbać o edukację swoich dzieci, pozwalają im na spędzanie godzin przed komputerem i oglądanie "głupkowatych seriali". Zaczęła wymagać, by każdy z rodziców płacił składkę na radę rodziców i brał czynny udział w zebraniach.
Nie wiadomo, jak zakończy się "rewolucja" w Zespole Szkół w Kamionce. Oby rada rodziców i grono pedagogiczne nie zapomniało o najważniejszym – dobru uczniów.
Źródło: "Duży Format"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl