Blisko ludziŚwiąteczna sesja zdjęciowa. Sposób na rodzinne wspomnienia

Świąteczna sesja zdjęciowa. Sposób na rodzinne wspomnienia

Nina na sankach siedząca w sztucznym śniegu. Kamila i Jaś w białej, rustykalnej kuchni pieką pierniczki. W grudniu mój Instagram zalewają świąteczne sesje rodzinne. Robią je koleżanki, influencerki, gwiazdy. Ale w kolejce po świąteczne kadry trzeba się ustawić już we wrześniu.

Świąteczna sesja zdjęciowa. Sposób na rodzinne wspomnienia
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Marta Tomaszuk
Aleksandra Kisiel

13.12.2019 | aktual.: 13.12.2019 18:10

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Myślę "świąteczne zdjęcia", oczyma wyobraźni widzę ciepłe światło, złoto, czerwień, zieleń, puchate swetry, perfekcyjne pierniczki, idealnie symetryczną choinkę. A potem otwieram rodzinny album ze zdjęciami i widzę siebie na tle choinki. Zdjęcie robione w ciemnym salonie mieszkania rodziców, z lampą błyskową i uciętymi nogami. Do zdjęć z bożonarodzeniowych reklam jest mu daleko.

Podobne ujęcia z dzieciństwa ma w pamięci większość moich znajomych – trzydziestolatków, których dzieciństwo to wczesna III RP, sztuczne choinki-drapaki i wszechobecny anielski włos. Pewnie dlatego świąteczne zdjęcia ich dzieci wyglądają zupełnie inaczej.

Świąteczną sesję zaplanuj jesienią

Planowanie przedsięwzięcia pt. "Świąteczna sesja zdjęciowa" trzeba zacząć… we wrześniu. A nawet wcześniej. Pierwsza sprawa to znalezienie fotografa. Łatwa, bo jest ich mnóstwo. I niełatwa, bo z tego mnóstwa trzeba wybrać tego, którego styl nam najbardziej odpowiada i mieć szczęście w rezerwowaniu terminów.

Patrycja od kilku lat zabiera swoją rodzinę do profesjonalnego studia w Toruniu. Magda, która fotografuje Patrycję i jej córki oraz męża, jest jedną z najbardziej wziętych fotografek w mieście.

– Dlatego na świąteczne sesje trzeba się zapisywać we wrześniu, maksymalnie w październiku. Zdjęcia są robione w listopadzie, żeby potem można było na spokojnie dokonać wyboru, obróbki, wydrukować i wysłać klientom – tłumaczy Patrycja. Kiedy na fanpejdżu Magdy pojawia się informacja o wolnym terminie, bo w ostatniej chwili ktoś zrezygnował, znika w mgnieniu oka.

Nowa rodzinna tradycja

Aleksandra Śmiechowska, fotografka z Wejherowa, robi zdjęcia plenerowe – są zwierzaki, choinki, akcesoria. Śnieg, jak trzeba, może być dorobiony w postprodukcji. Sesje świąteczne sprzedają się na pniu, a w ciągu jednego dnia Aleksandra współpracuje z ośmioma, a nawet dwunastoma rodzinami. Ma stałych klientów, którzy stają przed jej obiektywem kilka razy w roku.

– Dla wielu z nich te świąteczne sesje to element budowania własnej, rodzinnej tradycji. Lubią przygotowywać się do sesji, szukać ubrań, inspiracji, wręcz tym żyją. A na takiej sesji jest niezły ubaw, zwłaszcza gdy masz do ogarnięcia dzieci, zwierzęta, pogodę – wyznaje fotografka i dodaje, że jej zdaniem rosnąca popularność bożonarodzeniowych sesji fotograficznych to efekt istnienia mediów społecznościowych.

Ludzie oglądają piękne zdjęcia gwiazd czy influencerów i też chcą takie mieć. A sesja zdjęciowa, która trwa godzinę czy dwie i kosztuje od 400 zł w górę (cena zależy od czasu trwania sesji, liczby zdjęć i odbitek), to odrobina luksusu w codziennym życiu.

– No i świetne zdjęcia, które można pokazać na Facebooku, Instagramie, powiesić na ścianie w domu. Klienci wysyłają mi zdjęcia swoich mieszkań, gdzie wiszą moje ujęcia i to czasami w ogromnych formatach – dodaje Aleksandra.

Zdjęcia lepsze niż z telefonu

Choć dzisiaj fotografem może być każdy, bo nasze telefony mają wyjątkowo potężne aparaty, różnica między zdjęciami robionymi przez profesjonalistę a tymi amatorskimi jest jednak spora. Aleksandra Śmiechowska przed sesją rozmawia z klientami, podpowiada, jak się ubrać, by dobrze wyglądać w kadrze, a jeśli trzeba – sama przygotowuje stylizacje. Mamom sugeruje zrobienie profesjonalnego makijażu, bo to pomaga pewniej poczuć się przed obiektywem. Zbiera inspiracje i podsyła własne pomysły. Wszystko po to, żeby w czasie "pstrykania" bohaterowie byli rozluźnieni i naturalni. Wtedy efekt współpracy jest najlepszy.

