Toczy walkę z sąsiadką. "Z klatki schodowej zrobiła graciarnię"
- Spór trwa już od kilku miesięcy. Sąsiadka zrobiła sobie z klatki schodowej graciarnię. Trzyma tam stare meble, kwiaty, których nie podlewa. O śmieciach nawet nie wspomnę, bo śmierdzi nimi na całym korytarzu - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską Natalia, tocząca z kobietą walkę o porządek.
Korytarze, klatki schodowe, balkony i parkingi. To miejsca, które nie spełniają ról wyłącznie im przypisanych, a często stają się tzw. graciarniami. Choć powodów zjawiska jest wiele, jednym z najczęstszych i najbardziej problematycznych w ostatnich latach jest za mała komórka lokatorska lub jej brak. Piwnice, dostępne w starszym budownictwie, stały się dobrem luksusowym.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Z klatki schodowej zrobiła graciarnię"
"Graciarnia" to słowo, które pojawia się najczęściej w rozmowie z Natalią, mieszkanką jednego z osiedli na warszawskim Żoliborzu. Choć budynek, w którym mieszka, posiada piwnice, są one tak niewielkie, że notorycznie brakuje w nich miejsca. Z tego powodu sąsiedzi, w tym sąsiadka z naprzeciwka, robią sobie ze wspólnej przestrzeni - klatki schodowej, przechowalnię.
- Spór trwa już od kilku miesięcy. Trzyma tam stare meble, kwiaty, których nie podlewa. O śmieciach nawet nie wspomnę, bo śmierdzi nimi na całym korytarzu - opowiada Natalia w rozmowie z Wirtualną Polską.
Rozmów na ten temat było już wiele. Żadna z nich nie przyniosła jednak oczekiwanych efektów. Sąsiadka tłumaczy, że nie może przenieść mebli w inne miejsce, ponieważ do piwnicy się nie zmieszczą. Nie ma ich też zamiaru wyrzucać, bo jest do nich "przywiązana emocjonalnie".
- Z jednej strony rozumiem, bo piwnice faktycznie są małe i ledwo można zmieścić tam trzy rzeczy. Z drugiej - po co ona wciąż to trzyma? Ani to nie jest jej potrzebne, ani nie wygląda. Dodatkowo blokuje przejście osobom, które mieszkają dalej i muszą się przedostać np. z dziecięcym wózkiem - zauważa Natalia.
Dodaje, że zdarzyło się nawet, że z powodu smrodu sama wyrzuciła śmieci sąsiadki.
- Pewnie lepiej, gdybym tego nie robiła i gdzieś to zgłosiła. Może gdyby zapłaciła kilkaset zł kary, miałaby wystarczającą nauczkę, a my, sąsiedzi - problem z głowy - podsumowuje.
Grzywna nawet do 5 tys. zł
Co, gdyby Natalia zdecydowałaby się zgłosić służbom, że jej sąsiadka gromadzi tyle rzeczy na klatce schodowej? Sytuacja mogłaby się zakończyć wysoką, bo nawet kilkutysięczną karą grzywny lub aresztu. Składowanie rzeczy na klatce schodowej jest bowiem niezgodne z prawem.
Klatki schodowe stanowią także drogę ewakuacyjną na wypadek pożaru. Korytarze nie mogą być więc zastawione, a dostęp do nich musi być swobodny. Gromadzenie przedmiotów łatwopalnych, takich jak mebli, a także gabarytowych, np. rowerów, jest niedopuszczalne.
Jeżeli sąsiad, mimo próśb mieszkańców, nie uprzątnął przestrzeni, jaką jest klatka schodowa, wyjściem z sytuacji jest zgłoszenie tego Straży Miejskiej bądź Straży Pożarnej. Jeśli podczas działań kontrolno-rozpoznawczych stwierdzą, że na drodze ewakuacyjnej znajdują się materiały łatwopalne czy gabarytowe, mogą zastosować jeden z przepisów kodeksu wykroczeń - art. 82 punkt 1.
