Blisko ludziUrodziła syna, na karmienie przyniesiono dziewczynkę. Czy grozi nam powrót do PRL-u?

Urodziła syna, na karmienie przyniesiono dziewczynkę. Czy grozi nam powrót do PRL‑u?

Co czuje matka, gdy po porodzie dostaje nie swoje dziecko? Ot "drobna pomyłka". Sytuacja jak scena w szatni z "Misia": "Pański numerek jest pusty, więc kolega dał płaszcz sąsiedni". Takie rzeczy tylko w filmach i w poprzedniej epoce? Niekoniecznie.

Urodziła syna, na karmienie przyniesiono dziewczynkę. Czy grozi nam powrót do PRL-u?
Źródło zdjęć: © 123RF.COM

Dwa dni temu obiegł media news o kobiecie, która w szpitalu w Lublinie po cesarskim cięciu usłyszała, że urodziła syna, po czym na pierwsze karmienie przyniesiono jej dziewczynkę. Świeżo upieczona mama zorientowała się od razu. Noworodek miał również złą płeć wpisaną na opasce.

Pomylenie noworodków w szpitalu w XXI wieku nie mieści się ludziom w głowach. Takie sytuacje traktujemy śmiertelnie poważnie i od razu wyobrażamy sobie najtragiczniejsze konsekwencje. "To nie ja cię urodziłam", krzyczałyby po latach nagłówki gazet. Krzyczałyby, gdyby tych pomyłek nie wyjaśniano. Sytuacja, która zdarzyła się w szpitalu w Lublinie, została wyjaśniona i prawdopodobnie trwała chwilę. Trudno to jednak ustalić, bo jak pisze "Dziennik Wschodni", personel szpitala nie chciał komentować sprawy oraz poinformował, że pacjentka nie wyraziła zgody na informowania o szczegółach.

Brzmi poważnie, jakby stała się tragedia, którą ktoś chce zataić. Równie poważnie brzmi relacja "Dziennika Wschodniego". Do redakcji miała zadzwonić kuzynka jednego z rodziców dziecka. Z płaczem i prośbą o pomoc. "Proszę sobie wyobrazić reakcję rodziców, którzy przed porodem nie chcieli znać płci dziecka. Jak mogło dojść do czegoś takiego? Cała nasza rodzina jest zszokowana i rozbita", miała mówić dziewczyna do dziennikarzy.

Trudno odmówić rodzinie powodów do obaw. W tym wypadku prawdopodobnie był to czeski błąd, który łatwo dało się wyjaśnić. Z wielu historii o zamienionych noworodkach, które można znaleźć w sieci, wynika, że do tego typu pomyłek dochodzi, gdy w tym samym czasie na jednym oddziale rodzi się kilkoro dzieci. W Lublinie poza zamienionym chłopcem, na szczęście urodziła się dziewczynka, więc odróżnienie noworodków nie było kłopotem. Jednak to czysty przypadek. Bo co by było, gdyby tego dnia urodzili się chłopcy?

- Jak leżałam w szpitalu po urodzeniu syna, w tym samym czasie na porodówce leżała też inna kobieta. O takim samym imieniu, podobnie brzmiącym nazwisku. Jak na ironię, dała swemu dziecku takie samo imię. Czyli były dwie Alicje o podobnych nazwiskach i dwóch Adasiów urodzonych tego samo dnia – opowiada 50-letnia kobieta. To był mały szpital, lata 90. – Nie było jeszcze wtedy telefonów komórkowych. Żeby czegokolwiek się dowiedzieć trzeba było dzwonić do szpitala. Dzień po porodzie na oddział dzwonił mąż tej drugiej Alicji. Pielęgniarka źle usłyszała nazwisko i zawołała mnie do telefonu. Bo reszta się zgadzała – imię dziecka, imię matki, dzień narodzin – wspomina.

Zanim Alicja, nasza bohaterka, zorientowała się, że nie rozmawia ze swoim mężem, wymieniła z mężczyzną kilka zdań. – Pytał jak się czuję, jak się czuje Adaś. Facet zaczął nabierać podejrzeń i zapytał mnie w końcu, jaki nasz syn ma kolor oczu. Odpowiedziałam, że brązowy i zdziwiłam się, że o to pyta. Przecież już go widział. Na co usłyszałam w słuchawce: "Jak to? Wczoraj mówiłaś, że niebieski". Wtedy oboje połapaliśmy się w sytuacji i wybuchliśmy śmiechem – opowiada kobieta.

Alicji nie było jednak wesoło, gdy któregoś razu jedna z pielęgniarek przyniosła jej na karmienie nie tego Adasia, co trzeba. – Kiedy dostałam małego na ręce od razu coś mi nie grało, wtedy sprawdziłam opaskę i wszystko było jasne. Jednak przeraziłam się, że do pomyłek w rozpoznawaniu noworodków dochodzi tak łatwo – komentuje.

Dziś, by uniknąć pomyłek, tuż po narodzeniu dziecka położna zapisuje wszystkie dane dziecka na identyfikatorze, który w formie opaski zakłada na rączkę noworodka. Matka jest też od razu informowana o płci dziecka, a dane z opaski weryfikuje przed jej założeniem. Agnieszka Kais, położna i wiceprzewodnicząca Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych w Lublinie w rozmowie z "Dziennikiem Wschodnim" deklaruje, że "w ciągu 30 lat pracy w zawodzie, nie spotkała się z przypadkiem pomylenia noworodków w szpitalu".

Mecenas Maria Wentland-Walkiewicz spraw dotyczących podmienienia noworodków w szpitalach prowadzi aż siedem. Jednak wszystkie te dramatyczne w skutkach sytuacje miały miejsce w poprzedniej epoce. – Najświeższa ze spraw, które prowadzę dotyczy pomyłki, do której doszło w latach 80. – mówi redakcji WP Kobieta mecenas Wentland-Walkiewicz. – Zmieniły się procedury i nie słyszałam, by ktokolwiek z moich kolegów z branży prowadził sprawę, która dotyczy pomyłki bardziej aktualnej – dodaje.

I oby tak zostało. Bo jeśli wierzyć relacjom czytelników tekstu o sytuacji, do jakiej doszło w Lublinie, dziś pomyłki wcale nie są tak rzadkie... Tyle, że po ich wyjaśnieniu szpitale sowicie rekompensują swój błąd. Byleby tylko uniknąć odpowiedzialności egzekwowanej drogą sądową.

Źródło artykułu:WP Kobieta
niemowlęszpitalcesarskie cięcie

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (40)