W Biedronce jest cztery razy dziennie. Zdradza, co robią łowcy promocji
Marchewa jest królową promek. Wie, gdzie dostać mleko za 1,79 zł, tańsze mięso, kupuje przecenione warzywa i owoce. Kawior? Też, tyle że za 7 zł. W Biedronce i Lidlu jest po cztery razy dziennie. Opowiada, jak dorwać produkty przecenione o połowę, gdzie spotkamy pomarańczowe skrzyneczki i jak zachowują się łowcy promocji.
12.02.2024 06:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Aleksandra Sokołowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Mówi pani o sobie "królowa promek". Czy to już jest hobby?
Marchewa*: Zdecydowanie. Jestem na bieżąco z gazetkami sklepów, z kuponami, z aplikacjami. Wyszukuję ciekawe oferty, wiem, kiedy będzie mleko w promocji, kiedy mięso, gdzie kupić owoce i warzywa przecenione o 50 proc. Prowadzę profil na TikToku i pokazuję Polakom wszystko, co znajdę, cenowe okazje i moje łupy z pomarańczową metką. Pracuję zawodowo jako handlowiec, mam też firmę, ale życie nauczyło mnie, że dobrostan finansowy może się nagle skończyć.
Za jaką kwotę mogłaby pani przeżyć?
Mogę żyć za 20 czy 30 tys. miesięcznie, ale też przeżyję za 2 tys. I tego uczę synów. Sama miałam podobną sytuację w dzieciństwie. Moja rodzina żyła luksusowo, nie oszczędzaliśmy na niczym. Jednak, gdy przyszła choroba, to trzeba było zacisnąć pasa, bo wszystkie pieniądze przeznaczaliśmy na leczenie.
Żeby przeżyć miesiąc za niewielką kwotę, nie można marnować jedzenia. I tak staram się funkcjonować. Kupować w promocji, często przecenione, ale pełnowartościowe produkty, nie wyrzucać tego, co nam nie smakuje. Jak kupię np. ser, który domownikom nie smakuje, to oddaję go znajomym. Tak też uczę moje dzieci smaków. Mówię im: spróbuj, najwyżej nie zjesz, ale będziesz już wiedzieć, jak to smakuje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W sieci jest pani znana z tego, co i za ile zrobi na obiad.
Posiłki robię dla czteroosobowej rodziny. To zależy od wyzwania, które dostaję od moich widzów na TikToku. A tych mam już trochę na liście. Piszą do mnie: "kup coś za złotówkę" - oczywiście zrobię to. Koszt obiadu zależy od tego, co uda mi się dorwać w sklepie, na promocji. Na obiad za 10 zł przygotowałabym np. ziemniaki, wątróbkę lub kurze serca.
Przygotowuję kaszankę, bycze jądra, mortadelę. Ale jemy też krewetki, perliczkę, kaczkę, sushi – bo takie produkty kupuję w dobrej cenie. I nie rozumiem hejterskich komentarzy, które pojawiają się pod moimi filmikami, typu "ja bym tego nie zjadł", bo zaznaczam: "gdybyś był w trudnej sytuacji, to byś zjadł".
Czyli jest w tym wszystkim misja?
Chcę pokazać synom, że fajnie jeść sushi, ale też tańsze produkty. Uczę szacunku do jedzenia, żeby nie wybrzydzać. Na jeden z posiłków ugotowałam niedawno bycze jądra. Mąż uciekł, nie chciał próbować, nawet zerknąć na moje danie. A dzieci? Spróbowały! Pokazuję to wszystko w sieci i chciałabym zmienić zdanie Polaków na temat taniego gotowania, zapomnianych składników czy dań i oczywiście zwyczajów zakupowych.
Pomarańczowe metki na produktach w marketach są kuszące?
Oj tak, lubię pomarańczowe metki. Oznaczają rabat 50 proc. Polityka sklepów dotycząca przeceniania produktów spożywczych jest różna. W Lidlu rabatem objęte są takie, które zostały w małej ilości. Np. mają cztery opakowania szynki z tygodnia włoskiego, a od poniedziałku zaczyna się tydzień hiszpański. Wtedy te ostatnie sztuki są przeceniane. Zazwyczaj jest to w sobotę rano. I to są perełki. Np. kawior za 7 zł. Dodam, że mają długi termin ważności, więc można brać w ciemno.
Ale jest też druga grupa produktów przecenianych. Kupuję też takie z bliską datą ważności. Tylko trzeba wiedzieć: kiedy i gdzie.
I to jest kluczowe pytanie.
