Zaczęła od pracy w weekendy i święta. Bliscy szybko zaczęli się martwić

Malwina tak nakręciła się na nową pracę, że mimo studiowania, brała nawet 18-godzinne zmiany. Na życie i studia w dużym mieście potrzebowała 4 tys. zł. Oldze wystarczyło mniej, ale i tak studiując dwa kierunki jednocześnie, starała się wiązać koniec z końcem, pracując na stażach za minimalną stawkę i dorabiając w dorywczych pracach.

Łączenie nauki z pracą może być bardzo obciążająceŁączenie nauki z pracą może być bardzo obciążające - zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Westend61 / Francesco Buttitta
Adrian Burtan

Według raportu PwC, Well.hr i Absolvent Consulting "Młodzi Polacy na rynku pracy", aż 42,5 proc. ankietowanych studentów oraz absolwentów pracuje i studiuje jednocześnie. Jednym z kluczowych czynników, które cenią w pracy, są elastyczne godziny (wskazuje tak prawie 38 proc. respondentów).

Nie ma co się dziwić: elastyczność jest istotna dla pracujących studentów, ponieważ często muszą oni – z niemałym trudem – łączyć studiowanie wymagającego kierunku z grafikiem w miejscu pracy. Praca dla wielu z nich jest niezbędna, by utrzymać się w wielkim mieście albo podreperować budżet zasilany przez rodziców.

Tak było też w przypadku Malwiny i Olgi.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Długa lista studentów Collegium Humanum. "Zostałem złowiony"

Słyszałam o syndromie biednego studenta

Malwina Połednik studia rozpoczęła na kierunku turystyka i rekreacja w Krakowie. Aktualnie jest na magisterce, studiuje strategie rozwoju biznesu. Jak przyznaje, pierwszy wybór studiów podyktowany był chęcią otworzenia ośrodka agroturystycznego gdzieś w górach. Z czasem jednak jej zainteresowania przechyliły się mocniej w stronę biznesu i innowacji.

Co myślała wcześniej o studiowaniu w wielkim mieście? – Chyba nie miałam większych wyobrażeń – mówi. – W mojej głowie na pewno kiełkowało przekonanie, że Kraków daje duże możliwości. Oczywiście słyszałam o syndromie "biednego studenta", ale nie zastanawiałam się nad tym długo. Jednak z rzeczywistością zderzyłam się już po pierwszym miesiącu studiowania stacjonarnie (pierwszy rok ze względu na pandemię Malwina spędziła na nauce zdalnie – przyp. red.), kiedy to, co chciałoby się kupić, trzeba skonfrontować z tym, na co rzeczywiście można sobie pozwolić – wspomina.

Kiedy tylko skutki pandemii ustawały i Malwina wróciła do nauki stacjonarnej, planowała rozpocząć pracę na własny rachunek. – Od początku wiedziałam, że chcę zarabiać, by już na studiach oszczędzać na swoją wymarzoną agroturystykę. Na szczęście początkowo finansowo wspierali mnie rodzice, więc to, co zarobiłam, mogłam wydać na siebie – mówi.

Inaczej sytuacja wyglądała u Olgi Szczęsnej, która, podobnie jak Malwina, licencjat robiła w Krakowie, a aktualnie studiuje w Gdańsku. W pewnym momencie ciągnęła dwa kierunki, w międzyczasie ukończyła podyplomówkę, a obecnie jest na ostatnim roku zarządzania na magisterce.

– Chciałam, by studia mnie nie ograniczały, były powiązane z moimi zainteresowaniami oraz poszerzały horyzonty. Oba kierunki na licencjacie realizowałam stacjonarnie, studia podyplomowe zdalnie, a aktualny kierunek robię hybrydowo. I ta ostatnia forma przemawia do mnie najbardziej, na takiej samej zasadzie podjęłam również obecną pracę – opowiada.

