To miała być miłość na całe życie. "Przed kościołem coś we mnie pękło i uciekłam"
Kasia i Mateusz związali się w pierwszej klasie liceum. Kilka lat później mieli stanąć przed ołtarzem i powiedzieć sobie "tak". Kobieta zrezygnowała w ostatniej chwili. - Oprzytomniałam, gdy zrozumiałam, że ta relacja nie ma przyszłości - tłumaczy.
03.03.2023 | aktual.: 03.03.2023 15:00
Kasia dziś ma 30 lat i od roku jest singielką. Jeszcze kilka lat temu była przekonana, że Mateusz to miłość jej życia i nic ich nigdy nie rozdzieli. Poznali się w pierwszej klasie liceum. W trakcie studiów zamieszkali razem i zaczęli odkładać pieniądze na ślub.
W międzyczasie odbywały się wesela znajomych, którzy zakładali rodziny i witali na świecie pierwsze dzieci. Trzy lata temu na Kasi palcu pojawił się pierścionek zaręczynowy. Rok miała stanąć na ślubnym kobiercu i powiedzieć Mateuszowi "tak".
Uciekająca panna młoda
- Mieliśmy wyznaczoną datę ślubu. Wszystko było dokładnie zaplanowane, zaproszenia rozesłane, suknia kupiona. Wtedy pojawił się COVID-19. Realizacja naszych planów zaczęła przeciągać się w czasie, a w mojej głowie pojawiało się coraz więcej wątpliwości - wyznaje Kasia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
30-latka zaczęła analizować ostatnie lata. Od zaręczyn partner wyraźnie zmienił swoje nastawienie. Im było bliżej ślubu, tym mężczyzna zdawał się coraz bardziej oddalać od narzeczonej.
- Zaczął zostawać na noc u znajomych, nie informując mnie o tym, że nie wraca do domu. Ignorował, co czuję i myślę. Nie reagował na prośby. Coraz mniej czasu mi poświęcał. Byłam przerażona, zaraz mieliśmy się pobrać, a uczucie jakby wygasało - wspomina Kasia.
W końcu po większej awanturze kobieta wygarnęła Mateuszowi ostatnie trzy lata, pytając, czy mają jeszcze coś ze sobą wspólnego. Ten tłumaczył się stresem związanym ze zbliżającym się ślubem. Ceremonia miała odbyć się w marcu ubiegłego roku.
- Goście już byli w kościele. Pamiętam, że stanęłam przed bramą, w sukni, i coś we mnie pękło. Poczułam, że ten ślub nie może się odbyć i po prostu uciekłam. Ostatnie dwa lata skreśliły wszystko. Zobaczyłam, jak bardzo Mateusz jest niedojrzały, a także to, że trwaliśmy w związku, bo tak było wygodnie. Nasze drogi zdążyły się rozminąć dużo wcześniej - tłumaczy i dodaje, że choć bardzo wszystko przeżywała, to dziś wie, że postąpiła właściwie.
- Wtedy marzyłam o dzieciach. Teraz myślę sobie: jaki ślub, jakie dzieci? Jestem wdzięczna za przeżycie takiej miłości, ale wiem też, że do pewnego momentu była idealizowana. Przez te lata nie miałam też szansy poznać siebie, jako dorosłego człowieka. Teraz z czystą kartką zaczynam nowe życie - podsumowuje.
Kasia przyznaje, że na razie nie myśli jeszcze o randkach. Chce skupić się na sobie, podróżować i spędzać czas ze znajomymi.
"To miała być miłość na całe życie"
55-letnia Róża do tej znajomości wciąż ma wielki sentyment. Ale ma też świadomość, jak wpłynęła na resztę jej życia, gdyż długo nie mogła sobie poradzić z odrzuceniem przez partnera.
- Poznaliśmy się w szkole średniej. Mieszkaliśmy na stancjach, z dala od rodzin. Może z tego powodu tak potrzebowaliśmy bliskości. Z Tomaszem łączyło nas wiele: słuchaliśmy takiej samej muzyki, wspólnie poszukiwaliśmy sensu życia. On był ode mnie o dwa lata starszy i wcześniej wyjechał na studia. To wtedy nasza relacja zaczęła się zmieniać - tłumaczy.
Róża przyznaje, że związek z Tomaszem był pierwszą poważną relacją. Wówczas myślała, że będzie to pierwszy i ostatni mężczyzna w jej życiu. Do rozstania doszło, gdy była na drugim roku studiów.
- Tomasz zawsze był niespokojnym duchem, a ja się zmieniłam. Potrzebowałam czegoś stabilniejszego. Jednak decyzja o rozstaniu wypłynęła z jego strony. Bardzo to przeżywałam. Długo nie wchodziłam w kolejne związki, myślałam, że nigdy już do nikogo nie poczuję czegoś tak silnego - wspomina Róża.