Ostatnie sztuki często są przeceniane w sobotę rano. W Lidlu skrzyneczki "Kupuję, nie marnuję" są ustawione w ladzie chłodniczej, trzeba je odszukać wśród produktów. I tu mamy jogurty za złotówkę, wędlinę, sałatki. Ale często widzę też duże kosze pośrodku sklepu z żywością, która nie wymaga chłodzenia. Są dania gotowe za 3 zł, produkty sypkie, puszkowane. Ja np. na takiej wyprzedaży kupuje rzeczy, których nie jedliśmy. Jak są zrabatowane, łatwiej mi wydać pieniądze. Mięso, ryby czy sushi objęte 50-procentowym upustem można znaleźć w lodówkach.
Biedronka takie przeceny ma na razie w fazie testowania. Dobrze wiem, że póki co produkty z krótkim terminem ważności pracownicy dyskontu spisują, pakują i oddają do domów opieki, domów starców… Po prostu przekazują dalej, co jest fajne, bo ktoś ma z tego użytek. Bardzo mi się ta inicjatywa podoba.
A co kupuje pani na promocji w Biedronce?
Mięso za 12.99 zł, mleko za 1.79, masło za 3 zł, jajka 1 plus 1 gratis, warzywa i owoce czy ser za mniej niż 2 zł za opakowanie. Mieszkam niedaleko Biedronki, więc często tam bywam. Nawet cztery razy dziennie. Wiem, kiedy są dostawy i to też jest ważna informacja. Ochrona mnie już doskonale zna, bo nagrywam filmiki na TikToka. Ba! Sami mi podrzucają jakieś produkty w okazyjnej cenie. Często rzeczy z biedronkowej promocji znikają już rano i później śladu po nich nie ma.
Łowcy promocji wszystko wykupują?
Niekoniecznie. Wiele razy byłam świadkiem sytuacji, kiedy rano znikały wszystkie opakowania mięsa z promocji. Okazuje się, że kupują to restauratorzy czy właściciele sklepów z mięsem. I wtedy te produkty wcale się nie pojawiają w lodówce, nie są dostępne dla ludzi. Wiem też, że w Biedronce można umówić się z obsługą, która większą liczbę promocyjnych produktów może nam odłożyć. Wtedy to nawet nie "wyjedzie na sklep". W Lidlu takie praktyki są zakazane. Można oficjalnie zamówić większą liczbę, ale umawianie się z pracownikami nie wchodzi w grę.
Była pani świadkiem przepychanek dyskontowych?
Kilka razy. O świątecznego karpia ludzie szarpali się tak, że wybili szyby w lodówce. Później już obsługa postawiła chłodnię bez zasuwanych szyb, żeby ktoś sobie krzywdy nie zrobił. Widzę też, że stali bywalcy promocji sami podają obsłudze produkty z bliską datą ważności i domagają się pomarańczowej naklejki. A do niedawna te cenówki to sobie przeklejali na inne produkty i tak oszukiwali. Teraz jest to niemożliwe, bo metki mają lepszy klej.
Spore zamieszanie w sklepie jest też przy okazji przecen z działu non-food. Ubrania, artykuły do domu, zabawki. Kiedyś widziałam, jak kobiety wchodziły do dużych kontenerów po mięsie, żeby przymierzyć… majtki.
Zraziła się pani kiedyś do produktów z pomarańczową metką?
Nie udaję księżniczki, mam w sobie pokorę. Nie zdarzyło mi się, żeby coś było nieświeże czy miało dziwny zapach. To są produkty pełnowartościowe i jeszcze raz to podkreślmy. Widzę, że coraz więcej osób je kupuje, co może świadczyć o tym, że zmienia się myślenie ludzi. I działa na nich nie tylko inflacja.
Znajomi często do pani dzwonią po informacje o promocjach?
Oj tak. Dostaję SMS-y, telefony w stylu: gdzie kupić piwo w promocji, gdzie mięso, a gdzie pieluchy dla dzieci. Lubię też ugościć znajomych, wiedzą, że u mnie lodówka zawsze jest pełna. W niedzielę miałam gości, poczęstowałam ich nietypowym jedzeniem, nagrałam z tego filmik. Mówiąc delikatnie, byli zdziwieni. Ale też i zadowoleni. I o to w tym wszystkich chodzi.
* Rozmówczyni poprosiła o podpisanie jej pseudonimem, pod którym znana jest na TikToku.
Rozmawiała Aleksandra Sokołowska, dziennikarka Wirtualnej Polski