szkoły

Podczas piątkowej konferencji rząd ogłosił nowe obostrzenia, a wśród nich wprowadzenie nauki zdalnej dla uczniów klas 4-8. Zdaniem immunologa Pawła Grzesiowskiego takie rozwiązanie powinno zostać zastosowane w połowie września. Na obecnym etapie pandemii wszyscy uczniowie powinni pracować w trybie zdalnym. – W czerwonych strefach powinniśmy mieć nieczynne szkoły w zakresie całościowym – stwierdził lekarz w programie "Newsroom" Wirtualnej Polski. – Ustaliliśmy, że ostatnio źródłem zakażenia u dorosłych często są dzieci chodzące do szkoły lub przedszkola. To są fakty – dodał ekspert. Jako że od soboty 24 października cała Polska jest objęta czerwoną strefą, obostrzenia te powinny obowiązywać wszystkich już od poniedziałku. Dr Grzesiowski zwrócił również uwagę na niedoszacowanie danych oraz możliwość, że dziennie może chorować 10 razy więcej osób, niż podaje to ministerstwo zdrowia. Co więcej, już w przyszłym tygodniu możemy się spodziewać 25 tys. przypadków zakażeń dziennie – szacuje immunolog.

Prof. Krzysztof Simon, gość programu "Newsroom WP", wypowiedział się na temat nauki w czasie drugiej fali koronawirusa w Polsce. – Mówię jako lekarz i epidemiolog zakaźny. Z punktu widzenia ekonomicznego zamykanie szkół i blokowanie rodziców, którzy chodzą do pracy, jest skrajnie ryzykowne. Bo nie jesteśmy bogatym krajem – ocenił. Ceniony epidemiolog odniósł się również do kwestii przenoszenia koronawirusa przez dzieci. – Dzieci go przenoszą, ale proszę powiedzieć, ile dzieci się rozchorowało? Prawie żadne – stwierdził. Jego zdaniem zamykanie żłobków, przedszkoli, szkół podstawowych nie ma więc sensu. Specjalista wypowiedział się też na temat wysyłania przeziębionych dzieci na lekcje. – Nie powinno puszczać się do szkoły dziecka, które kaszle i ma katar. Takie dziecko ma pozostać w domu – ostrzegł.

Uczniowie w całej Polsce powiedzieli "dość" i zorganizowali protest. Ma on być żółtą kartką dla rządzących. Wszystko dlatego, że – jak mówią – czują się rozczarowani zachowaniem polityków w sprawie funkcjonowania szkół. Czarę goryczy przelała sobotnia konferencja prasowa premiera Morawieckiego. Młodzi domagają się wprowadzenia nauczania hybrydowego albo zdalnego w celu ograniczenia szerzenia się koronawirusa w szkołach. – To jest chore co się dzieje aktualnie – mówi Kinga Banot, uczennica Szkoły Organizacji i Zarządzania w Cieszynie. Podobnych głosów słychać więcej, także od nauczycieli. – Siedzimy na bombie jako nauczyciele, uczniowie, rodzice – przyznaje Artur Sierawski, nauczyciel historii. Więcej o proteście uczniów w materiale wideo.

W czwartek minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski poinformował, że nie będzie obowiązku noszenia maseczek w szkołach. Aczkolwiek zastrzegł, że ostateczna decyzja należy do dyrektorów. Aleksandra Dulkiewicz, prezydent Gdańska, skomentowała tę wypowiedź w programie "Newsroom". Dulkiewicz uważa, że działanie ministra nie jest przemyślane. – Ja bym chciała mieć pełną wiedzę, jak jest naprawdę. Przecież widzimy dane, które codziennie są publikowane i słuchamy opinii ekspertów – mówiła. Jeśli nagle w jedno miejsce zjeżdżają się ludzie z różnych miejsc i przebywają razem kilka godzin, to jasne, że ryzyko zarażenia jest dużo większe. Pewnie tak naprawdę skutki rozpoczęcia nowego roku szkolnego odczujemy prawdopodobnie w połowie września. I wtedy pewnie będzie pytanie, co dalej – stwierdziła. Prezydent Gdańska zamierza jednak wysłać swoją córkę do szkoły. – Ja uważam, że dzieci powinny chodzić do szkoły, tylko powinniśmy mieć czas, miejsce i narzędzia do tego, żeby odpowiednio też te szkoły przygotować – powiedziała – U naszych zachodnich sąsiadów, w różnych landach, ten rok szkolny już trwa, 2 czy 3 tygodnie. Widzimy zamykane szkoły, klasy na kwarantannie i stopniowe przechodzenie na nauczanie zdalne. Zobaczmy też, jak Włosi przesunęli rozpoczęcie roku szkolnego i przebudowują szkoły, żeby zapewnić więcej miejsca. To są różne rozwiązania, ale bez dialogu, bez współpracy, bez rzetelnej informacji, to jest bardzo trudne.