Jak jednak wspomina, jej początki w godzeniu pracy ze studiami nie były usłane różami. – Na przestrzeni lat finansowo wspierał mnie ojciec, przesyłając raz na około kwartał sumę pieniędzy, która – jego zdaniem – miała mi wystarczać na ten czas. Na studiach dorabiałam sobie na stażach za minimalną stawkę, a także otrzymywałam rentę rodzinną po mamie. Do tego czasem udawało mi się zdobyć stypendium rektora, sprzedać coś na OLX. Dawałam radę, udało się nawet trochę odłożyć – mówi Olga.

Brałam nawet 18-godzinne zmiany

Malwina pierwszą pracę na studiach dostała w hotelarstwie.

– Pamiętam, jak podczas wakacji złożyłam CV do pięciogwiazdkowego hotelu na stanowisko kelnerki oraz moment, gdy odebrałam telefon z propozycją pracy. Byłam tak zestresowana, że siedząc na plaży wraz z rodzicami, uczyłam się na pamięć menu po polsku i angielsku – śmieje się.

Od tego czasu Malwina parokrotnie zmieniła hotel, a także stanowisko pracy. Pracowała jako barmanka, kelnerka popołudniowa, na recepcji. Następnie, ze względu na nadmiar pracy i zajęć na studiach, zdecydowała się na pracę biurową, która pozwoliła jej uwolnić się od pracujących weekendów, świąt i zmian nocnych.

– Całkowicie sama zaczęłam utrzymywać się wraz z rozpoczęciem studiów magisterskich – mówi Malwina. Jak jednak przyznaje – pracowała bardzo dużo, godząc coraz intensywniejsze obowiązki zawodowe ze studiowaniem. Na początku wyrabiała 80 godzin w miesiącu – głównie w weekendy i święta. Z czasem jednak zaczęła chodzić do pracy również we wszystkie dni wolne na studiach, by w końcu pracować niemal cały czas.

– Bardzo przywiązałam się do ludzi, z którymi pracowałam i kochałam to, co robiłam. Brałam nawet 18-godzinne zmiany, które zaczynały się o szóstej rano, a kończyły o północy, by kolejnego dnia znów zerwać się o poranku do pracy. Moi bliscy martwili się o mnie, ale w tamtym momencie nie czułam, że coś jest nie w porządku – opowiada.

W punkcie kulminacyjnym Malwina pracowała już 160, a nawet 180 godzin miesięcznie.

Dla Olgi studia były priorytetem, więc czas, który musiała poświęcić na pracę czy staże, dogadywała na bieżąco z przełożonymi. Nie było łatwo. – Kosztowało to mnie wiele nerwów i stresu, zwłaszcza gdy musiałam zdążyć z zajęć na studiach do pracy i odwrotnie – przyznaje. – Miałam mało wolnego czasu dla siebie, a wszystko to za minimalną krajową – dodaje gorzko.

Pieniądze, które zarabiała Olga, musiały wystarczyć na podstawowe potrzeby. Opłacenie bursy, w której mieszkała, wiązało się z kosztem ok. 600 zł miesięcznie. Z czasem bursę zamieniła na pokój, gdzie czynsz z opłatami wynosił już 1000 zł. Do tego dochodziło wyżywienie (ok. 800 zł miesięcznie), opłaty za dojazdy na studia. Mimo kosztów Olga znajdowała jednak też czas na samorozwój – przez dwa semestry chodziła na kursy języka niemieckiego i angielskiego. W sumie na wszystkie aktywności i rzeczy wydawała ok. 2000 zł miesięcznie.

– Nie musiałam z niczego rezygnować, bo nie byłam rozrzutna. Miałam życie towarzyskie, ale nie byłam typem imprezowiczki, więc zostawało mi trochę pieniędzy – mówi.

Malwina na życie potrzebowała ok. 3500-4000 zł. 1400 zł szło na mieszkanie, 1000 zł na konto oszczędnościowe, a reszta na wyżywienie i rozrywkę.

– Zawsze starałam się prowadzić oszczędne życie towarzyskie polegające na chodzeniu na bezpłatne wydarzenia i spotykaniu się w swoich domach. Jeśli chodzi o inne przyjemności, to co miesiąc wydaję 450 zł na zajęcia z języka niemieckiego. To najdroższe moje hobby na ten moment, choć mam nadzieję, że kiedyś się zwróci. Co do sportu, to ze squasha czy pływania przeniosłam się na tańsze alternatywy: bieganie czy jazdę na rolkach – wymienia.

Jestem z tego dumna

Mimo trudności i niesatysfakcjonujących zarobków z trudem wystarczających na utrzymanie się w dużym mieście, Olga podkreśla, że z perspektywy czasu był to cenny okres. Nauczył ją obycia w miejscu pracy, budowania relacji, porządkowania planu dnia i ustalania priorytetów. Obecnie jest już łatwiej: Olga pracuje za lepszą stawkę, do tego studiuje zaocznie, więc odzyskała trochę czasu.

– Duże miasto daje wielkie możliwości rozwoju i ciekawej pracy. Pomogło mi to, że nie bałam się. Łączenie pracy ze studiowaniem jest bardzo dobrą, ale nie ukrywajmy: także trudną szkołą życia. To świetne przygotowanie do dalszego życia, nie tylko na poziomie kariery zawodowej, ale i rodzinnej. Niewątpliwie wyzwaniem było studiowanie dwóch kierunków stacjonarnych jednocześnie i odbywanie stażu, bo wymagało świetnego zorganizowania całego dnia, tak, aby wszystkiemu podołać – mówi Olga.

Malwina czuje podobnie. – Praca nauczyła mnie wielu przydatnych cech, które są ważne w życiu: asertywności, dokładności, otwartości na ludzi, ale także organizacji swojego czasu i budżetu. Pracodawcy bardzo często zwracają uwagę na moje doświadczenie pracy pod presją, z ludźmi, a także związane z posługiwaniem się językami obcymi. Na rozmowach o pracę również mniej się stresuję, bo już niejednokrotnie je przeszłam i wiem, na czym one polegają – opowiada.

Olga wie, że jej doświadczenia zaprocentowały, dając nie tylko wartościowe wpisy w CV, ale także poczucie sprawczości i pewności siebie.

– Zawsze wspominam o swojej historii na rozmowach kwalifikacyjnych, kiedy rekruterzy pytają, z czego jestem dumna – mówi.

Adrian Burtan dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie

Chcesz niższych rachunków za ogrzewanie? Ustaw pokrętło w tej pozycji
Chcesz niższych rachunków za ogrzewanie? Ustaw pokrętło w tej pozycji
Słyszysz stukanie w domu? To może być groźny owad
Słyszysz stukanie w domu? To może być groźny owad
Nie dają jej przejść na ulicy. Wiesława z "Sanatorium" zdradziła powód
Nie dają jej przejść na ulicy. Wiesława z "Sanatorium" zdradziła powód
Podlej tym trawę. Zacznie rosnąć gęściej
Podlej tym trawę. Zacznie rosnąć gęściej
Liście z drzewa sąsiada spadają na twoją działkę? To "mówi" prawo
Liście z drzewa sąsiada spadają na twoją działkę? To "mówi" prawo
Konferencja dla młodych kobiet za nami! Wyjątkowe wydarzenie przyciągnęło tłumy
Konferencja dla młodych kobiet za nami! Wyjątkowe wydarzenie przyciągnęło tłumy
Joanna Kurowska szczerze o zarobkach aktorów. "Można bardzo godnie żyć"
Joanna Kurowska szczerze o zarobkach aktorów. "Można bardzo godnie żyć"
Przekazał wieści o diagnozie. Tak skomentowała to żona
Przekazał wieści o diagnozie. Tak skomentowała to żona
Usuń z doniczki. Ten błąd może zniszczyć roślinę
Usuń z doniczki. Ten błąd może zniszczyć roślinę
Tak mieszka serialowa Pati. Wnętrza robią wrażenie
Tak mieszka serialowa Pati. Wnętrza robią wrażenie
Historyczna decyzja w Sejmie. Zmiany dla właścicieli psów
Historyczna decyzja w Sejmie. Zmiany dla właścicieli psów
Pojechała do sanatorium. Mówi, co się działo wieczorami
Pojechała do sanatorium. Mówi, co się działo wieczorami