To będą bardzo drogie święta. Polacy przerażeni inflacją oszczędzają na każdym kroku
Słysząc budujące zapewnienia polityków PIS o rosnących pensjach, niskim bezrobociu i wzroście gospodarczym, można by pomyśleć, że galopująca inflacja nie będzie tak odczuwalna dla przeciętnego zjadacza chleba. Niestety jest odwrotnie i aby się o tym przekonać wystarczy wizyta w najbliższym sklepie lub na stacji benzynowej. Rosnące koszty życia biją po kieszeniach i zmieniają nawyki zakupowe Polaków.
10.12.2021 09:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kasia Chojecka, samotna mama nastolatki przyznaje, że dotychczas udawało jej się wiązać koniec z końcem, nie odmawiając sobie podstawowych produktów, sporadycznych wyjazdów czy cotygodniowych rozrywek. Teraz musi się mierzyć z trudniejszą sytuacją finansową. Tegoroczne święta będą dla niej dużym wyzwaniem.
- Odczuwam te wszystkie podwyżki na własnej skórze. Widać to zwłaszcza przy tankowaniu samochodu, z którego korzystam w pracy i prywatnie. Teraz, jeśli nie muszę po prostu ograniczam zużycie paliwa. Oszczędzam już prawie na wszystkim, nawet na codziennych zakupach spożywczych - mówi Kasia. Podkreśla, że w obliczu podwyżek zaczęła zaczęła robić zakupy w tych sklepach, w których może kupić produkty w okazyjnych cenach.
- Łapię się na tym, że nie kupię masła, jeśli nie ma na niego promocji rodzaju "kupując 3 płacę za 2". I chyba nie tylko ja, bo jak się pojawia ta okazja, a już niestety coraz rzadziej, to towar bardzo szybko znika z półek. Kiedyś w popularnym dyskoncie robiłam zakupy za przysłowiową stówkę i starczało na 2 dni. Teraz to niemożliwe, bo wszystko podrożało. Od chleba, masła, warzyw i owoców, po słynny skok cenowy oleju. Wydawać więcej nie mam z czego. Zrezygnowałam też całkowicie z wypadów do restauracji, na razie też wykupiłam córce tydzień ferii, a nie jak kiedyś przed falami pandemii 2 tygodnie - przyznaje, dodając, że zrezygnowała również z zakupów w mniejszych supermarketach, które nie mogą sobie pozwolić na ceny jak w dyskontach.
Bardzo drogi Mikołaju
Elżbieta, 56-latka z warszawskich Bielan obawia się, że święta, które jak co roku organizuje dla całej rodziny, będą jednymi z najdroższych i przez to najskromniejszych, które przyszło jej urządzać. Kobieta boi się, że przygotowania mogą przekroczyć jej możliwości finansowe i będzie musiała zaciągnąć pożyczkę.
- Żyję oszczędnie, ale i tak nie ma już na czym oszczędzać, bo przy mojej pensji jest to niemożliwe. Zakupy na święta zaczęłam robić już w październiku, bo mówią, że będzie jeszcze drożej. Mam swoje sposoby na to wszystko: szukam okazji w gazetkach ze sklepów, a prezenty zamawiam przez internet z Chin. Na szczęście mogę liczyć na pomoc rodziny: jeden kupi wino, synowa zrobi ciasta. Jakoś to będzie. Chociaż i tak rozważam wzięcie niewielkiej pożyczki, bo nie chcę, żeby czegoś zabrakło na stole i pod choinką, a mam wnuczki do obdarowania - wyjaśnia.
Pani Elżbieta nie należy do wyjątków i kupując wcześniej może nadal sporo zaoszczędzić, gdyż według ekspertów wzrost cen nie wyhamuje.
