Szturmują sklepy całymi rodzinami. Sprzedawcy załamują ręce

Czas wyprzedaży trwa w najlepsze. - Na hasło "promocja" ludzie dziczeją - mówi Kasia, która kolejny Black Friday spędzi za kasą. - Losowaliśmy, kto weźmie dyżur w piątek. Niestety padło na mnie i jestem załamana - przyznaje. Historie z galerii handlowych pokazują, do czego są zdolni klienci.

Szaleństwo zakupowe trwa w najlepsze (zdjęcie ilustracyjne)
Szaleństwo zakupowe trwa w najlepsze (zdjęcie ilustracyjne)
Źródło zdjęć: © Getty Images | Daniel Acker
Agnieszka Woźniak

23.11.2023 | aktual.: 23.11.2023 14:47

Podczas gdy klienci tworzą listę zakupów, pracownicy handlu mają tylko jeden cel. - Chcę, by ten dzień jak najszybciej minął - komentuje Kasia. Ma ciarki na samą myśl o Czarnym Piątku, ponieważ pamięta, co działo się rok wcześniej. Już teraz ma sporo pracy, bo od poniedziałku w galeriach handlowych gromadzą się głodni promocji klienci.

Najgorszy dyżur w roku

Tłumy ludzi, kolejki do kas i ogromny bałagan. Wielu poszukiwaczy promocji, którzy w Czarny Piątek odwiedzili galerie handlowe, szybko tego pożałowało. Dlatego niektórzy wolą zostać wtedy w domu.

Pracownicy sieciówek niestety często nie mają wyboru. Ewa już czuje stres. - W tamtym roku ludzie rozrzucali ubrania po ziemi. Doszło nawet do rękoczynów przy kasie - mówi Kasia w rozmowie z WP Kobieta.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Jedna z pań mierzyła puchową kurtkę, po czym odłożyła ją na chwilę obok, aby założyć swój płaszcz. Wtedy produkt wzięła inna klientka. Pierwsza natychmiast chwyciła za rękaw, oznajmiając, że zamierza ją kupić, na co ta druga stwierdziła, że tylko chce ją przymierzyć. Niestety, kurtka tak bardzo jej się spodobała, że postanowiła o nią zawalczyć. W efekcie dwie około pięćdziesięcioletnie kobiety wyrywały sobie puchówkę na moich oczach. Kiedyś myślałam, że takie sceny są tylko na filmach, ale myliłam się - stwierdza.

- Patrzyłam na nie z niedowierzaniem. Może i byłam wredna, ale choć wiedziałam, że mam jeszcze jedną, identyczną kurtkę na magazynie, postanowiłam siedzieć cicho. Ta scena po prostu była tego warta - śmieje się.

Przyznaje jednak, że była to tragikomedia, w której nie chce więcej brać udziału. Zrobiłaby wszystko, aby w tym roku mieć wolne. - Losowaliśmy, kto weźmie dyżur w piątek. Niestety padło na mnie i jestem załamana - przyznaje. - Na hasło "promocja" ludzie dziczeją. Nawet jeśli mowa o obniżce za gumki do włosów z 8 na 4 zł.

Lęk przed piątkowym szaleństwem odczuwa również Milena, pracownica dużej sieciówki odzieżowej. - Błagałam szefa, by dostać wolne. Niestety mamy być wtedy w pełnym składzie, więc wolnego nie dostanie nikt.

Klienci potrafią zadziwić. - Jeden pan stwierdził, że Black Friday to ściema, więc on chodzi tylko na Black Week, czyli od poniedziałku do czwartku. Nie chciałam wyprowadzać go z błędu, tłumacząc, że "ta ściema" trwa cały tydzień. Nie powiem, rabaty są, ale nie większe niż w czasie sezonowych wyprzedaży.

Maciej pracuje z kolei w sklepie z RTV i AGD. - W tamtym roku mieliśmy promocję na myszki, klawiatury, komputery i monitory. Obowiązywały jednak limity - maksymalnie jedna sztuka na osobę. Pewien pan chciał sobie wyposażyć całe biuro, więc potrzebował sporo sprzętu. Przyszedł z żoną, siostrą i trójką dzieci, z czego dwójka była w wózku, a najmłodszy miał zaledwie kilka miesięcy! Jakby tego było mało, stwierdził, że jego żona jest w ciąży, więc należy mu się jeszcze jeden rabat! Staliśmy z kolegami i nie mogliśmy uwierzyć w to, co się właśnie dzieje. Ludzie dla kilkuset złotych rabatu są w stanie zrobić wszystko.

