Seniorzy o szczepionce: czekamy cierpliwie na naszą kolej
Wiedzą, że szczepionka to konieczność, choć gdyby mogli, woleliby uniknąć zastrzyku. Cierpliwie czekają na swoją kolej, ale bez wiary, że preparat umożlwiający im uzyskanie odporności na koronawirusa szybko będzie dla nich dostępny. Zapytaliśmy emerytów, jak sobie radzą z programem szczepień i co myślą o samej szczepionce.
24.01.2021 14:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Nikt z mojego otoczenia na razie się nie szczepi"
- Dzwoniłam dzisiaj do mojej przychodni, gdzie dowiedziałam się, że teraz szczepią osoby po osiemdziesiątce. Ponieważ urodziłam się w 1956 roku, to na razie mogę co najwyżej zapisać się na listę osób chętnych – mówi 64-letnia Maria Konecka z Wyrzyska. – Nie wiadomo, jednak kiedy byłyby ewentualnie te szczepienia. Uznałam, że nie ma sensu w takim razie zajmować komuś innemu miejsca na liście. Wiem, że obecnie miały ruszyć zapisy dla osób po 70. roku życia, ale ile z nich się szczepi dziennie, nie wiem. Nie chciałam też pani z przychodni pytać, bo to tajemnica. Coś mówiono o 30 osobach dziennie, ale to chyba niemożliwe, żeby tak mało osób szczepiono…
- Jeśli chodzi o mnie, to absolutnie nie jestem przeciwniczką szczepień – mówi Maria Konecka. - Pracowałam w przedszkolu i wiem, że maluchy trzeba bezwzględnie szczepić na choroby wieku dziecięcego. Ale jeśli chodzi o ten preparat przeciwko COVID-19, to przyjmę go tylko wtedy, gdy z powodu braku szczepienia zabronią mi wyjechać do sanatorium, lekarze nie będą chcieli przyjąć mnie do szpitala lub spotkają mnie jakieś inne sankcje. Myślę, że mam na tyle dobrą odporność, że to szczepienie nie jest mi po prostu potrzebne. Uważam, że w kwestii szczepienia każdy powinien mieć wolny wybór. Czekam i obserwuję. Na razie nikt z mojego otoczenia na szczepienie się nie zdecydował. Nie ukrywam, że trochę jesteśmy zdezorientowani co do ich skuteczności i bezpieczeństwa szczepień, dlatego ja wolę poczekać.
O tym, że szczepionka przeciwko SARS-CoV-2 jest bezpieczna i skuteczna przekonuje prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska, wirusolog z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
- Jest to jedna z najnowocześniejszych szczepionek na świecie, której podanie nie wymaga aplikacji wirusa (żywego czy też unieszkodliwionego) do organizmu człowieka. W szczepionce zawarty będzie tylko ten fragment materiału genetycznego wirusa w postaci mRNA, który odpowiadać będzie za produkowanie przez komórki białka kolca wirusa SARS-CoV-2 – wyjaśnia profesor. - Tak widoczne przez układ odpornościowy białko będzie stymulowało odpowiedź w postaci produkcji przeciwciał i komórek walczących z wirusem. Nie ma mowy, aby w organizmie osoby zaszczepionej doszło do odbudowania się wirusa. Kwas rybonukleinowy wirusa jest pakowany do nanocząstek lipidowych i podawany w formie domięśniowej iniekcji – precyzuje ekspertka.
"Córka ma konszachty z diabłem"
Zapisy na szczepienia w założeniu miało być proste. Od 15 stycznia 80-latkowie i starsi, a od 22 stycznia pacjenci 70+ chęć zaszczepienia się powinni byli osobiście lub przez członka rodziny zgłosić bezpośrednio u swojego lekarza rodzinnego, w punktach szczepień albo zadzwonić na specjalnie uruchomioną infolinię Narodowego Programu Szczepień (989 lub 22 62 62 989). Do rejestracji wystarczy numer PESEL oraz numer telefonu, a po jej dokonaniu, pacjent ma otrzymać e-skierowanie, które przy samym szczepieniu nie musiało być okazane. Wystarczy dokument tożsamości. O terminie i miejscu szczepienia pacjenci mają być informowani SMS-em, a dzień przed terminem każdy dostanie informację przypominającą. O dacie drugiego terminu przyjęcia szczepionki także za pośrednictwem SMS-a ma poinformować placówka, w której wykonywano pierwsze szczepienie.
Czytaj też: Dlaczego tak trudno znaleźć dobrego ginekologa? "Zamiast skupić się na badaniu, komentowała mój pedicure"
– Na szczepienie zapisała mnie córka, która chyba ma konszachty z diabłem, bo podobno dokonała niemożliwego – mówi Ewa Rucińska, 74-latka z Warszawy. – Trudno mi zrozumieć, dlaczego to wszystko tak wolno i nieudolnie idzie. Ale co się dziwić, proszę pani…
– Nie ukrywam, że na początku, gdy ogłoszono wynalezienie szczepionki, a następnie władze unijne zaakceptowały ją i dopuściły do użycia, zarzekałam się, że nie ma na świecie siły, która zmusiłaby mnie do jej przyjęcia – przyznaje.
Ewa Rucińska przyznaje, że naczytała się tylu różnych rzeczy na ten temat, że teraz trochę ze wstydem przyznaje, że chyba zgłupiała. Uważa, że internet pełen jest bzdur o szkodliwości tego preparatu, braku przetestowania go, nieobliczalnych skutkach ubocznych. - Mimo że nie wierzę w żadne teorie spiskowe i śmiałam się do łez, gdy przeczytałam, że Bill Gates chce nam wszczepiać chipy razem ze szczepionką, by nas, ludzkość, kontrolować, to jednak te ogromne liczby komentarzy przeciwników szczepionek zasiały we mnie ziarno wątpliwości. A te z czasem rozrosły się do pokaźnych rozmiarów - mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Kobieta podkreśla, że jej córka jest wyjątkowo zdroworozsądkową osobą. Gdy tylko zobaczyła, że na serio boi się tej szczepionki, zarzuciła ją tonami publikacji naukowych. - Zapytała: mamo wierzysz anonimowym "ekspertom" z internetu czy naukowcom? Wiadomo, że tym drugim. Od tego czasu zaczęłam się opierać wyłącznie na tym, co mówią lekarze i specjaliści ze świata nauki. Wiem, że dla mnie szczepienie może być zbawienne, bo od marca z powodu chorób współistniejących – mam zanik jednej nerki, problemy z sercem, chorobę Hashimoto – prawie wcale nie wychodzę z domu - mówi.
Teraz Ewa ma nadzieję, że dzięki szczepionce będzie mogła w końcu odwiedzić swoją mamę, która mieszka w domu seniora i od marca nie widziała nikogo z rodziny. - Byle byśmy obie dożyły tego momentu. Siedzimy zatem i czekamy cierpliwie - podsumowuje.
"Szkoda, że nie można zaszczepić się komercyjnie"
- Nie ukrywam, że bardziej wierzę w moje morsowanie trzy razy w tygodniu, długie spacery z psem, 20 tys., kroków, które pokonuję codziennie niż w skuteczność tego zastrzyku – śmieje się 69-letni Witold Kotleszko z Poznania. – Ale dzieci mnie przekonały, że to nieprawda, że szczepionka jest źle przebadana. Medycyna i technologia poszły do przodu w ciągu ostatnich 20-30 lat tak bardzo do przodu jak nigdy wcześniej.
Jak wynika z sondaży, wiele osób boi się szczepienia, bo uważa, że szczepionka wynaleziona naprędce jest właśnie źle zbadana i niewystarczająco przetestowana. Zaprzecza temu kategorycznie w rozmowie z WP abcZdrowie prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska. - Szczepionki przeciwko koronawirusowi zostały bardzo dobrze przebadane - mówi profesor Szuster-Ciesielska. - Prace nad technologią wykorzystującą mRNA do szczepień trwały ponad 30 lat, a ostatnie lata poświęcono badaniu sposobu dostarczenia tego fragmentu materiału genetycznego do organizmu. Fragment wirusowego mRNA jest dostarczany albo za pośrednictwem wirusa (tak zmodyfikowanego adenowirusa małpiego, który nie namnaża się w ludzkich komórkach), albo w nanocząsteczkach lipidowych - tłumaczy.
Zobacz także: Nagle sami. Gdy tracimy bliskich w czasie pandemii
Jak przyznaje Witold Kotleszko, na razie nie myśli o szczepieniu. - To w ogóle nie jest jeszcze mój czas - tłumaczy. - Żona pytała w naszej przychodni, kiedy będą zapisy. Na razie nikt nie wie nawet kiedy będą szczepić tych po siedemdziesiątce, to co dopiero tych po sześćdziesiątce? Mój syn narzeka, że nie można szczepionki kupić komercyjnie. Ci, których na to stać odciążyliby państwo, szczepili się w prywatnych gabinetach, dzięki czemu cała ta akcja narodowego szczepienia poszłaby szybciej. Inaczej to w ogóle nie wiadomo, czy w przeciągu najbliższych trzech lat uda się zaszczepić wszystkich chętnych, bo całego narodu to na pewno nie. A wracając do szczepień, to byłbym skłonny nawet parę stów od łebka z zaskórniaków wydać na szczepienia dla naszej rodziny. Choć dzieci mówią, że jak będzie można, to nam postawią po szczepionce.