LudzieTomasz Orłowski: Paryż jest stworzony na każdą kieszeń

Tomasz Orłowski: Paryż jest stworzony na każdą kieszeń

– Człowiek zyskuje w Paryżu wiele przez sam fakt, że jest otoczony pięknem, za które nie płaci – spaceruje i przygląda się rzeczom, które są do jego dyspozycji – mówi Tomasz Orłowski, wieloletni ambasador Polski we Francji i Monako, autor książki "Dyplomatyczna ratatouille. Dokładka".

Francuzi nie mają zwyczaju fotografowania się pod wieżą Eiffla
Francuzi nie mają zwyczaju fotografowania się pod wieżą Eiffla
Źródło zdjęć: © Getty Images | anyaberkut

Ewa Podsiadły-Natorska, Wirtualna Polska: Podobno do Paryża bez pieniędzy nie ma po co się wybierać. To prawda?

Tomasz Orłowski: Całkowicie się z tym nie zgadzam. Gdy jako student zaczynałem życie w Paryżu, miesięcznie dostawałem na życie stypendium w wysokości 300 dolarów z koniecznością opłacenia sobie z niego również mieszkania i proszę sobie wyobrazić, że żyło mi się dobrze. Trzeba było zrezygnować z niektórych rzeczy, ale Paryż jest stworzony na każdą kieszeń.

Człowiek zyskuje w nim wiele przez sam fakt, że jest otoczony pięknem, za które nie płaci – spaceruje i przygląda się rzeczom, które są do jego dyspozycji. Co więcej, wszystkie muzea należące do miasta są darmowe. A sandwich ze słynnej francuskiej bagietki z masłem i świeżą szynką to coś bardzo smakowitego, a nie kosztuje wiele. W Paryżu taniej kupiłbym też dobre wino niż w Warszawie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Czyli nadal pokutują mity i stereotypy.

Tak, ale też często inaczej rozumiemy pojęcie luksusu. Z jednej strony Francja na luksusie zbudowała swój prestiż; przejawia się on we wspaniałych restauracjach, domach mody, pracowniach jubilerskich itd. Z drugiej strony Francja posiada luksus na każdą kieszeń. Ten luksus to "móc radować się życiem". Powiem szczerze, że to dla mnie wskaźnik łacińskiej czy śródziemnomorskiej natury tego kraju. A radość życia jest przecież dostępna często bez pieniędzy.

Zaręczyny pod wieżą Eiffla dla Francuzów uchodzą za romantyczne czy kiczowate?

Tego Francuzi nie robią w ogóle. Spotyka się tu oczywiście ludzi w strojach ślubnych, jak i w trakcie zaręczyn, ale zazwyczaj to cudzoziemcy. Szczególnie często można zobaczyć pary młodych Chińczyków. Nie ma takiego zwyczaju, żeby Francuzi robili sobie seanse fotograficzne pod wieżą Eiffla. Przede wszystkim Paryż dla cudzoziemców jest czymś innym niż Paryż dla jego mieszkańców. Dla Francuzów znacznie ważniejsze jest, żeby uroczystość zaręczynowa czy ślubna odbyła się w gronie najbliższych.

Niewątpliwie Francuzki uchodzą za wzór szykowności. Wyobrażamy je sobie jako szczupłe, modnie ubrane, stylowe. Pana obserwacje to potwierdzają?

Myślę, że Francuzki faktycznie są niezwykle szykowne, choć ich szykowność w jakimś stopniu przypomina szykowność Polek. We Francji przede wszystkim jednak chodzi o umiejętność noszenia ubioru – ważne jest nie tyle to, co się nosi, tylko jak się nosi. Właściwy chód, wyprostowane plecy, głowa trzymana wysoko to elementy szykownego poruszania się. I często jest to sekret tego, jak się wygląda. To po pierwsze. Po drugie potwierdzam, że Francuzki są szczupłe, co zawdzięczają nie genom, a przede wszystkim sposobowi żywienia. Smukłe kobiece sylwetki stanowią powszechny wizerunek paryskiej czy w ogóle francuskiej ulicy. Francuzki mają również niezwykłą umiejętność doboru kolorów.

A francuscy mężczyźni też są szykowni?

Są, choć szykowność mężczyzn jest czymś zupełnie innym niż szykowność kobiet; w przypadku mężczyzn chodzi raczej o dbałość ubioru. Natomiast i u Francuzek, jak i u Francuzów, mówimy o postawie, która wiąże się z pewnym wychowaniem estetycznym. To coś, czego w Polsce mi często brakuje. Piękno według Francuzów musi być naturalne i niewymuszone, nie może być przesadą. Niestety, często widzę u nas zbyt dużo woli eksponowania zasobności. To nie jest elegancja.

Słynny francuski reżyser teatralny i dramaturg Sacha Guitry mówił, że "luksus jest kwestią pieniędzy, ale elegancja jest kwestią edukacji". Elegancji ani szykowności się nie kupi. Trzeba to posiąść dzięki wychowaniu, co nie znaczy, że trzeba uczyć się w jakichś szczególnych szkołach; wystarczy umieć patrzeć na świat w taki sposób, że przejmuje się z niego to, co piękne.

