Blisko ludziŚwiąteczna sesja zdjęciowa. Sposób na rodzinne wspomnienia

Świąteczna sesja zdjęciowa. Sposób na rodzinne wspomnienia

Nina na sankach siedząca w sztucznym śniegu. Kamila i Jaś w białej, rustykalnej kuchni pieką pierniczki. W grudniu mój Instagram zalewają świąteczne sesje rodzinne. Robią je koleżanki, influencerki, gwiazdy. Ale w kolejce po świąteczne kadry trzeba się ustawić już we wrześniu.

Świąteczna sesja zdjęciowa. Sposób na rodzinne wspomnienia
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Marta Tomaszuk
Aleksandra Kisiel

Myślę "świąteczne zdjęcia", oczyma wyobraźni widzę ciepłe światło, złoto, czerwień, zieleń, puchate swetry, perfekcyjne pierniczki, idealnie symetryczną choinkę. A potem otwieram rodzinny album ze zdjęciami i widzę siebie na tle choinki. Zdjęcie robione w ciemnym salonie mieszkania rodziców, z lampą błyskową i uciętymi nogami. Do zdjęć z bożonarodzeniowych reklam jest mu daleko.

Podobne ujęcia z dzieciństwa ma w pamięci większość moich znajomych – trzydziestolatków, których dzieciństwo to wczesna III RP, sztuczne choinki-drapaki i wszechobecny anielski włos. Pewnie dlatego świąteczne zdjęcia ich dzieci wyglądają zupełnie inaczej.

Świąteczną sesję zaplanuj jesienią

Planowanie przedsięwzięcia pt. "Świąteczna sesja zdjęciowa" trzeba zacząć… we wrześniu. A nawet wcześniej. Pierwsza sprawa to znalezienie fotografa. Łatwa, bo jest ich mnóstwo. I niełatwa, bo z tego mnóstwa trzeba wybrać tego, którego styl nam najbardziej odpowiada i mieć szczęście w rezerwowaniu terminów.

Patrycja od kilku lat zabiera swoją rodzinę do profesjonalnego studia w Toruniu. Magda, która fotografuje Patrycję i jej córki oraz męża, jest jedną z najbardziej wziętych fotografek w mieście.

– Dlatego na świąteczne sesje trzeba się zapisywać we wrześniu, maksymalnie w październiku. Zdjęcia są robione w listopadzie, żeby potem można było na spokojnie dokonać wyboru, obróbki, wydrukować i wysłać klientom – tłumaczy Patrycja. Kiedy na fanpejdżu Magdy pojawia się informacja o wolnym terminie, bo w ostatniej chwili ktoś zrezygnował, znika w mgnieniu oka.

Nowa rodzinna tradycja

Aleksandra Śmiechowska, fotografka z Wejherowa, robi zdjęcia plenerowe – są zwierzaki, choinki, akcesoria. Śnieg, jak trzeba, może być dorobiony w postprodukcji. Sesje świąteczne sprzedają się na pniu, a w ciągu jednego dnia Aleksandra współpracuje z ośmioma, a nawet dwunastoma rodzinami. Ma stałych klientów, którzy stają przed jej obiektywem kilka razy w roku.

– Dla wielu z nich te świąteczne sesje to element budowania własnej, rodzinnej tradycji. Lubią przygotowywać się do sesji, szukać ubrań, inspiracji, wręcz tym żyją. A na takiej sesji jest niezły ubaw, zwłaszcza gdy masz do ogarnięcia dzieci, zwierzęta, pogodę – wyznaje fotografka i dodaje, że jej zdaniem rosnąca popularność bożonarodzeniowych sesji fotograficznych to efekt istnienia mediów społecznościowych.

Ludzie oglądają piękne zdjęcia gwiazd czy influencerów i też chcą takie mieć. A sesja zdjęciowa, która trwa godzinę czy dwie i kosztuje od 400 zł w górę (cena zależy od czasu trwania sesji, liczby zdjęć i odbitek), to odrobina luksusu w codziennym życiu.

– No i świetne zdjęcia, które można pokazać na Facebooku, Instagramie, powiesić na ścianie w domu. Klienci wysyłają mi zdjęcia swoich mieszkań, gdzie wiszą moje ujęcia i to czasami w ogromnych formatach – dodaje Aleksandra.

Zdjęcia lepsze niż z telefonu

Choć dzisiaj fotografem może być każdy, bo nasze telefony mają wyjątkowo potężne aparaty, różnica między zdjęciami robionymi przez profesjonalistę a tymi amatorskimi jest jednak spora. Aleksandra Śmiechowska przed sesją rozmawia z klientami, podpowiada, jak się ubrać, by dobrze wyglądać w kadrze, a jeśli trzeba – sama przygotowuje stylizacje. Mamom sugeruje zrobienie profesjonalnego makijażu, bo to pomaga pewniej poczuć się przed obiektywem. Zbiera inspiracje i podsyła własne pomysły. Wszystko po to, żeby w czasie "pstrykania" bohaterowie byli rozluźnieni i naturalni. Wtedy efekt współpracy jest najlepszy.