"Kto dokonuje czynności, które mogą spowodować pożar, jego rozprzestrzenianie się, utrudnienie prowadzenia działania ratowniczego lub ewakuacji, polegających na: składowaniu materiałów palnych na drogach komunikacji ogólnej służących ewakuacji lub umieszczaniu przedmiotów na tych drogach w sposób zmniejszający ich szerokość albo wysokość poniżej wymaganych wartości, podlega karze aresztu, grzywny albo karze nagany".
Kara grzywny może wówczas wynieść od 20 zł do 5 tys. zł. Kara aresztu - od 5 do 30 dni.
Zepsuta lodówka, rower stacjonarny, dziecięce łóżeczko
Brak komórek lokatorskich na jednym z nowych osiedli pod Warszawą wpłynął na okropny bałagan na parkingu, czego nie może zaakceptować Ola. Jej sąsiadka stworzyła sobie własną komórkę lokatorską z miejsca parkingowego, na którym trzyma nie tylko samochód, ale także inne sprzęty.
- W bloku raczej wszyscy się znamy. Nie ma problemu z porządkiem na klatce schodowej, ale to, co dzieje na parkingu, spędza sen z powiek. Mieszkańcy trzymają cały swój dorobek wokół samochodów. Z miejsca parkingowego, zaraz obok mojego, sąsiadka zrobiła sobie własną komórkę lokatorską. Zepsuta lodówka, rower stacjonarny, dziecięce łóżeczko, słoiki z przetworami, wielkie kartony po sprzętach AGD i nieużywane ubrania w workach foliowych to tylko niektóre z rzeczy, które można tam zobaczyć - opowiada Ola.
Mimo zgłoszeń wspólnota mieszkaniowa nic z tym nie robi.
- Nie zostaje nic innego, jak poczekać, aż to posprząta. Nie wiem jednak kiedy nadejdzie ten moment, bo sprzęty są tam gromadzone już od kilku tygodni. Końca nie widać -stwierdza.
"Część wspólną zaczęli traktować jak własną"
Brak komórki lokatorskiej w budynku odczuła również Olga - i to nie tylko na własnej skórze. Jej sąsiedzi notorycznie gromadzą rzeczy, których nie mają gdzie trzymać. W mieszkaniu miejsca jest niestety za mało. Za komórkę lokatorską posłużyła im więc przestrzeń przed drzwiami oraz balkon.
- Na początku zdziwił mnie fakt, że zostawiają klucze w drzwiach - od zewnątrz. Kiedy wychodziłam rano z mieszkania i wracałam po kilku godzin, ich drzwi pozostawały otwarte. Tłumaczyłam to inną mentalnością, bo pochodzą z krajów Dalekiego Wschodu. Z czasem coraz więcej rzeczy zostawiali na klatce schodowej i balkonie - opowiada.
- Najpierw pojedyncze pary butów, później już cały stos. Z czasem doszły dziecięce zabawki. Potem wózki, doniczki. Ich rozgardiasz blokował niektórym przejście do mieszkań. Część wspólną mieszkańców osiedla zaczęli traktować jak własną - dodaje w rozmowie z Wirtualną Polską.
Z podobnymi uciążliwościami, jednak przed budynkiem, zmaga się Elżbieta i jej sąsiedzi. W tym przypadku problemem nie jest komórka lokatorska, a sąsiedzi, którzy nie szanują wspólnej przestrzeni mieszkańców. Tuż po remoncie, który miał miejsce już kilka tygodni temu, rzucili wszystko na podwórko. Nie pofatygowali się nawet do śmietnika.
- Te rzeczy leżą od kilku tygodni. Ramy, kartony, kosze. I to nie w workach, a po prostu, na trawie. Na zdjęciu widać nawet majtki. Naprawdę, nie mam już na to słów, bo nie zliczę, ile razy zwracaliśmy uwagę sąsiadom, którzy to zostawili. Wszyscy wiemy, kto to zrobił. Ich natomiast nic nie rusza - ani prośby, ani groźby. Czekają, aż ktoś to zabierze - ujawnia Elżbieta.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.