Wspomniał pan już o francuskich domach mody. Moda jest dla Francuzów ważna?

Jest naturalna. W XVIII wieku Paryż stanowił centrum świata – Francuzi do dzisiaj nie mogą tego odżałować. Dla rozwoju mody Paryż ma znaczenie fundamentalne, był punktem odniesienia, na którym się wzorowano. Tutaj powstała w połowie XIX wieku haute couture, dosłownie "moda wysoka", ubiory drogie, unikatowe, szyte wyłącznie na zamówienie. Domy mody w każdym roku proponują jej nowe kolekcje, często krańcowo awangardowe. To one wyznaczają trendy i eksplorują nowe kierunki, ale ich nowatorskość bywa tak daleko posunięta, że często patrząc na pokazy mody, człowiek myśli sobie, że w czymś takim nigdy nie wyszedłby na ulicę. Z czasem wprowadzono pojęcie prêt-à-porter, tzn. ubrań gotowych, dostępnych od ręki i oferowanych w całej gamie rozmiarów. Paryż uczy nas tych dwóch form mody.

Zna pan Francję jak własną kieszeń. Które miejsce skradło pana serce?

Moje ukochane miejsce to Arles, nieduże prowansalskie miasteczko u ujścia Rodanu, stolica języka prowansalskiego, gdzie Rodan tworzy deltę dochodzącą do Morza Śródziemnego. Zostało utworzone w starożytności jako kolonia najpierw grecka, a później rzymska. Wychowywał się tutaj cesarz Konstantyn Wielki. W późniejszych wiekach miasto trochę podupadało, jednak piękno renesansowych pałaców jest w nim cały czas uderzające. Arles słynie z obecności dużej kolonii cygańskiej – są to raczej Cyganie hiszpańscy, nie francuscy, którzy upowszechnili francuską odmianę corridy.

Arles jest miastem, w którym piękno stworzył nie tylko człowiek, ale również natura przez wspaniałe słońce i niebo. Ten niezwykły, trochę dziki pejzaż białych skał obrośniętych niskimi drzewami stał się ulubionym miejscem malarzy – przede wszystkim Vincenta Van Gogha, który właśnie tam spędził najpłodniejszy okres swojego życia, choć również w Arles rozpoczęła się jego choroba psychiczna i to w tym miasteczku odciął sobie ucho, a hospitalizowany był w Saint-Rémy-de-Provence, które znajduje się ok. 15 minut drogi od Arles. Ja w Arles czuję się jak u siebie.

Pomówmy o francuskiej kuchni, o której szeroko pisze pan w książce. Co we Francji je pan najchętniej?

Ja tam nie tylko jem, ale również gotuję. Uwielbiam gotować, nauczyłem się tego właśnie we Francji, bo jest to kraj różnorodny, wszechstronny, w którym niczego nie brakuje. Z mórz północy pochodzą ostrygi; dla wielu Polaków kontrowersyjne, a dla mnie zjeść tuzin ostryg to święto, zwłaszcza z dobrym, wytrawnym białym winem. Wspaniałe są francuskie dania z drobiu, szczególnie różne odmiany kaczki, którą podaje w formie świeżych filetów z piersi, czyli magret de canard albo konfitowanych udek duszonych we własnym tłuszczu confit de canard. To jest coś wspaniałego. Taką konfitowaną kaczkę konserwuje się lub wekuje i kiedy przyjdzie ochota, podaje zapieczoną z ziemniakami z czosnkiem i świeżą natką pietruszki. W Tuluzie serwuje się ją w gęstej potrawce z fasoli jako cassoulet. Niektórzy uważają, że bardziej przypomina coś, co my nazywamy fasolką po bretońsku, o której we Francji nikt nie słyszał.

Tak jak o rybie po grecku w Grecji.

Absolutnie. Jest poza tym mnóstwo wspaniałych dań rybnych, np. duszonych na maśle panierowanych soli, które powalają smakiem. Z pośledniejszych ryb robi się królewskie dania takie jak zupa rybna bouillabaisse (bujabes).

Do tego chodzi cała kultura serów…

Wszystkie regiony Francji posiadają swoje sery – krowie, kozie, owcze. W Prowansji nie wypada jeść sera normandzkiego, podobnie jak serów alpejskich nie jada się w Alzacji. Słynny ostry roquefort, który jest serem zielonym i ma mnóstwo szlachetnej pleśni (która nie jest oznaką zepsucia, tylko formą dojrzewania), to bardzo ostry ser owczy, mimo że ten kojarzy nam się z łagodnością. We Francji, w zależności od regionu, są sery od bardzo delikatnych do bardzo ostrych, które podczas dojrzewania stają się miękkie, lejące. Są wreszcie sery, które określamy jako twarde albo żółte. I – co ważne – sery we Francji je się po głównym daniu.

To ciekawe!

Sery ułatwiają trawienie, dlatego są bardzo dobre po zakończonym posiłku. Niektórzy Francuzi pytają: ser czy deser? Jeśli ser, to podaje się do niego sałatę – nieprzyprawioną albo z winegretem.

Ewa Podsiadły-Natorska dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
francjaparyżfrancuzki

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (41)