Od poniedziałku tłumy

Piątkowe szaleństwo zaczęło się już w poniedziałek. - Praktycznie nie mam już czasu na przerwę - mówi Milena. - Ludzi jest naprawdę sporo - dodaje.

Nie zawsze przekłada się to jednak na równie wysoki utarg. - Przychodzą klienci i pytają, czy już mamy ten "blejk łik". W tym roku zauważyłam jednak, że mniej kupują, a więcej narzekają. Ciągle słyszę pytania o to, "dlaczego te kurtki takie zimne" albo "czemu te promocje takie małe".

Podobne odczucia ma również Gosia. - Ludzie chodzą, patrzą na ceny i przymierzają. W porównaniu do liczby odwiedzających utarg jest jednak średni. Część osób tylko ogląda ubrania, aby potem kupić je przez internet. Inni zamierzają wrócić w piątek z nadzieją, że rabaty będą większe. Czasem mam jednak wrażenie, że ludzie szwendają się po galeriach tylko po to, aby zabić czas. A brzydka pogoda za oknem temu sprzyja - mówi w rozmowie z WP Kobieta.

Gotowi na łowy

Są tacy, którzy na Czarny Piątek czekają już od dawna. "Wziąłem wolne na Black Friday. Zamierzam wstać wcześnie rano. Jakie sklepy polecacie?" - zapytał na jednej z grup pewien mężczyzna i wywołał burzę.

"Chyba miałabym nierówno pod sufitem, gdybym wzięła wolne tylko po to, by iść na Black Friday", "Dałby pan odpocząć pracownikom, naprawdę to nie jest jakiś wyjątkowy dzień", "Zalecam pójść na spacer albo poczytać książkę. Proszę mi uwierzyć, że istnieje życie poza galerią" - odpisali mu internauci.

Fan wielkich wyprzedaży nie wziął sobie jednak tych rad do serca. "W tamtym roku zaoszczędziłem 470 zł, dziękuję za rady, ale nie zamierzam odpuszczać. Nie lubię płacić więcej, dlatego kupuję tylko na promocjach" - wyznał mężczyzna.

Iluzja oszczędności

Nie wszyscy jednak wierzą w moc oferowanych rabatów. - Śledzę od miesiąca ceny kilku rzeczy, których zakup odkładałam na Black Friday i one cały czas systematycznie rosną - stwierdza Magda.

Podobne odczucia ma wielu klientów. "Większość promocji to ściema. Lepsze okazje widzę w ciągu roku. W Polsce Black Friday nie istnieje", "To są napompowane promocje. Oferują 70 proc. obniżki z 200 proc. pierwotnej ceny" - zauważają internauci.

- Black Friday to nic innego, jak podniesienie cen miesiąc wcześniej, by potem magicznie je obniżyć - mówi była pracownica handlu.

Niestety, nie pomaga również tak zwana dyrektywa Omnibus, wprowadzona 1 stycznia 2023 roku, według której przedsiębiorcy, którzy organizują obniżki, muszą informować o najniższej cenie z 30 dni poprzedzających promocję.

- Sztuczne pompowanie ceny przed Czarnym Piątkiem było, jest i będzie. Zmieniło się jedynie to, że właściciele sklepów podnoszą cenę ponad miesiąc wcześniej, a nie chwilę przed - wyjaśnia pracownica sieciówki.

Niestety, umieszczenie informacji o tym, że cena 30 dni temu była równie niska, czasami też nic nie daje. - Ludzie widzą słowo "promocja" i wariują. Choć przy produktach znajduje się informacja o poprzedniej cenie, nie zwracają uwagi i dają się robić w balona. Pamiętam, jak w wakacje masowo pobiegli na stację, bo wprowadzono obniżki na paliwo, choć ceny po obniżkach wynosiły dokładnie tyle samo, co kilka dni wcześniej - podkreśla jeden z klientów i deklaruje, że w najbliższy piątek woli zostać w domu.

Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
black fridaypromocjesklepy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (413)