Kamila Drozd uwielbia robić zdjęcia. Ma ich tysiące, ale wszystkie robi telefonem. I choć jej mąż Bartek uważał, że nie ma potrzeby wydawać pieniędzy na profesjonalną sesję w studio, zmienił zdanie, gdy zobaczył ostateczny efekt. Fotografie wykonane przez Anię z warszawskiego studio Jak Z Bajki to kwintesencja magii świąt.

– Mam mało zdjęć z dzieciństwa, pewnie dlatego tak mi zależy na tym, żeby mój syn miał bogatszy rodzinny album. Ani świetnie udało się złapać klimat. Ma smykałkę do dzieci i jest niesamowicie wyrozumiała. Za pierwszym razem Jaś w ogóle nie chciał współpracować, więc musiałyśmy przełożyć sesję. Gdy wiedziała już, z jakim człowiekiem ma do czynienia, była bardzo pomysłowa. Zagadywała Jasia, wiedziała, jak go zaciekawić, co zrobić, żeby zdjęcia wyglądały tak, jak sobie wymarzyłam.

Kadry z rodzinnej sesji Kamili, Bartka i Jasia można zobaczyć na Instagramie. Odbitki wiszą na ścianie w mieszkaniu, są wklejone do rodzinnego albumu.

Pomysł na prezent dla dziadków

– Większość rodzin, które do mnie trafiają, robi sesję z myślą o świątecznych prezentach dla rodziców, dziadków – mówi Żaneta Żmuda-Kosina, fotografka z podwarszawskiego Pomiechówka.

Obraz
© Archiwum prywatne | Żaneta Żmiuda-Kozina

– Już w czasie sesji mówią, jaki portret będzie dla kogo. Zamawiają fotoobrazy, albumy, dodatkowe odbitki. Bywało tak, że rodzice przyjeżdżali na sesję z dziećmi, robiliśmy zdjęcia, które miały być prezentem dla dziadków. Po kilku dniach robiliśmy "dogrywkę" ze wszystkimi wnukami, żeby dziadkowi mieli wszystkie dzieciaki na jednym zdjęciu.

Miejsce pełne magii

Żaneta robi zdjęcia w studio. Ma przygotowane świąteczne tła, mnóstwo gadżetów: przebrania, zabawki, koniki na biegunach, choinki, bombki, sztuczny śnieg. Wszystko, czego potrzeba, żeby maluchy wyglądały na zdjęciach uroczo. – Większość moich klientów to rodziny z małymi dziećmi, czasem kobiety w ciąży, z partnerami. Ale zdarza się, że na świąteczną sesję przychodzą rodzice z nastolatkami, choć jest ich zdecydowanie mniej – przyznaje.

Magda po raz pierwszy zdecydowała się na współpracę z profesjonalistką. – Nina przegapiła wizytę fotografa w przedszkolu, bo była chora. Żeby nie było jej przykro, zabrałam ją na sesję do studia. To była dobra decyzja, bo zdjęcia są piękne. Atmosfera na sesji była wyjątkowa i mam teraz świetne prezenty dla dziadków Niny. Nawet ja i mój mąż, Maciek, daliśmy się namówić na wspólną fotkę. Jest o niebo ładniejsza niż selfie przy choince – przyznaje mama 3-letniej Niny.

Obraz
© Archiwum prywatne | Marta Tomaszuk

Praca na pełnych obrotach

Żaneta, podobnie jak Ola, świąteczne spotkania z klientami zaczyna w listopadzie. – Najwięcej sesji robię w weekendy. Bywa, że przez studio przewija się 10 rodzin. Do tego mam terminy w tygodniu, dla tych, którzy tego potrzebują. Pracę planuję tak, żeby zdjęcia były zrobione do końca listopada. Grudzień to czas na wybranie ujęć przez klientów, obróbkę, wysłanie plików do drukarni, dostawę. I nawet mając duży margines, nigdy nie mam pewności, czy laboratorium nie będzie miało opóźnienia, czy klient nie będzie zwlekał z podjęciem decyzji – właśnie dlatego na zdjęcia na tydzień przed Wigilią nie ma już szans.

Obraz
© Archiwum prywatne | Żaneta Żmiuda-Kozina

– Nawet dla własnej rodziny? – pytam podchwytliwie. – Nawet dla własnej. Szewc bez butów chodzi – śmieje się Żaneta.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (104)