Kamila Drozd uwielbia robić zdjęcia. Ma ich tysiące, ale wszystkie robi telefonem. I choć jej mąż Bartek uważał, że nie ma potrzeby wydawać pieniędzy na profesjonalną sesję w studio, zmienił zdanie, gdy zobaczył ostateczny efekt. Fotografie wykonane przez Anię z warszawskiego studio Jak Z Bajki to kwintesencja magii świąt.

– Mam mało zdjęć z dzieciństwa, pewnie dlatego tak mi zależy na tym, żeby mój syn miał bogatszy rodzinny album. Ani świetnie udało się złapać klimat. Ma smykałkę do dzieci i jest niesamowicie wyrozumiała. Za pierwszym razem Jaś w ogóle nie chciał współpracować, więc musiałyśmy przełożyć sesję. Gdy wiedziała już, z jakim człowiekiem ma do czynienia, była bardzo pomysłowa. Zagadywała Jasia, wiedziała, jak go zaciekawić, co zrobić, żeby zdjęcia wyglądały tak, jak sobie wymarzyłam.

Kadry z rodzinnej sesji Kamili, Bartka i Jasia można zobaczyć na Instagramie. Odbitki wiszą na ścianie w mieszkaniu, są wklejone do rodzinnego albumu.

Pomysł na prezent dla dziadków

– Większość rodzin, które do mnie trafiają, robi sesję z myślą o świątecznych prezentach dla rodziców, dziadków – mówi Żaneta Żmuda-Kosina, fotografka z podwarszawskiego Pomiechówka.

Obraz
© Archiwum prywatne | Żaneta Żmiuda-Kozina

– Już w czasie sesji mówią, jaki portret będzie dla kogo. Zamawiają fotoobrazy, albumy, dodatkowe odbitki. Bywało tak, że rodzice przyjeżdżali na sesję z dziećmi, robiliśmy zdjęcia, które miały być prezentem dla dziadków. Po kilku dniach robiliśmy "dogrywkę" ze wszystkimi wnukami, żeby dziadkowi mieli wszystkie dzieciaki na jednym zdjęciu.

Miejsce pełne magii

Żaneta robi zdjęcia w studio. Ma przygotowane świąteczne tła, mnóstwo gadżetów: przebrania, zabawki, koniki na biegunach, choinki, bombki, sztuczny śnieg. Wszystko, czego potrzeba, żeby maluchy wyglądały na zdjęciach uroczo. – Większość moich klientów to rodziny z małymi dziećmi, czasem kobiety w ciąży, z partnerami. Ale zdarza się, że na świąteczną sesję przychodzą rodzice z nastolatkami, choć jest ich zdecydowanie mniej – przyznaje.

Magda po raz pierwszy zdecydowała się na współpracę z profesjonalistką. – Nina przegapiła wizytę fotografa w przedszkolu, bo była chora. Żeby nie było jej przykro, zabrałam ją na sesję do studia. To była dobra decyzja, bo zdjęcia są piękne. Atmosfera na sesji była wyjątkowa i mam teraz świetne prezenty dla dziadków Niny. Nawet ja i mój mąż, Maciek, daliśmy się namówić na wspólną fotkę. Jest o niebo ładniejsza niż selfie przy choince – przyznaje mama 3-letniej Niny.

Obraz
© Archiwum prywatne | Marta Tomaszuk

Praca na pełnych obrotach

Żaneta, podobnie jak Ola, świąteczne spotkania z klientami zaczyna w listopadzie. – Najwięcej sesji robię w weekendy. Bywa, że przez studio przewija się 10 rodzin. Do tego mam terminy w tygodniu, dla tych, którzy tego potrzebują. Pracę planuję tak, żeby zdjęcia były zrobione do końca listopada. Grudzień to czas na wybranie ujęć przez klientów, obróbkę, wysłanie plików do drukarni, dostawę. I nawet mając duży margines, nigdy nie mam pewności, czy laboratorium nie będzie miało opóźnienia, czy klient nie będzie zwlekał z podjęciem decyzji – właśnie dlatego na zdjęcia na tydzień przed Wigilią nie ma już szans.

Obraz
© Archiwum prywatne | Żaneta Żmiuda-Kozina

– Nawet dla własnej rodziny? – pytam podchwytliwie. – Nawet dla własnej. Szewc bez butów chodzi – śmieje się Żaneta.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (104)