- Czekają nas drogie święta, ale nie chodzi tutaj tylko o żywność. Więcej wydamy na dojazdy do rodziny, więcej zapłacimy za gaz, prąd zużyty do przygotowania świąt. Mamy też silne osłabienie kursu walutowego, stąd np. podrożeje elektronika z importu, często kupowana na święta. A jeżeli ktoś oszczędzał na jakiś większy prezent, to jego oszczędności mocno straciły na wartości, bo w bankach mamy zerowe stopy procentowe mimo ogromnej inflacji. Ponadto rodziny z niepokojem patrzą w przyszłość, nie możemy "poszaleć" z wydatkami na święta, bo przecież w styczniu czekają nas różnego rodzaju podwyżki cen, taryf (np. gaz, energia, komunikacja), wzrost akcyzy od alkoholu i papierosów, a do tego kilka milionów przedsiębiorców i pracowników w nowym ładzie zapłaci wyższe podatki dochodowe - opowiada w rozmowie z WP Kobieta dr Sławomir Dudek, adiunkt w Instytucie Rozwoju Gospodarczego Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Dobrze już było
Piotr Wawrzyniec cztery lata temu kupił niewielki dom pod Warszawą i nadal w nim nie mieszka. - Najpierw miałem problem z odbiorem domu, bo deweloper nie wywiązywał się z zobowiązań i tym samym znacznie opóźnił rozpoczęcie wykończeniówki. Teraz jak już pozałatwiałem formalności kolejną przeszkodą okazały się wysokie ceny za materiały i robociznę, które w porównaniu do tych sprzed dwóch lat, są czasem kilkanaście razy wyższe. To, co się stało w budowlance to jakieś szaleństwo. Sumując to wszystko podwyżki idą w tysiące. Moich dwóch sąsiadów z osiedla też ma podobny problem, bo mieszkają w domach, które są jeszcze nie wykończone. Drogie prace robią na raty albo sami częściowo wykonują.
Piotr zaznacza, że i tak należy do szczęściarzy, bo dziś na taką nieruchomość w ogóle nie mógłby sobie pozwolić, ze względu na obecnie zaporowe ceny nieruchomości.
Ekonomiści nie mają wątpliwości, że sytuacja na rynku jest delikatnie mówiąc, mało optymistyczna, a o zmianie na lepsze jeszcze długo można pomarzyć. Inflacja konsumencka w Polsce jest najwyższa od 20 lat, przez wiele miesięcy była najwyższa w całej Unii Europejskiej i dalej jesteśmy na podium w tym niechlubnym rankingu. Również przyjęte przez rząd programy mające na celu stabilizację szybujących w górę cen nie dają gwarancji rozwiązania problemów.
- Tarcza antyinflacyjna w żaden sposób nie rozwiązuje problemów inflacji. Rząd powinien walczyć z przyczynami inflacji, a nie dolewać oliwy do ognia. Środki przeciwbólowe przecież nie wyleczą próchnicy zębów. To nie jest tak, że inflacja w Polsce to głównie efekt cen paliw, gazu, energii czy generalnie czynników zewnętrznych, poza kontrolą decydentów w zakresie polityki gospodarczej. Te czynniki nie są determinujące - wyjaśnia dr Sławomir Dudek.
Chociaż skutki inflacji są odczuwalne przez większość to każdy konsument ma inny koszyk wydatków. - Rodziny, które często używają samochodu w celu dojazdu do pracy, zawożenia dzieci do szkoły kupują więcej paliwa. Są też rodziny, które zużywają więcej energii elektrycznej czy gazu. Dla takich konsumentów inflacja może być już nawet dwucyfrowa. Pamiętajmy jednak, że inflacja konsumencka nie obejmuje wielu istotnych wydatków, np. zakupu mieszkań, które też mocno drożeją - twierdzi specjalista, podkreślając, że statystyka to jedno, ale istotna jest też tzw. odczuwalna inflacja. Tutaj społeczne nastroje są bliskie depresji.
- Ostatnie badanie pokazało, że obawy inflacyjne gospodarstw domowych wystrzeliły! Są najwyższe od ćwierćwiecza. Ponad 76 proc. gospodarstw domowych ocenia, że obecne koszty utrzymania w skali kraju są "wyraźnie dużo wyższe" lub "znacznie wyższe", ale przy spojrzeniu już na własny budżet aż 86 proc. gospodarstw domowych odczuwa wzrost cen bardziej niż zwykle. Ponad 88 proc. respondentów oczekuje, że w najbliższych 12 miesiącach "wzrost cen będzie szybszy" lub "ceny wzrastać będą tak samo" jak obecnie. Jednak, co jest zaskakujące, Polacy przerazili się inflacji - zauważa dr Dudek.
Dodał również, że wymienione obawy w dużym zakresie wpłynęły na gwałtowne i szokowe pogorszenie ocen w zakresie własnej sytuacji finansowej gospodarstw domowych, do najniższego poziomu od 2012 roku. Jest to ogromne zaskoczenie w świetle niskiego bezrobocia i silnego wzrostu gospodarczego. Tąpnięcie nastrojów w tym obszarze, to z wyjątkiem szoku pandemicznego, rekordowy spadek.