"W tym roku mamy 40. rocznicę ślubu"
Historia Bożeny i Jarosława zaczyna się jeszcze w latach, gdy obydwoje chodzili do szkoły podstawowej. W październiku tego roku małżeństwo będzie świętować 40. rocznicę ślubu. Poznali się na szkolnych korytarzach - ona, uczennica piątej, on - szóstej klasy.
- Mieszkaliśmy na tym samym osiedlu. Znaliśmy się z widzenia, mój starszy brat grał z Jarkiem w piłkę w parku obok bloku. Nikt chyba się nie spodziewał, że kiedyś coś do siebie poczujemy.
Wszystko zmieniło się, gdy Bożena poszła do liceum, tego samego, do którego wcześniej dostał się Jarosław. - Początkowo mi dokuczał! Potem zaprosił do kina, poszliśmy też razem na studniówkę. Okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Czas mijał, a ja nie chciałam poznawać nikogo innego.
Kobieta wspomina, że rodzice podchodzili latami do tej relacji bardzo sceptycznie. No bo jednak ta "szczenięca miłość" nie ma szans przetrwać i prędzej czy później się rozpadnie. - Zaczęli traktować nasz związek poważnie chyba dopiero po ślubie - śmieje się Bożena.
Czy pojawiały się trudności? Kobieta przyznaje, że jak chyba w każdym związku, są lepsze i gorsze dni. Czasem zastanawia się, jakby wyglądało jej życie, gdyby ostatecznie się z Jarkiem rozeszła. Z kim by później była? W jak wielu związkach by się znalazła?
- Zawsze dodaję, że najwyraźniej taki był nasz los, żeby odnaleźć się w dość wczesnym wieku. I choć to mój "pierwszy i jedyny", moim zdaniem nie mam czego żałować - podsumowuje.
Razem w dorosłość. "To często ważny czas transformacji nas samych"
Psycholożka i psychoterapeutka dr n. med. Agnieszka Mazurkiewicz wyjaśnia, że w związku budowanym od nastoletnich lat widzi przynajmniej dwa zagrożenia. Zwraca uwagę na fakt, że dorastając razem z naszym partnerem, znamy go lepiej niż ktokolwiek, co nie zawsze jest plusem.
- To może na późniejszym etapie relacji zabierać nam aspekt związany z tajemniczością drugiej osoby i odkrywaniem jej, tak, jak ma to miejsce w relacjach osób, które poznały się na późniejszych etapach życia. Zaczynamy definiować tę osobę przede wszystkim jak przyjaciela. Przestajemy uwodzić się, zaskakiwać, co na dłuższą metę powoduje zubożenie życia intymnego - zaznacza Agnieszka Mazurkiewicz.
Ekspertka dodaje, że relacji romantycznej, która miała swój początek w tak młodym wieku, pojawia się również niebezpieczeństwo poczucia scalenia z tą drugą osobą. Wspólne cechy, wizje, pasje.
- Jednak moment wkraczania w dorosłość często jest ważnym czasem transformacji nas samych, przebudowania siebie. Może okazać się, że nasze wizje życia zaczynają się bardzo różnić, a gotowość do podejmowania dalszych wspólnych decyzji nie rozwija się równolegle w czasie. Wspólne cele, mimo wcześniejszych zapewnień, przestają być wspólne. Problem ten z mniejszym prawdopodobieństwem wystąpi u osób, które poznały się w dorosłości, kiedy wizja życia jest już zwykle bardziej ugruntowana - podkreśla psycholożka.
Wielka miłość i rozstanie. "Stratę relacji można porównać do żałoby"
Jeśli w dorosłym życiu zakończyliśmy relację, która rozpoczęła się jeszcze w czasach młodości, ważne jest, by dać sobie czas na oswojenie się z sytuacją. A jak później zacząć randkować, gdy wciąż pojawia się lęk, bo nasze wcześniejsze doświadczenia związane były wyłącznie z jedną osobą?
- Przychodzi mi na myśl jedno słowo: powoli. To, że się rozstaliśmy, nie oznacza, że ta relacja przestaje istnieć. Ona trwa w naszych myślach, wspomnieniach i doświadczeniach. Jeśli byliśmy z kimś od nastoletnich lat, to śladów drugiej osoby jest w naszym życiu bardzo dużo - wyjaśnia Agnieszka Mazurkiewicz
- Małe są szanse na stworzenie nowej, wartościowej relacji, jeśli ciągle żyjemy poprzednim życiem, a emocje związane z poprzednim partnerem są bardzo silne. Czas po rozstaniu niech będzie czasem wyciszenia, wsłuchania się we własne "ja", próbą odpowiedzi na pytanie, kim jestem bez partnera i jakie są teraz moje potrzeby. Kończąc relację, tracimy cześć siebie. Trzeba tę część zbudować na nowo, a to wymaga czasu - podsumowuje ekspertka.
Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl