Ujawniły, jak wygląda praca w Centrum Praw Kobiet. Prezeska miała je poniżać
Centrum Praw Kobiet powinno pomagać kobietom doświadczającym przemocy i chronić ich praw. Okazuje się, że fundacja miała je łamać. Pracowniczki CPK wyznały w rozmowie z dziennikarką Onetu, w jaki sposób traktowała je prezeska organizacji - Urszula Nowakowska.
31.01.2023 | aktual.: 31.01.2023 17:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Misją Centrum Praw Kobiet jest przeciwdziałanie wszelkim formom przemocy i dyskryminacji kobiet w życiu prywatnym, publicznym i zawodowym. Dążymy do stworzenia warunków umożliwiających kobietom korzystanie z należnych im praw człowieka w tym prawa do życia wolnego od przemocy i dyskryminacji" - czytamy na oficjalnej stronie CPK.
Założycielką i prezeską organizacji jest Urszula Nowakowska - prawniczka i działaczka społeczna - wyróżniana wielokrotnie za działania na rzecz ochrony praw człowieka. Byłe i obecne pracowniczki Centrum Praw Kobiet wyznały w rozmowie z Ewą Raczyńską, dziennikarką Onetu, jak naprawdę wyglądała praca w feministycznej fundacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na myśl o pracy zbierało się jej na wymioty
Z Urszulą Nowakowską blisko współpracowała Joanna, koordynatorka komunikacji PR. W rozmowie z Onetem powiedziała, że była pod ciągłą presją. Odpowiadała m.in. za kontakt z dziennikarzami chcącymi uzyskać wypowiedź prezeski Centrum Praw Kobiet. - Do mnie wydzwania człowiek, a ja się tłumaczę, że nie mam kontaktu z prezeską, że próbuję. Oszaleć było można ze zwyczajnej bezsilności, bo jej podejścia nie można było zmienić - wspomina.
Joanna - jak przyznaje w rozmowie z Onetem - przestawała wierzyć w swoje kompetencje. Nowakowska skutecznie podcinała jej skrzydła. Kiedy po kilku próbach kontaktu nie dodzwoniła się do prezeski CPK, sama napisała komentarz dotyczący wypowiedzenia przez rząd konwencji stambulskiej. Nowakowska zadzwoniła do Joanny krótko po publikacji, zarzucając jej przekazanie mediom niestosownej wypowiedzi.
- Zestresowałam się potwornie i pytam: "Urszula, ale w którym miejscu, zadzwonię zaraz do tej dziennikarki i ona na pewno od razu to poprawi". Usłyszałam, że ona nie ma na to teraz czasu i że wrócimy do tego. Pięć razy czytałam swoją wypowiedź i nie doszukałam się tam niczego, co byłoby "straszne i potwornie złe" - mówiła Joanna.
Z rzeczniczką kontaktowały się inne pracowniczki i dyrektorki oddziałów, żaląc się na kontakt z Urszulą Nowakowską. Kobieta wspomina rozmowę z Małgosią z Łodzi, która zadzwoniła do niej płacząc ze stresu przed wizytą prezeski CPK. - I chociaż nie masz sobie w pracy nic do zarzucenia, z automatu czujesz niepokój i lęk. W sumie myślę, że wytrzymałam w CPK tak długo, dzięki pandemii i pracy zdalnej - podsumowała.
Atmosfera w pracy zmusiła Joannę do rozpoczęcia psychoterapii. Jak mówi w rozmowie z Onetem, na pytanie bliskich o atmosferę w biurze, łapał ją stres. - Flaki zaczęły mi się wywracać na drugą stronę i mówię: "Tato, sorry, ale nie jestem w stanie o tym rozmawiać, zmieńmy temat, bo zwymiotuję" - wyznała.
Pracowała bez umowy i wynagrodzenia
Pracownicą Centrum Praw Kobiet jest też Inga, matka trójki dzieci z niepełnosprawnością. Kobieta sama ciężko choruje i ma za sobą doświadczenia przemocy domowej. W CPK zatrudniono ją na umowie wolontariackiej, bez wynagrodzenia. Chciała zająć się wsparciem kobiet w Żyrardowie. Od Urszuli Nowakowskiej usłyszała, że filia nie ma lokalu, bo "władze samorządowe nie sprzyjają działaniom na rzecz praw kobiet".
Inga sama zorganizowała pomoc dla kobiet w potrzebie. Pozyskała lokal, środki na remont i wyposażenie. Zorganizowała także wolontariuszki oraz ekspertki, które mogłyby poprowadzić warsztaty terapeutyczne. Mimo pracy, jaką włożyła w organizację pracy oddziału CPK w Żyrardowie, nie otrzymała wsparcia od Nowakowskiej. Jak wyjaśnia w rozmowie z Onetem, dopiero rok temu otrzymała od prezeski laptopa, a do dziś korzysta z prywatnego internetu i telefonu.
Wciąż pracuje w Centrum Praw Kobiet bez umowy i wynagrodzenia. Oficjalny zakres obowiązków otrzymała, gdy podpisywała umowę wolontariacką. Nie zawiera ona jednak zadań, które wykonuje jako dyrektorka oddziału. Inga tłumaczy, że nie może zarabiać, bo dostaje zasiłek z MOPS-u. Koleżanki przekonały ją do tego, aby zwróciła się z prośbą o wypłatę wynagrodzenia. Od prezeski usłyszała, że to "zrujnowałoby fundację". Inga nie chce rzucać pracy, ale boi się jednego.
- Mamy z synem silne uczulenie na gluten, raz na kwartał Urszula opłacała faktury na kwotę tysiąca złotych za jedzenie bezglutenowe. Boję się, że przestanie to robić - przyznała we wspomnianej rozmowie. W końcu zrozumiała, że prezeska CPK wykorzystuje jej trudną sytuację, o czym napisała do niej w wiadomości. Do dziś nie doczekała się odpowiedzi.
"Ta hipokryzja niszczy nas psychicznie"
Pracownice Centrum Praw Kobiet powołały w lipcu ubiegłego roku związki zawodowe. Oficjalną drogą zwracają uwagę na szereg nieprawidłowości w funkcjonowaniu struktury pracowniczej fundacji, w tym poniżające traktowanie przez przełożone, brak regulaminu pracy, wynagrodzeń, umów czy zaległości w wypłacaniu pensji.
- Wpadłyśmy w pułapkę "ważnej pracy" i prezeska z tego korzysta, ale ta hipokryzja niszczy nas psychicznie. Bo, jak mamy przekonać kobietę, która tkwi w toksycznym związku, czy męczy się z pracodawcą, który nie traktuje jej godnie i z szacunkiem, że ma walczyć, jeśli my same tej walki nie podejmujemy? - mówi Monika Młynarczyk ze związków zawodowych.
Jak donosi Onet, 19 stycznia Rada Nadzorcza Centrum Praw Kobiet po spotkaniu z przedstawicielkami związków zawodowych fundacji, podjęła uchwałę o powołaniu komisji antymobbingowej. Ma ona zbadać, czy w CPK nie dochodziło do dyskryminacji lub mobbingu. Dziennikarka Onetu podjęła próbę kontaktu z Urszulą Nowakowską. Do dziś nie uzyskała odpowiedzi.
WP Kobieta także skontaktowała się z przedstawicielami fundacji, ale bez skutku.
Prof. Magdalena Środa: Szefowanie organizacjom powinno być kadencyjne
Odwagi pogratulowała pracowniczkom Centrum Praw Kobiet Magdalena Środa, prof. dr hab. z Zakładu Etyki Wydziału Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego.
- Trudność, którą miały do pokonania, była podwójnej natury. Uderzyły nie tylko w szefową, co może być potraktowane jako brak lojalności, ale też w instytucję, która jest jedną najstarszych, najbardziej skutecznych i najpotrzebniejszych w Polsce, co może być – niesłusznie - potraktowane jako atak na jej użyteczność. Nic bardziej mylnego. Dziewczyny działają właśnie dla dobra tej instytucji - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Zdaniem prof. Środy oskarżenia wobec szefowej Centrum Praw Kobiet to kolejna odsłona choroby, która toczy rynki pracy. - Mobbing a z innego punktu widzenia autorytaryzm, pycha, poczucie bezkarności, brak standardów komunikacyjnych czy zwykłe chamstwo to niestety dość częste przywary nie tylko pracodawców, ale i pracodawczyń. Przypadek Centrum Praw Kobiet pokazuje, że "najciemniej pod latarnią" - dodaje.
Jak zauważa prof. Magdalena Środa, w przypadku CPK Urszuli Nowakowskiej mieliśmy do czynienia z dubletem instytucjonalno-osobowościowym. Prezeska stworzyła Centrum Praw Kobiet, pomogła setkom kobiet, wiele uratowała przed cierpieniem i śmiercią i związała się ze swoją organizacją organicznie.
- Jest jak matka organizacji, a to nie jest dobry związek. W sferze publicznej obowiązywać powinny inne relacje. Nawet jeśli pozostaniemy przy związkach rodzinnych, to dobra matka wie, kiedy dziecko musi pójść swoją drogą. Szefowanie różnym organizacjom, podobnie jak prezydentura, powinno być kadencyjne, lub też poddane jakiejś cyklicznej kontroli. Zwłaszcza jeśli chodzi o takie organizacje, w których działanie naraża na duży stres - komentuje prof. Środa.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl